search
REKLAMA
Recenzje

THE OLD GUARD. Nieśmiertelna Charlize walczy dla Netfliksa

Krzysztof Walecki

11 lipca 2020

REKLAMA

Nieśmiertelność to wdzięczny temat dla kina, bo daje możliwość pójścia w naprawdę odległe kierunki i tematy, począwszy od tego, czy jest bardziej darem czy przekleństwem. Co czuje człowiek, który nie może umrzeć; czym jest dla niego czas i pamięć; czego się boi, jakie ma nadzieje? Można z takim bohaterem podróżować przez różne epoki, do przeszłości, jak i do przyszłości, dawać mu możliwości rozwoju niedostępne dla zwykłego śmiertelnika lub ukazać go jako istotę coraz mniej podobną do człowieka. Taka postać wydaje się nie mieć ograniczeń.

To wszystko wiedzą twórcy The Old Guard, nowego Netfliksowego filmu, ekranizacji komiksu autorstwa Grega Rucki (który napisał również scenariusz) i Leandra Fernandeza. Głównymi bohaterami jest grupka nieśmiertelnych, którzy narodzili się w różnych momentach dziejowych, ale na jakimś etapie swojej podróży spotkali się, aby żyć przez kolejne stulecia razem. Mamy zatem Bookera, żołnierza armii napoleońskiej, Joego i Nicky’ego, którzy poznali się, walcząc po przeciwnych stronach podczas krucjat, ale ostatecznie połączyła ich miłość, oraz najstarszą z nich Andy, a właściwie Andromache ze Scytii, co sugeruje greckie, starożytne pochodzenie (sama twierdzi, że nie pamięta, jak długo już żyje). Świadomi możliwości, jakimi dysponują, starają się pomóc światu – współcześnie jako najemnicy, podejmujący się najbardziej niebezpiecznych akcji. Jedna z nich, próba odbicia dzieci z rąk terrorystów, okazuje się pułapką mającą na celu zdemaskowanie niezniszczalnych bohaterów. Jednocześnie wyczuwają pojawienie się kogoś takiego jak oni i wkrótce rekrutują Nile, młodą żołnierkę, która nie rozumie, w jaki sposób przeżyła śmiertelne poderżnięcie gardła.

Oglądając The Old Guard, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że to, co najbardziej interesuje reżyserkę filmu, Ginę Prince-Bythewood, to właśnie ta cienka granica między spojrzeniem na nieśmiertelność jak na coś wspaniałego lub na najgorszą z możliwych kar. Z jednej strony wieczne życie, możliwość poznania świata i ludzi w różnych epokach, bez strachu, że na coś zabraknie czasu; z drugiej przeżycie swych najbliższych, samotność, konieczność radzenia sobie z nienawiścią dla inności, jaką reprezentują bohaterowie. Lub zazdrością. W średniowieczu, posądzeni o czary, byli raz za razem wieszani; obecnie kroi się ich dla dobra nauki (choć przede wszystkim dla zysku). Najlepszą sceną ukazującą nieuzasadniony strach przed nimi jest moment, kiedy Joe (Marwan Kenzari) wyznaje Nicky’emu (Luca Marinelli) miłość, kończąc to pocałunkiem. Siła tych słów jest tak wielka, że – pomimo bycia skutymi i otoczonymi przez grupę uzbrojonych napastników – błyskawicznie zostają oni rozdzieleni. Jest tu i humor, i patos, ale przede wszystkim aktualność, dobrze korespondująca z tematem wielowiekowej walki, jaką toczą bohaterowie.

Jednocześnie brakuje tego, co wydaje się najbardziej oczywistą możliwością dla tych, dla których nie istnieją żadne granice, czyli zanurzenie się w hedonistycznych przyjemnościach, a nawet spojrzenie na ludzkość z perspektywy kogoś stojącego wyżej w łańcuchu ewolucyjnym. Andy i jej podobni kierują się kompasem moralnym, nakazującym im działanie dla dobra ludzkości, nie widząc nawet efektów tej walki. Czy ich działania cokolwiek zmieniają z globalnego punktu widzenia? A jeżeli nie, to czy jest sens kontynuować tę misję? Niepokoi to graną przez Charlize Theron bohaterkę, ale scenariusz nie daje jej żadnej alternatywy. Być może Andy wszystkiego już w swoim długim życiu spróbowała i odkryła pustkę beztroskiego żywota. Tego jednak z filmu się nie dowiemy.

To nie jedyny powód, dla którego The Old Guard ostatecznie rozczarowuje. Pomysł wyjściowy, aby bohaterami uczynić grupkę nieśmiertelnych, jest obiecujący i dający duże możliwości, a tymczasem staje się podstawą bardzo standardowej sensacji, w której ścigani i ścigający co rusz zmieniają się miejscami. Na Andy i jej przyjaciół poluje… koncern farmaceutyczny (a konkretnie pracujący dla niego Chiwetel Ejiofor), co samo w sobie budzi śmiech – czy faktycznie może on stanowić dla niezniszczalnych istot realne zagrożenie? Nie dziwi zatem, że najciekawsze momenty filmu to wcale nie sekwencje akcji (zrealizowane rzetelnie, choć zilustrowane koszmarnymi piosenkami, które bardziej pasują do Szybkich i wściekłych), a sceny dialogowe między głównymi bohaterami, ukazujące różne stanowiska wobec nieśmiertelności. Najciekawiej w tym zestawieniu prezentuje się Booker, grany przez Matthiasa Schoenaertsa, postać patrząca na swe życie przez pryzmat rodziny, którą pogrzebał dawno temu, niepogodzonej z jego mocą.

Najsłabiej tymczasem prezentuje się sama Theron, z jednej strony zbyt stoicka, aby budziła u widza jakiekolwiek emocje do swojej postaci, z drugiej chyba bardziej zainteresowana wymaganiami fizycznymi swojej roli niż innymi jej aspektami. Od kilku dobrych lat aktorka wyszukuje dla siebie projekty dające jej możliwość wykazania się jako heroina kina akcji (Mad Max: Na drodze gniewu, Atomic Blonde, w mniejszym stopniu Szybcy i wściekli), ale chyba po raz pierwszy za jej występem kryje się niewiele więcej. Nawet kiedy spotyka się z groźbą faktycznej śmierci (tak, nikt nie jest tak naprawdę nieśmiertelny) lub służy jako nauczycielka nierozumiejącej swej sytuacji Nile (KiKi Layne), Andy nie jest tak ciekawą i silną postacią, jak sugeruje tekst Rucki. Tylko raz udaje się twórcom dać głównej bohaterce kontrapunkt dla jej długowiecznej walki, który mógłby uczynić z Andromachy tragiczną i bliższą nam postać. Nic z tym jednak nie robią poza krótką retrospekcją, gdy aż się prosi, aby właśnie w tym konkretnym kierunku poszła fabuła. Najwyraźniej zostawią to sobie na niechybną kontynuację.

Sam film sprawia wrażenie nawet nie początku jakiejś filmowej serii, a pilota serialu telewizyjnego. Są tu wątki i relacje, zaledwie liźnięte, niepogłębione, a przez to frustrujące. Są dialogi, od których uszy bolą (być może sprawdzały się w komiksie, ale film jest całkowicie innym medium). Jest typowo netfliksowa produkcja, niby wystawna, ale pozbawiona prawdziwie kinowej oprawy. Jest w końcu znakomity temat, służący jako podstawa mało satysfakcjonującej serii strzelanin. Ale to, czego najbardziej brakuje, to wrażenie ponadczasowości, jaka charakteryzuje najlepsze filmy o nieśmiertelnych. The Old Guard nie wychodzi poza ramy współczesnej opowieści o nadnaturalnych istotach, sytuując się bliżej narracji o superbohaterach, a nie kroczących przez wieki postaciach, przytłoczonych swoją egzystencją. Są tu tego ślady, przykryte sztampową intrygą i mało porywającą realizacją. Brakuje epickiego oddechu i wrażliwości Wywiadu z wampirem, jak również wyobraźni i stylistycznej brawury Nieśmiertelnego. Długowieczni? Nie dla mnie. Za tydzień nie będę już o nich pamiętał.

REKLAMA