FANI STAR WARS KONTRA RZECZYWISTOŚĆ. Kathleen Kennedy szefem Lucasfilm przez kolejne trzy lata

Problem w tym, że są oni zbyt młodzi, by pamiętać czasy prequeli albo bardzo wybiórczo odbierają rzeczywistość. Części I–III podzieliły bowiem fanów jeszcze bardziej niż ostatnie filmy. Gdyby w tamtych czasach istniały media społecznościowe miałyby tam miejsce znacznie większe burdy niż współcześnie. Ogromna część fanów starej trylogii nie pozostawiała suchej nitki na filmach George’a Lucasa, który według nich zgwałcił im dzieciństwo. Podobny hejt i niekończące się spory towarzyszyły Wojnom klonów, które według wielu rozwalały kanon i brukały dobre imię marki. To przewrotne, że dziś o tym serialu animowanym mówi się głównie w superlatywach (padają stwierdzenia, że filmy Disneya nie dorastają tej produkcji do pięt), podczas gdy 10 lat temu masa osób uznawała go za największego raka Gwiezdnych wojen. To całkiem zabawne zjawisko udowadnia, że każde pokolenie fanów jest pełne osób, które potrafią zaakceptować wyłącznie Gwiezdne wojny, na których się wychowały.
Cały raban wokół nowych filmów w mojej opinii jest również kolejnym świadectwem ułomności współczesnego społeczeństwa, którego większość czuje się niezwykle uprzywilejowana. Współczesny widz jest roszczeniowy i skrajny w osądach. Wszystko, co jest odmienne od jego wizji, zasługuje na zmieszanie z błotem i w ogóle nie powinno istnieć. Petycje pokroju „Żądamy unieważnienia Ostatniego Jedi i nakręcenia filmu od nowa” tylko to potwierdzają. Masa osób uważa, że ich koncept jest jedynym właściwym, a to, co od niego odbiega nie ma żadnej wartości. Wizja twórców nie ma tu żadnego znaczenia, a wspomniana skrajność objawia się w miażdżących opiniach, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Niezależnie od sentymentów, nowe Gwiezdne wojny są lepsze od prequeli pod wieloma względami i nie można nazwać ich jednoznacznie złymi filmami. Umiejętne połączenie CGI i praktycznych efektów specjalnych ośmiesza wizualia filmów Lucasa, dialogi są napisane znacznie lepiej niż w częściach I–III, a Abrams i Johnson potrafią pracować z aktorami. Kierunek rozwoju fabuły, postaci same w sobie i sposób przedstawienia świata to kwestie, które mogą znaleźć swoich zagorzałych przeciwników, ale to nie wystarczy, by można było uznać te filmy za jednoznacznie fatalne. W całym dyskursie brakuje wyważenia i refleksji – wypierają je skrajne emocje i brak obiektywizmu.
Podobne wpisy
Trudno przewidzieć, co będzie dalej, ale moim zdaniem pozostawienie Kathleen Kennedy na czele Lucasfilmu może być czymś dobrym dla marki. Warto pamiętać, że jest to niezwykle kompetentna osoba, która przyczyniła się do sukcesu Parku Jurajskiego i Indiany Jonesa. Myślę, że w ogólnym rozrachunku całe tabuny widzów są mniej lub bardziej zadowolone z wskrzeszenia Gwiezdnych wojen na wielkim ekranie. Ci rozczarowani powinni pamiętać, że ludzie wyciągają wnioski z popełnianych błędów. Szalejące od prawie roku kontrowersje nie przeszły niezauważone także w Lucasfilmie – chyba śmiało można założyć, iż konstruktywna krytyka wywrze wpływ na decyzje dotyczące przyszłości uniwersum. Jak na razie wciąż musimy czekać na nowe informacje – prace nad spin-offami są wstrzymane i chwilowo jedyną datą, którą możemy zaznaczyć w kalendarzu jest grudniowa premiera epizodu IX w 2019 roku. Wskazuje to na spowolnienie tempa pojawiających się produkcji, ale trudno powiedzieć cokolwiek więcej na temat ich przyszłości. Osobiście mam nadzieję przede wszystkim na zmiany poza samymi filmami – na bardziej stonowaną dyskusję i mniej obrzucania się gównem. Gwiezdne wojny zasługują na więcej.