FANI STAR WARS KONTRA RZECZYWISTOŚĆ. Kathleen Kennedy szefem Lucasfilm przez kolejne trzy lata

Stało się. Po miesiącach plotek i spekulacji ogłoszono, że wbrew pobożnym życzeniom malkontentów Disney przedłużył kontrakt z Kathleen Kennedy o trzy lata. To oznacza, że na czele Lucasfilm będzie stać osoba odpowiedzialna za cztery ostatnie gwiezdnowojenne filmy. Skąd taka decyzja? Co to oznacza dla marki? Czy obawy i uprzedzenia niektórych fanów są zasadne? Przyjrzyjmy się całej sytuacji.
Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy to wielki hit filmowy. Ponad dwa miliardy dolarów przychodu z kin i przeważająca większość pozytywnych recenzji są jasnym dowodem na to. Czy był to film zachowawczy i dość odtwórczy? Był. Nie zmienia to jednak faktu, że odniósł ogromny sukces, co należy przypisać J.J. Abramsowi i właśnie Kathleen Kennedy. Łotr 1 w oczach wielu widzów był jeszcze lepszy – jasne, zarobił znacznie mniej niż epizod siódmy, ale nikt nie oczekiwał, że będzie inaczej. Ważne, że pomimo problematycznej produkcji i dokrętek powstał interesujący (i przepiękny wizualnie) film różniący się tonacją od pozostałych. Dzięki tym sukcesom jeszcze rok temu ogół społeczeństwa był zadowolony z disneyowskich Gwiezdnych wojen, nawet jeśli Przebudzenie Mocy zirytowało niektórych brakiem oryginalności. Premiera Ostatniego Jedi dała jednak początek burzy, która nie ucichła do dziś. Rian Johnson postanowił poprowadzić nową trylogię i losy jej postaci w zupełnie innym kierunku, niż wyobrażali sobie fani. To, w połączeniu z nietypowymi zabiegami stylistycznymi i humorem rodem z filmów Marvela, poskutkowało niepohamowaną falą bezmyślnego hejtu/ konstruktywnej krytyki. Odbiło się to na wynikach finansowych Hana Solo, który okazał się klapą finansową pomimo tego, że był naprawdę dobrym filmem. Po premierze produkcji o młodym przemytniku wiele osób przewidywało zwolnienie Kennedy ze stanowiska, ale tak się nie stało – dlaczego?
Po pierwsze, niezależnie od internetowych hejtów Ostatni Jedi zarobił w kinach 1,3 miliarda dolarów i zebrał przede wszystkim bardzo dobre recenzje. Niektórzy rozgoryczeni fani utrzymują, że nawet Mroczne widmo i Atak klonów są lepsze od ósmej części kosmicznej sagi, ale sprzedaż filmu Riana Johnsona na DVD i BluRay przebiła wynik Czarnej Pantery. Jakby tego było mało, miesiące temu okazało się, że wiele negatywnych ocen na portalu Rotten Tomatoes było dziełem botów autorstwa największych hejterów Gwiezdnych wojen Disneya! Dodatkowo, ostatnie doniesienia każą wierzyć, że negatywny szum buzujący wokół Ostatniego Jedi to zasługa rosyjskich trolli, którzy wykorzystywali całe zamieszanie do eskalowania ideologicznych konfliktów w sieci. I wcale nie jest to tak nieprawdopodobne, jak mogłoby się wydawać! Jednym z podstawowych zarzutów krytyków/hejterów ostatnich gwiezdnowojennych filmów jest zawarcie w nich feministycznej agendy. Widoczny na jakimś zdjęciu napis „The Force is female” na koszulce Kathleen Kennedy zdaje się to potwierdzać, ale co w tym złego? Przed przejęciem marki przez Disneya Gwiezdne wojny były zdominowane przez mężczyzn. Poza silną postacią Lei i umiarkowanie silną postacią Padmé wszyscy bohaterowie byli facetami. Protagoniści, antagoniści – po obu stronach barykady nie było miejsca dla kobiet. Dlaczego przerwanie tej tendencji miałoby być czymś złym? Młoda dziewczyna wcielająca się w najważniejszą postać nowej trylogii to miła odmiana (i dajmy już spokój tym bredniom o Mary Sue – Anakin i Luke też wyczyniali prawdziwe cuda jeszcze przed treningiem, a poza tym wciąż nie znamy całej prawdy na temat Rey) i miło zobaczyć większą różnorodność w wielkiej galaktyce.
Pójdźmy dalej – porażka finansowa Hana Solo nie jest winą Kathleen Kennedy. Winowajcą jest przede wszystkim Robert Iger nalegający na majową premierę. Po Ostatnim Jedi minęło raptem pół roku, a świat nie zdążył zatęsknić za Gwiezdnymi wojnami na wielkim ekranie. Jeszcze większym problemem był kiepski marketing (wiele osób nie miało pojęcia o istnieniu filmu) i wrzucenie premiery między nową część Avengers a Deadpoola 2. Gdyby kampanię marketingową rozpoczęto w maju, a premierę ustalono na grudzień, wyniki finansowe wyglądałyby zupełnie inaczej. Han Solo to dobry film, szczególnie dla wieloletnich fanów Gwiezdnych wojen. Zawarto tam wszystko, co powinna zawierać historia młodocianego przemytnika, a dzięki licznym smaczkom i nawiązaniom nie sposób nie uśmiechać się podczas seansu. Niestety, stosunkowo niewiele osób zdecydowało się dać szansę tej produkcji, czego efektem były kiepskie wyniki finansowe. I jasne, sporo potencjalnych widzów uważało ten film za zbędny albo było obrażonych na markę po Ostatnim Jedi, ale szczerze wątpię, by to wiele zmieniło – marketing, Deadpool i Avengers są tu głównymi winowajcami. Hejterzy Kennedy utrzymują jednak, że wprowadziła ona niespotykany dotąd rozłam w społeczności fanów.