search
REKLAMA
Felietony

ROGER CORMAN. Kim był i dlaczego kimś ważnym

Byle szybko i byle tanio – taka była cena niezależności artystycznej, jeżeli pracowało się dla Rogera Cormana.

Janek Brzozowski

16 maja 2024

REKLAMA

To było jak szkoła. Miał osobowość profesora. Był stateczny i uprzejmy. To było łagodne wprowadzenie, lepsze niż praca nad filmem klasy B albo filmem niskobudżetowym w studiu, w o wiele bardziej nerwowej atmosferze. Miałem w tym względzie szczęście. Najpierw przyniosłem do niego Ulice nędzy, ale on zasugerował, by osadzić akcję wśród Afroamerykanów”. Ulic nędzy Roger Corman więc ostatecznie nie wyprodukował – podał jednak Martinowi Scorsese pomocną dłoń, oferując mu realizację Wagonu towarowego Bertha, projektu będącego ordynarnym pokłosiem komercyjnego sukcesu Bonnie i Clyde’a. Z pewnością nie jest to najlepszy film w bogatym dorobku reżysera Chłopców z ferajny. Nakręcony w kilkanaście dni, za grosze, z początkującymi aktorami i aż trzema operatorami. A jednak Scorsese stawia w rozmowie z Richardem Schicklem sprawę jasno: „Gdybym nie zrobił Wagonu towarowego, nigdy nie zrealizowałbym Ulic nędzy”.

Byle szybko i byle tanio – taka była cena niezależności artystycznej, jeżeli pracowało się dla Rogera Cormana. Reżyser i producent karierę w branży filmowej rozpoczynał jako zwykły chłopiec na posyłki w wytwórni 20th Century Fox – wkrótce awansował i udało mu się zahaczyć w dziale scenariuszy. W ten sposób, już w wieku 24 lat, poznał gorzką stronę pracy przy wysokobudżetowych produkcjach hollywoodzkich. Choć wiele z jego pomysłów zostało wykorzystanych podczas realizacji westernu Jim Ringo, miejsca w napisach końcowych dla Cormana nie znaleziono. W ramach protestu 24-latek zwolnił się z wytwórni, a kilka lat później założył własną firmę produkcyjną – Palo Alto. Postanowił realizować odtąd filmy na własnych zasadach: przy mikroskopijnym budżecie, ale niezależnie. Już nikt więcej miejsca w napisach odmówić mu nie mógł.

Sukces przyniosło Cormanowi kino gatunkowe – produkowane masowo, ale z serduchem i oddaniem, jakie cechuje wyłącznie filmy amatorskie i półamatorskie. Takie, w których braki finansowe nadrabiać trzeba wyobraźnią oraz entuzjazmem. Corman okazał się prawdziwym człowiekiem pracy: potrafił reżyserować nawet po 9 filmów rocznie, w rekordowych przypadkach skracając okres zdjęciowy do zaledwie kilku dni (Sklepik z horrorami nakręcony został w dokładnie 2 dni i 1 noc). Wykorzystywał scenografie po poprzednich produkcjach, współpracował z grupą oddanych aktorów, aby nie robić dubli i zachować ciągłość korzystał z 2 kamer jednocześnie, bezwstydnie wmontowywał ujęcia z ukończonych filmów do projektów, nad którymi aktualnie pracował. W połowie lat pięćdziesiątych dobił targu z American Releasing Company (przekształconym wkrótce w American International Pictures), co pozwoliło mu rozszerzyć działalność – szybko został naczelnym producentem, scenarzystą i reżyserem firmy. Główną grupą docelową Cormana i AIP stali się nastolatkowie. To z myślą o nich realizowane były takie filmy jak Atak potwornych krabów i Ostatnia kobieta na Ziemi, Wiadro krwi i Potwór z morza, a później Dzikie anioły i Podróż. Corman ewoluował wraz ze swoją widownią – doskonale wiedział, co młodzi odbiorcy chcą oglądać, i tego typu produkcji im dostarczał. Jego filmografia to do pewnego stopnia sejsmograf rejestrujący zmiany obyczajowe w Stanach Zjednoczonych: wraz z nadejściem kontrkultury zaczyna pojawiać się w niej coraz więcej przemocy oraz seksu, a kowbojów i potwory zastępują motocykliści i dealerzy narkotyków.

Nie znaczy to oczywiście, że Corman nie miał własnych upodobań filmowych, pozostając niewolnikiem gustu nastoletniej publiczności. Fascynowała go literatura Edgara Allana Poego, z którą zetknął się bliżej podczas studiów literaturoznawczych na Uniwersytecie Oksfordzkim – przeniósł więc ją na ekran aż ośmiokrotnie, realizując takie filmy jak Kruk, Zagłada domu Usherów czy Maska czerwonego moru. Wyjątkiem w jego z ducha kampowej filmografii jest też Intruz – zaangażowany społecznie dramat, stworzony z potrzeby ducha, piętnujący rasizm, który wcale nie zniknął wraz z wprowadzeniem w USA desegregacji. Film okazał się jednak najdotkliwszą porażką finansową w karierze Cormana i sprawił, że reżyser nie podejmował już więcej podobnie ambitnych prób, działając ekskluzywnie na gruncie kina rozrywkowego.

W Intruzie jedną ze swoich pierwszych ważnych ról zagrał William Shatner – na długo zanim zlał się w świadomości widzów z postacią kapitana Kirka. Oto jeszcze jeden, a być może największy talent Cormana: talent do wyławiania innych talentów. W filmach wyreżyserowanych i wyprodukowanych przez autora Kruka pierwsze kroki aktorskie stawiali Bruce Dern, Charles Bronson, Sylvester Stallone, Robert De Niro czy Jack Nicholson. Ostatni z nich zagrał w aż dziewięciu produkcjach Cormana, a przy dwóch pracował jako scenarzysta (dziś trudno w to uwierzyć, ale na pisaniu zarabiał wówczas więcej niż na występach aktorskich). To dzięki Cormanowi Nicholson poznał Petera Fondę i Dennisa Hoppera – cała trójka spotkała się na planie napisanej przez Nicholsona, a wyreżyserowanej przez Cormana Podróży. Znajomość obfity plon przyniosła niecałe dwa lata później, kiedy na ekrany amerykańskich kin trafił Swobodny jeździec.

Corman chętnie dzielił się projektami – był kimś w rodzaju współczesnego mecenasa sztuki. Francis Ford Coppola złapał u niego fuchę jako redaktor dialogów, dźwiękowiec, a wreszcie asystent. W końcu Corman pozwolił mu wyreżyserować debiutancki film – Obłęd, sfinansowany z pieniędzy zaoszczędzonych na realizacji The Young Racers. „Wszystko, czego nauczyłem się o praktycznym wymiarze robienia filmów, zawdzięczam jemu” – napisał później Coppola. Podobną drogę przeszedł Jonathan Demme, który zaczynał jako scenarzysta motocyklowych produkcji Cormana, a następnie wyreżyserował pod egidą jego studia 3 filmy: Więzienną gorączkę, Szaloną mamę i Na gołe pięści. Joe Dante montował dla niego zwiastuny, James Cameron budował modele statków kosmicznych, wykorzystane podczas kręcenia Bitwy wśród gwiazd – filmu bezwstydnie eksploatującego sukces Gwiezdnych wojen. Na planach Cormana swoją przygodę z kamerą rozpoczynali również wybitni operatorzy filmowi: Haskell Wexler, Phedon Papamichael oraz, last but not least, Janusz Kamiński.

O tym, w jak pokrętny sposób można było się do „szkoły Cormana” dostać, wie najlepiej Peter Bogdanovich, który spotkał autora Sklepiku z horrorami całkowitym przypadkiem, w kinie. Okazało się, że reżyser śledzi jego teksty ukazujące się w prestiżowym „Esquirze” – zaprosił więc młodego dziennikarza na plan Dzikich aniołów w roli swojego asystenta. Jak to u Cormana: jedna współpraca prowadziła do kolejnej. Pewnego dnia reżyser zatelefonował do Bogdanovicha z prostym pytaniem: „Czy chciałbyś nakręcić swój pierwszy film?”. Bogdanovich zgodził się bez wahania – właśnie dlatego przeprowadził się z żoną do Los Angeles. „Dobra, to słuchaj, sytuacja wygląda następująco: Boris Karloff wisi mi dwa dni zdjęciowe. Chciałbym, żebyś nakręcił około dwudziestu minut z Karloffem przez te dwa dni, a potem zebrał ekipę nowych aktorów i nakręcił godzinę filmu w tydzień, maksymalnie dwa. Będziesz mógł wykorzystać jeszcze dwadzieścia minut z Terroru, który niedawno ukończyłem. A zatem dwadzieścia minut z Karloffem, dwadzieścia minut z Terroru i godzina twojego materiału – co ty na to?”. Tutaj Bogdanovich na moment się zawahał, ale ostatecznie przystał na warunki zaproponowane przez Cormana. Tak narodziły się Żywe tarcze – zakamuflowany komentarz na temat gwałtownych przemian w amerykańskim kinie, w inteligentny sposób przeplatający historię weterana b-klasowych horrorów z opowieścią o młodocianym psychopacie, który bez wyraźnego powodu zaczyna strzelać do ludzi na ulicy.

Jeżeli sprawdzisz się przy tym filmie, to już nigdy nie będziesz musiał dla mnie pracować” – miał powiedzieć Corman do Rona Howarda, który rozpoczynał akurat zdjęcia do swojego debiutu, czyli filmu Grand Theft Auto. Szkoła Cormana była kuźnią talentów – każdy talent stawał jednak w końcu na własne nogi i, siłą rzeczy, ruszał dalej. Nie znaczy to oczywiście, że „absolwenci” o swoim starym mistrzu zapominali. Wręcz przeciwnie: dziękowali mu i oddawali hołd, zapraszając na plany hollywoodzkich produkcji, które reżyserowali. Miłym standardem stało się obsadzanie Cormana w drobnych epizodach. Jonathan Demme powierzył mu rolę dyrektora FBI w Milczeniu owiec. Coppola zrobił z niego senatora w Ojcu Chrzestnym 2, a Howard kongresmena w Apollo 13. Ostatni z twórców wspomina wizytę Cormana na planie z wyraźnym rozrzewnieniem. Reżyser, wówczas aktywny już wyłącznie na polu producenckim, przechadzał się powoli po hali zdjęciowej i z podziwem oglądał wielką makietę rakiety kosmicznej rozłożoną na tle jeszcze większego green screena. Wreszcie zatrzymał się, odwrócił i powiedział do Howarda pół żartem, pół serio: „Wiesz, mógłbym zrobić to samo, ale za grosze”. I rzeczywiście: mógłby.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA