Trzy POWROTY DO PRZYSZŁOŚCI. Wrażenia z kinowego maratonu trylogii Roberta Zemeckisa
Ostatnią część przygód Marty’ego i Doktora kręcono razem z drugą – w zakończeniu Powrotu do przyszłości II pojawia się nawet krótka zapowiedź (coś na kształt zwiastunu) trzeciego epizodu. Widzowie wiedzieli więc już na długo przed premierą, że tym razem akcja przenosi się w dość odległą przeszłość, bo aż w rok 1885, czyli zmierzch Dzikiego Zachodu. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że Zemeckis i Gale zasugerowali odbiorcom czas akcji kolejnej odsłony, jednocześnie zapowiadając jedno z kluczowych wydarzeń Powrotu do przyszłości III już około połowy drugiej części. Scena, w której bogaty i rozpustny Biff ogląda finałowy pojedynek z Za garść dolarów Sergio Leone, jest niczym innym, jak tylko przykładem bardzo ciekawego, intertekstualnego foreshadowingu. Podczas seansu trzeciej odsłony przygód Marty’ego najbardziej zaskoczyło mnie to, jak duży nacisk położony jest w niej na wątek miłosny. Zapamiętałem z dzieciństwa Powrót do przyszłości III jako wypełniony po brzegi strzelaninami i szalonymi pościgami film przygodowy, tymczasem znaczną część czasu ekranowego poświęcono rozwojowi relacji Doktora Browna i panny Clayton. Nic w tym oczywiście złego, gdyż wątek nie jest rozpisany po macoszemu i gładko wkomponowuje się w cały film, choć, jak by nie patrzeć, oparty został na prostym, ale za to jakże efektywnym koncepcie zamiany ról – nagle to Marty jest mózgiem całej operacji, zaś Doktor bujającym w obłokach, zakochanym nastolatkiem.
Maraton kinowy był świetną okazją do tego, aby odtworzyć wspomnienia z dzieciństwa (podczas gdy Marty i Doktor wracali do przyszłości, ja cofałem się w przeszłość) i skonfrontować je z przemyśleniami mojej dwudziestoletniej wersji. Dodatkową atrakcją towarzyszącą wydarzeniu była wystawa gadżetów powiązanych z trylogią Zemeckisa, zorganizowana przez ogólnopolski fanklub Powrotu do przyszłości. Wśród wystawionych przedmiotów znalazły się tak bezcenne repliki jak holograficzna czapka z daszkiem (którą oczywiście musiałem przymierzyć), almanach sportowy, różowa, latająca (w rzeczywistości, niestety, nie unosiła się w powietrzu) deska używana przez Marty’ego w drugiej i trzeciej części albo panel sterowania z DeLoreana, pozwalający wybrać konkretną datę, do której chcemy się przenieść.
1 Świetnie postawę tę odzwierciedla zakończenie krótkiego dokumentu poświęconego serii Zemeckisa i Gale’a – Sekrety trylogii: Powrót do przyszłości. W ostatniej scenie do prowadzącego, Kirka Camerona, podbiega podekscytowany chłopczyk z pytaniem: „Czy będzie czwarta część?”, na co ten odpowiada z uśmiechem, kładąc dziecku rękę na ramieniu: „Nie zanosi się na to, kolego”.
2 J. Szyłak, Leksykon: Powrót do przyszłości [w:] Kino Nowej Przygody, Gdańsk 2012, str. 205.
3 Zagadnieniem, o którym można by było napisać osobny, wyczerpujący artykuł, jest fenomenalny product placement w serii Zemeckisa. Znakomitym pomysłem było chociażby sprowadzenie picia pepsi i noszenie nike’ów do jednych z najważniejszych cech głównego bohatera. Chcesz być jak Marty McFly? Pij napoje Pepsi i noś buty Nike! Proste, ale za to jakie skuteczne – w przerwie pomiędzy pierwszym a drugim filmem skoczyłem do pobliskiego sklepu po puszkę pepsi.
4 Bardzo ciekawe, co stało za pomysłem, aby kinami w 2015 roku rządziły właśnie Szczęki 19? Warto w tym miejscu zaznaczyć, że twórca oryginalnych Szczęk, czyli oczywiście Steven Spielberg, był głównym producentem wykonawczym (to jego nazwisko pojawia się jako pierwsze na ekranie!) wszystkich trzech części Powrotu do przyszłości. Jak wspomina Jerzy Szyłak, całą serię kojarzono w latach 80. głównie z reżyserem Bliskich spotkań trzeciego stopnia: „Powrót do przyszłości był postrzegany przez krytykę jako jeszcze jeden «przebój Spielberga» czy też «dzieło stajni Spielberga» (podobnie jak Gremliny, Pogromcy duchów czy Piramida strachu – filmy wyprodukowane i wprowadzone na ekrany w tym samym czasie). W Robercie Zemeckisie widziano jedynie wykonawcę woli autora największych przebojów wszech czasów – pracownika zatrudnionego do roli kogoś, kto pilnuje, by aktorzy na planie zrobili swoje, a twórcy efektów specjalnych stworzyli wiarygodny obraz niewiarygodnych zdarzeń” (J. Szyłak, op. cit., s. 204). Jak więc w tym kontekście należy traktować Szczęki 19? Jako niewinny żart Gale’a i Zemeckisa? Autoironię Spielberga? A może wyraz niezadowolenia z tego, w jakim kierunku podążyła zainicjowana przez twórcę Poszukiwaczy zaginionej Arki seria? Wszak przed premierą Powrotu do przyszłości II powstały już aż cztery jej odsłony.