search
REKLAMA
Krótkie spięcie

Tęczowa burza w szklance wody. KEVIN HART REZYGNUJE Z PROWADZENIA OSCARÓW

Karol Barzowski

7 grudnia 2018

REKLAMA

Dziś rano gruchnęła wiadomość, że Kevin Hart postanowił zrezygnować z prowadzenia przyszłorocznej ceremonii wręczenia Oscarów. Poszło o homofobiczne tweety i występy komika sprzed lat. Amerykańska Akademia Filmowa postawiła Hartowi ultimatum – albo przeprosi, albo pożegna się z robotą. On stwierdził, że jest już innym człowiekiem i zadośćuczynił społeczności LGBT dawno temu. Wreszcie, po kilku dniach medialnej wrzawy, poinformował opinię publiczną, że nie chce swoją obecnością na Oscarach odwracać uwagi od meritum, czyli filmów, i lepiej będzie, jeśli galę poprowadzi kto inny. Po czym… przeprosił. Ktoś zapyta – i nie można było tego zrobić od razu? Pewnie tak, ale nie o to się chyba tutaj rozchodzi.

Oglądałem wczoraj film animowany Trolle. Rzecz dzieje się w społeczności kolorowych stworków, które uwielbiają skoczne pioseneczki, przytulaski, wycinanki z brokatem, są do wszystkiego pozytywnie nastawione. To taki idealny świat – trolle nawet kupy nie robią, tylko wydalają z siebie pokryte kolorowym lukrem muffiny. Mam wrażenie, że Amerykańska Akademia Filmowa też chciałaby żyć w podobnej bańce. Takiej, w której zadowoli się wszystkich, nikogo nie urazi, będzie cudnie i wspaniale. Gdy lata temu ceremonię oscarową prowadziła Whoopi Goldberg, po prostu wyrzuciła z siebie, jedna po drugiej, rozmaite sprawy, które powinny zostać wspomniane podczas gali – prawa kobiet, prawa mężczyzn, domy dla bezdomnych, uwolnienie chińskich więźniów politycznych, pokój w Bośni, reforma funduszu zdrowia, więcej badań nad AIDS, „no i niech ktoś wreszcie powstrzyma te pieprzone trzęsienia ziemi”. Nie ma się co oszukiwać – gala wręczenia Oscarów to ogromne medialne wydarzenie, oglądane przez setki milionów ludzi, i dziwne byłoby, gdyby nie spróbowano jej wykorzystać do szerszego kontekstu, nie tylko filmowego. Nie mam z tym wielkiego problemu – jeśli jeden homoseksualista zaakceptował swoją orientację po przemowie Toma Hanksa z 1994 roku albo czarnoskóry aktor dzięki zwycięstwu Sidneya Poitiera 30 lat wcześniej uwierzył, że jest dla niego miejsce w Hollywood, jestem za. To były jednak sytuacje spontaniczne, wykreowane przez samych laureatów. Planowanie tego to już zupełnie inna para kaloszy. A przecież dzisiejszy świat nie jest kolorową utopią z filmu Trolle.

Oscary
Fot Matt SaylesInvisionAP

Przepraszam za ten rozwleczony wstęp. Niezbędne jest chyba jednak pokazanie, jak na oscarową galę zapatruje się Akademia. Samo promowanie różnorodności, ograniczanie konfliktów, wstawianie się za słabszymi nie jest niczym złym – pytanie, czy to wszystko nie zabrnęło za daleko.

Jeśli chodzi o Harta, to wbrew temu, co podają niektóre polskie media, jego komentarze nie ograniczyły się do tego, że w jednym ze swoich stand-upów stwierdził, że zrobi wszystko, aby jego syn nie został gejem (choć już tę opinię, sugerującą, że homoseksualizm jest sprawą wyboru, należy uznać krzywdzącą). Na Twitterze aktor posunął się dalej – stwierdził, że jeśli zobaczyłby, jak jego syn bawi się z siostrą Barbie, wziąłby domek dla lalek i rozbił go na jego głowie ze słowami „Przestań, to pedalskie”. Tu nie mamy już do czynienia z komedią, wizją artystyczną, czymkolwiek w tym rodzaju – to jest homofobia w czystej postaci, w dodatku przedstawiona w bardzo nieprzyjemnym kontekście. Rozbijanie domku dla lalek na głowie dziecka, bo to bawiło się z siostrą… Nie, nie i jeszcze raz nie. Gdyby Hart startował do Kongresu albo na prezydenta, byłby skończony – to normalne, że prześwietlamy polityków, również pod kątem wypowiedzi z przeszłości, bo chcemy, aby reprezentował nas ktoś o możliwie jak najlepszej opinii. Tyle że on nie bawi się w politykę. On po prostu miał wygłosić oscarowy monolog, a potem kilka razy pojawić się na scenie z żartem, zapewne dotyczącym któregoś z nominowanych.

Kevin Hart

Czy istniało ryzyko, że Hart w Dolby Theatre zaprezentuje coś podobnego, jak w swoich tweetach sprzed 7 lat? Nie. Wszystko jedno, czy naprawdę się zmienił czy nie, on nie funkcjonuje w Hollywood od wczoraj i wie, że takim zachowaniem spaliłby za sobą mosty. Chodziło tylko o wybranie osoby, która nie kojarzyłaby się widzom w negatywny sposób. A przecież ogromną część widowni Oscarów stanowią geje, to nie jest żadna tajemnica. Nie bez powodu ten dzień od dawna nazywany jest „gejowskim Superbowl”. Akademia zdaje sobie z tego sprawę, szanuje swoją publiczność, a także patrzy na sprawę biznesowo – stąd ultimatum.

Hart z premedytacją zrezygnował z przeprosin, tłumacząc, że o sprawę tweetów pytany był już wielokrotnie. Ktoś, kto poświęcił czas i energię na znalezienie tych starych wypowiedzi, równie dobrze mógł poszukać wywiadów, w których aktor przyznawał się do błędu i zapewniał, że bardzo się przez te lata zmienił. I ja mu wierzę. Mało tego, trochę rozumiem decyzję o braku przeprosin. Hart nazwał to karmieniem internetowych trolli i trudno się z nim nie zgodzić. Nie mam nic przeciw poprawności politycznej, uważam, że ten termin jest nadużywany i niepotrzebnie zyskuje negatywne konotacje – ale to, co dzieje się w Hollywood w ciągu ostatnich lat, to po prostu zbyt wiele. Świetnie, że czarnoskórzy aktorzy traktowani są na równi z białymi, super, że wreszcie zajęto się Harveyem Weinsteinem i sprawy molestowania w branży filmowej nie są już zamiatane pod dywan, i tak dalej, i tym podobne. Mam jednak wrażenie, że w dobie Internetu wystarczy jeden post na Instagramie, jeden tweet, jedna zmasowana akcja jakiejś grupy na Facebooku, i tak naprawdę z niczego robi się międzynarodowa afera. Owszem, Hart 7 lat temu opublikował skandaliczne wpisy, wskazujące na to, że ma homofobiczne poglądy i wykorzystuje swoją popularność do ich szerzenia. Nie musi to mieć jednak nic wspólnego (i na pewno by nie miało) z tym, jak wyobrażał sobie poprowadzenie lutowej ceremonii. Nie raz i nie dwa mówił o tym, że żałuje swojego zachowania i dziś jest już innym człowiekiem – to chyba lepsze, niż gdyby został zmuszony do nagłych, być może wcale nie szczerych przeprosin. Jeśli będziemy prześwietlać każdego, kto ma odegrać jakąś rolę w hollywoodzkiej machinie, jeśli ten ktoś ma odpowiadać dosłownie każdemu, za jakiś czas może się okazać, że mało kto przejdzie taki test. A jeśli Akademii tak bardzo zależy na nieskazitelnych współpracownikach, jej przedstawiciele powinni lepiej wykonywać pracę domową. Tak naprawdę wina leży tylko po ich stronie – wypowiedzi Harta nie dość, że nie zaginęły w odmętach internetu, to już wcześniej się o nich mówiło. Całego “skandalu” (choć to za duże słowo) można było uniknąć.

Kevin Hart

Jeszcze jedna rzecz warta jest w tym wszystkim podkreślenia. Geje całego świata nie domagali się usunięcia Harta – prawda jest taka, że większość miała to gdzieś, a część pewnie bardzo go lubi. Wiele osób transpłciowych cieszyłoby się, gdyby taka gwiazda jak Scarlett Johansson zagrała w filmie o przedstawicielu społeczności trans. Wymieniać można by długo. Te burze, które wywoływane są tak naprawdę w szklance wody, w jakiejś bardzo małej grupie osób, a poprzez media społecznościowe rozrastają się do przerażających rozmiarów, są przykrym symbolem naszych czasów. To wszystko jest bardzo skomplikowane, bo robiąc coś, co ma dobry cel, Hollywood stosuje metody, które otwierają nowe problemy. A czy złoty środek w ogóle istnieje? Na ten temat mogłaby powstać rozprawa doktorska, a i tak chyba zaledwie byśmy go dotknęli.

Osobna sprawa jest taka, że Hart wcale nie był jakimś ekscytującym wyborem na prowadzącego. Ba! Wielu ludzi, którzy teraz grzmią o chorej politycznej poprawności, sami narzekali na to, że decyzja Akademii o angażu czarnoskórego komika jest jej kolejnym przejawem. Ja mam nadzieję, że wszystko dzieje się po coś i będziemy mieć jeszcze pozytywny finał tej całej historii. Czasu do gali nie pozostało wiele, trzeba będzie zatrudnić kogoś sprawdzonego, i pewnie Akademia postawi na człowieka mającego swój własny talk-show. Jeśli okaże się nim James Corden, będzie dobrze.

REKLAMA