Zbyt antyreligijny, by się podobać? ZŁOTY KLAKIER ZABLOKOWANY, SMARZOWSKI BEZ NAGRODY
Na trwającym jeszcze 43. Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni – najważniejszej imprezie dla polskiej kinematografii – wydarzyła się rzecz niebagatelna, a wręcz skandaliczna. W tym roku nie zostanie przyznana nagroda dla najdłużej oklaskiwanego filmu. Dlaczego? Pomimo medialnego zamętu, jakie wywołała decyzja prezesa zarządu Radia Gdańsk, najpewniej dlatego, że niekwestionowanym faworytem w wyścigu po Złotego Klakiera był Kler Wojciecha Smarzowskiego.
Złoty Klakier przyznawany jest na gdyńskim festiwalu od 1994 roku. Mimo że sama jego idea może wydawać się sporna, to cóż lepiej świadczy o uznaniu widzów niż długość ich oklasków? Po ostatnich pokazach statystyki były jednoznaczne – Smarzowski mógł być pewien, że wróci do domu co najmniej ze Złotym Klakierem. Ostatecznie policzono, że publiczność klaskała ponad 11 minut, mimo że gospodyni wieczoru, Agnieszka Szydłowska, próbowała w pewnym momencie przerwać owacje. Taka sytuacja nie zdarza się często i dla porównania warto wiedzieć, że zeszłoroczny zwycięzca, Najlepszy w reżyserii Łukasza Palkowskiego, był oklaskiwany „ledwie” 7 minut 57 sekund.
O Klerze było już głośno na długo przed premierą, zwłaszcza gdy pojawiły się pierwsze materiały prasowe. Obawiano się, że Smarzowski podąża tropem taniej sensacji i zamierza swoim filmem urządzić nagonkę na Kościół. Jednak pierwsze głosy po premierze wiele obiecywały – Kler okazał się filmem mocnym i niejednoznacznym. Tym samym również i kontrowersyjnym.
Prowokacyjna historia trzech księży ma czytelny rodowód w prawdziwych wydarzeniach. Jednak jak mówił reżyser na konferencji prasowej, jego film nie jest wymierzony przeciwko wierze katolickiej, a stanowi kolejny głos w walce z patologiami Kościoła. Przestępstwa i nadużycia nie mogą być dłużej tabuizowane, kiedy cierpią niewinni. Natomiast kiedy jedni klaskali w uznaniu dla filmu „prowokującego dyskusję” i „piętnującego seksualne nadużycia”, inni oskarżali Smarzowskiego o brak obiektywizmu i nienawiść do duchowieństwa. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zalewski określił Kler jako „agitkę wojującego ateisty”, a nie „akt <<moralnego niepokoju>>”, którym rzekomo miałby być.
W związku z zaistniałą sytuacją, uniemożliwiającą ocenę prawidłowości przeprowadzonych pomiarów długości oklasków publiczności po poszczególnych pokazach filmów prezentowanych podczas trwającego Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni, po konsultacji z Kolegium redakcyjnym Radia Gdańsk, podjąłem decyzję o nieprzyznawaniu w tym roku nagrody Złotego Klakiera – czytamy w oświadczeniu Dariusza Wasilewskiego.
Czy Smarzowski celowo zamierzał wyrządzić krzywdę Kościołowi? Chwilowo wydaje się, iż jest zgoła odwrotnie i reżyser sam stał się bardziej ofiarą światopoglądowych przepychanek. Jak podaje „Dziennik Bałtycki”, któremu udało się nieoficjalnie porozmawiać z dziennikarzami radia, w stacji nalegano, by nie przypominać na antenie zbyt często o sukcesie frekwencyjnym filmu. Podobno rozważano ponowne przesłuchanie taśm z nagraniami; ostatecznie zdecydowano się nagrody nie przyznać.
Smarzowski już raz borykał się z czarnym PR-em oficjalnej władzy, kiedy Jacek Kurski, prezes TVP, zamierzał mu przyznać za kulisami specjalną nagrodę za film Wołyń. Reżyser wówczas odmówił. Tym razem w jego obronie opowiedzieli się dziennikarze. Kler otrzymał od nich nagrodę z przeważającą liczbą głosów – 39 w stosunku do 7, które oddano na drugi w kolejności Jak pies z kotem Janusza Kondratiuka.
Po raz kolejny polityczna wrzawa zadziała na korzyść twórcy i jego dzieła. Na festiwalu w Gdyni widzowie zapełniali sale, a można się spodziewać, że Kler podobnie zostanie przyjęty również wtedy, gdy trafi do regularnej dystrybucji. Smarzowski musi jednak mieć mocne nerwy jako nowy Antychryst na podwórku polskiej kinematografii.