ROGER CORMAN. Kim był i dlaczego kimś ważnym
„To było jak szkoła. Miał osobowość profesora. Był stateczny i uprzejmy. To było łagodne wprowadzenie, lepsze niż praca nad filmem klasy B albo filmem niskobudżetowym w studiu, w o wiele bardziej nerwowej atmosferze. Miałem w tym względzie szczęście. Najpierw przyniosłem do niego Ulice nędzy, ale on zasugerował, by osadzić akcję wśród Afroamerykanów”. Ulic nędzy Roger Corman więc ostatecznie nie wyprodukował – podał jednak Martinowi Scorsese pomocną dłoń, oferując mu realizację Wagonu towarowego Bertha, projektu będącego ordynarnym pokłosiem komercyjnego sukcesu Bonnie i Clyde’a. Z pewnością nie jest to najlepszy film w bogatym dorobku reżysera Chłopców z ferajny. Nakręcony w kilkanaście dni, za grosze, z początkującymi aktorami i aż trzema operatorami. A jednak Scorsese stawia w rozmowie z Richardem Schicklem sprawę jasno: „Gdybym nie zrobił Wagonu towarowego, nigdy nie zrealizowałbym Ulic nędzy”.
Byle szybko i byle tanio – taka była cena niezależności artystycznej, jeżeli pracowało się dla Rogera Cormana. Reżyser i producent karierę w branży filmowej rozpoczynał jako zwykły chłopiec na posyłki w wytwórni 20th Century Fox – wkrótce awansował i udało mu się zahaczyć w dziale scenariuszy. W ten sposób, już w wieku 24 lat, poznał gorzką stronę pracy przy wysokobudżetowych produkcjach hollywoodzkich. Choć wiele z jego pomysłów zostało wykorzystanych podczas realizacji westernu Jim Ringo, miejsca w napisach końcowych dla Cormana nie znaleziono. W ramach protestu 24-latek zwolnił się z wytwórni, a kilka lat później założył własną firmę produkcyjną – Palo Alto. Postanowił realizować odtąd filmy na własnych zasadach: przy mikroskopijnym budżecie, ale niezależnie. Już nikt więcej miejsca w napisach odmówić mu nie mógł.
Sukces przyniosło Cormanowi kino gatunkowe – produkowane masowo, ale z serduchem i oddaniem, jakie cechuje wyłącznie filmy amatorskie i półamatorskie. Takie, w których braki finansowe nadrabiać trzeba wyobraźnią oraz entuzjazmem. Corman okazał się prawdziwym człowiekiem pracy: potrafił reżyserować nawet po 9 filmów rocznie, w rekordowych przypadkach skracając okres zdjęciowy do zaledwie kilku dni (Sklepik z horrorami nakręcony został w dokładnie 2 dni i 1 noc). Wykorzystywał scenografie po poprzednich produkcjach, współpracował z grupą oddanych aktorów, aby nie robić dubli i zachować ciągłość korzystał z 2 kamer jednocześnie, bezwstydnie wmontowywał ujęcia z ukończonych filmów do projektów, nad którymi aktualnie pracował. W połowie lat pięćdziesiątych dobił targu z American Releasing Company (przekształconym wkrótce w American International Pictures), co pozwoliło mu rozszerzyć działalność – szybko został naczelnym producentem, scenarzystą i reżyserem firmy. Główną grupą docelową Cormana i AIP stali się nastolatkowie. To z myślą o nich realizowane były takie filmy jak Atak potwornych krabów i Ostatnia kobieta na Ziemi, Wiadro krwi i Potwór z morza, a później Dzikie anioły i Podróż. Corman ewoluował wraz ze swoją widownią – doskonale wiedział, co młodzi odbiorcy chcą oglądać, i tego typu produkcji im dostarczał. Jego filmografia to do pewnego stopnia sejsmograf rejestrujący zmiany obyczajowe w Stanach Zjednoczonych: wraz z nadejściem kontrkultury zaczyna pojawiać się w niej coraz więcej przemocy oraz seksu, a kowbojów i potwory zastępują motocykliści i dealerzy narkotyków.
Nie znaczy to oczywiście, że Corman nie miał własnych upodobań filmowych, pozostając niewolnikiem gustu nastoletniej publiczności. Fascynowała go literatura Edgara Allana Poego, z którą zetknął się bliżej podczas studiów literaturoznawczych na Uniwersytecie Oksfordzkim – przeniósł więc ją na ekran aż ośmiokrotnie, realizując takie filmy jak Kruk, Zagłada domu Usherów czy Maska czerwonego moru. Wyjątkiem w jego z ducha kampowej filmografii jest też Intruz – zaangażowany społecznie dramat, stworzony z potrzeby ducha, piętnujący rasizm, który wcale nie zniknął wraz z wprowadzeniem w USA desegregacji. Film okazał się jednak najdotkliwszą porażką finansową w karierze Cormana i sprawił, że reżyser nie podejmował już więcej podobnie ambitnych prób, działając ekskluzywnie na gruncie kina rozrywkowego.
W Intruzie jedną ze swoich pierwszych ważnych ról zagrał William Shatner – na długo zanim zlał się w świadomości widzów z postacią kapitana Kirka. Oto jeszcze jeden, a być może największy talent Cormana: talent do wyławiania innych talentów. W filmach wyreżyserowanych i wyprodukowanych przez autora Kruka pierwsze kroki aktorskie stawiali Bruce Dern, Charles Bronson, Sylvester Stallone, Robert De Niro czy Jack Nicholson. Ostatni z nich zagrał w aż dziewięciu produkcjach Cormana, a przy dwóch pracował jako scenarzysta (dziś trudno w to uwierzyć, ale na pisaniu zarabiał wówczas więcej niż na występach aktorskich). To dzięki Cormanowi Nicholson poznał Petera Fondę i Dennisa Hoppera – cała trójka spotkała się na planie napisanej przez Nicholsona, a wyreżyserowanej przez Cormana Podróży. Znajomość obfity plon przyniosła niecałe dwa lata później, kiedy na ekrany amerykańskich kin trafił Swobodny jeździec.
Corman chętnie dzielił się projektami – był kimś w rodzaju współczesnego mecenasa sztuki. Francis Ford Coppola złapał u niego fuchę jako redaktor dialogów, dźwiękowiec, a wreszcie asystent. W końcu Corman pozwolił mu wyreżyserować debiutancki film – Obłęd, sfinansowany z pieniędzy zaoszczędzonych na realizacji The Young Racers. „Wszystko, czego nauczyłem się o praktycznym wymiarze robienia filmów, zawdzięczam jemu” – napisał później Coppola. Podobną drogę przeszedł Jonathan Demme, który zaczynał jako scenarzysta motocyklowych produkcji Cormana, a następnie wyreżyserował pod egidą jego studia 3 filmy: Więzienną gorączkę, Szaloną mamę i Na gołe pięści. Joe Dante montował dla niego zwiastuny, James Cameron budował modele statków kosmicznych, wykorzystane podczas kręcenia Bitwy wśród gwiazd – filmu bezwstydnie eksploatującego sukces Gwiezdnych wojen. Na planach Cormana swoją przygodę z kamerą rozpoczynali również wybitni operatorzy filmowi: Haskell Wexler, Phedon Papamichael oraz, last but not least, Janusz Kamiński.
O tym, w jak pokrętny sposób można było się do „szkoły Cormana” dostać, wie najlepiej Peter Bogdanovich, który spotkał autora Sklepiku z horrorami całkowitym przypadkiem, w kinie. Okazało się, że reżyser śledzi jego teksty ukazujące się w prestiżowym „Esquirze” – zaprosił więc młodego dziennikarza na plan Dzikich aniołów w roli swojego asystenta. Jak to u Cormana: jedna współpraca prowadziła do kolejnej. Pewnego dnia reżyser zatelefonował do Bogdanovicha z prostym pytaniem: „Czy chciałbyś nakręcić swój pierwszy film?”. Bogdanovich zgodził się bez wahania – właśnie dlatego przeprowadził się z żoną do Los Angeles. „Dobra, to słuchaj, sytuacja wygląda następująco: Boris Karloff wisi mi dwa dni zdjęciowe. Chciałbym, żebyś nakręcił około dwudziestu minut z Karloffem przez te dwa dni, a potem zebrał ekipę nowych aktorów i nakręcił godzinę filmu w tydzień, maksymalnie dwa. Będziesz mógł wykorzystać jeszcze dwadzieścia minut z Terroru, który niedawno ukończyłem. A zatem dwadzieścia minut z Karloffem, dwadzieścia minut z Terroru i godzina twojego materiału – co ty na to?”. Tutaj Bogdanovich na moment się zawahał, ale ostatecznie przystał na warunki zaproponowane przez Cormana. Tak narodziły się Żywe tarcze – zakamuflowany komentarz na temat gwałtownych przemian w amerykańskim kinie, w inteligentny sposób przeplatający historię weterana b-klasowych horrorów z opowieścią o młodocianym psychopacie, który bez wyraźnego powodu zaczyna strzelać do ludzi na ulicy.
„Jeżeli sprawdzisz się przy tym filmie, to już nigdy nie będziesz musiał dla mnie pracować” – miał powiedzieć Corman do Rona Howarda, który rozpoczynał akurat zdjęcia do swojego debiutu, czyli filmu Grand Theft Auto. Szkoła Cormana była kuźnią talentów – każdy talent stawał jednak w końcu na własne nogi i, siłą rzeczy, ruszał dalej. Nie znaczy to oczywiście, że „absolwenci” o swoim starym mistrzu zapominali. Wręcz przeciwnie: dziękowali mu i oddawali hołd, zapraszając na plany hollywoodzkich produkcji, które reżyserowali. Miłym standardem stało się obsadzanie Cormana w drobnych epizodach. Jonathan Demme powierzył mu rolę dyrektora FBI w Milczeniu owiec. Coppola zrobił z niego senatora w Ojcu Chrzestnym 2, a Howard kongresmena w Apollo 13. Ostatni z twórców wspomina wizytę Cormana na planie z wyraźnym rozrzewnieniem. Reżyser, wówczas aktywny już wyłącznie na polu producenckim, przechadzał się powoli po hali zdjęciowej i z podziwem oglądał wielką makietę rakiety kosmicznej rozłożoną na tle jeszcze większego green screena. Wreszcie zatrzymał się, odwrócił i powiedział do Howarda pół żartem, pół serio: „Wiesz, mógłbym zrobić to samo, ale za grosze”. I rzeczywiście: mógłby.