Recenzje filmów z programu SPLAT!FILMFEST 2020. Część 3
6. Splat!FilmFest odbył się w dniach 1–14 grudnia 2020 roku.
https://vod.splatfilmfest.com/
Zapraszam również do przeczytania pierwszej i drugiej części bloków z recenzjami.
Ciekawy i mocny koncept kryje się w JUMBO Zoé Wittock, choć nie doczekuje się równie silnej konkluzji. Jeanne jest młodą, cichą pracownicą wesołego miasteczka, która nie odnajduje się w relacjach międzyludzkich. Najbliższą jej osobą jest jej matka, choć ta w przeciwieństwie do dziewczyny jest głośna, wyuzdana, lubiąca męskie towarzystwo. Pewnego dnia w lunaparku pojawia się nowa atrakcja – karuzela, którą Jeanne nazywa Jumbo. Fascynacja szybko przeradza się w miłość, co zaskakujące – odwzajemnioną, gdyż Jumbo zaczyna ożywać za każdym razem, gdy dziewczyna pojawia się w pobliżu. Niestety ich związek nie znajduje akceptacji otoczenia.
Film debiutującej reżyserki jest czułą historią miłosną, wygraną w dużej mierze dzięki znakomitej, bogatej w emocje roli Noémie Merlant (Portret kobiety w ogniu). To, w jaki sposób spojrzymy na główną bohaterkę, ma również wpływ na to, jak odczytamy tę opowieść. Można bowiem uznać Jumbo za metaforę miłości odmiennej od przyjętych wzorców – nietrudno dostrzec w reakcjach matki Jeanne klasycznego zachowania rodzica, który dowiaduje się o homoseksualizmie swojego dziecka i odrzuca myśl, że jest to coś normalnego. Można przyjąć wtedy jej perspektywę i uznać dziewczynę za osobę chorą psychicznie; zważywszy że w filmie pojawiają się sceny wizji Jeanne, a Jumbo nie może przecież samoczynnie funkcjonować, taka interpretacja jest do obrony. Można również spojrzeć na całość bardzo dosłownie, a wtedy dzieło Wittock, znajdujące się w festiwalowej sekcji “Fantastycznie”, rzeczywiście zaczyna funkcjonować jako transgresyjny dramat fantasy. Bez względu na to, jak spojrzymy na Jumbo, brakuje filmowi bardziej wyrazistego zakończenia, które dorównałoby oryginalnemu punktowi wyjścia.
Nakręcony również we Francji TEDDY jest filmem grozy o ugryzionym przez bestię bohaterze, który stopniowo zamienia się w wilkołaka; ale nie typowo horrorowy sztafaż najbardziej interesuje twórców, braci bliźniaków Ludovica i Zorana Boukhermów. Tytułowa postać to dwudziestoparoletni wyrzutek, czarna owca małej społeczności, który nie ukończył szkoły, mieszka u równie gardzonego kuzynostwa, zarabia jako masażysta i od dłuższego czasu chodzi z licealistką. Jego życie trwałoby w najlepsze bez zmian, gdyby nie bliskie spotkanie z czymś, co zabija okoliczne owce. Wkrótce Teddy zauważa u siebie niepokojące zmiany, które jego lekarz przypisuje dojrzewaniu. Jak jednak wytłumaczyć owłosiony język, zaniki pamięci i pobudki nad ranem bez ubrania, za to ze śladami krwi i ziemią na ciele?
Inność w filmie braci Boukherma to jednak nie tylko przemiana w potwora. To przede wszystkim bycie sobą, co w przypadku Teddy’ego kłóci się ze stylem życia całego miasteczka. Chłopak jest arogancki i bezczelny, działa wszystkim na nerwy, ale przy bliższym poznaniu okazuje się, że ma dobrotliwą naturę oraz marzenia. Nie wiadomo, czego wynikiem jest jego buntownicza postawa ani na co naprawdę go stać, gdyż nikt nigdy w niego nie wierzył. Transformacja, jaką przechodzi, jeszcze mocniej podkreśla jego odrębność, sądzę jednak, że i bez tego fantastycznego elementu życie Teddy’ego potoczyłoby się podobnie. Mimo to są w filmie horrorowe sceny, od których aż skóra cierpnie, kiedy główny bohater próbuje sobie poradzić z zachodzącymi w jego ciele anatomicznymi zmianami. Widać wtedy, że twórcy czują horror i wiedzą, jak zszokować widza. Tym bardziej szkoda finału, być może przewidywalnego i banalnego (przynajmniej dla tych, którzy wiedzą, że życie nie kończy się po utracie pierwszej miłości), ale jednak mogącego podnieść nam ciśnienie – jest dużo krwi i niewiele więcej.
Innym zgniłym jabłkiem jest Simon, główny bohater komedii KOLACJA PO AMERYKAŃSKU. Diler narkotykowy, anarchista, nałogowy kłamca, poszukiwany przez policję za podpalenie. Uciekając przed radiowozem, poznaje pracownicę sklepu zoologicznego, Patty, dziewczynę, która nie wygląda na najostrzejszy nóż w szufladzie, jest pomiatana przez innych i wciąż traktowana jak dziecko przez nadopiekuńczych rodziców. Ten nietypowy duet będzie wkrótce szerzył zamęt na ulicach spokojnego miasta, traktując wszystkich tak, jak na to zasłużyli.
Film Adama Rehmeiera wywodzi się ze wspaniałej tradycji amerykańskiego kina niezależnego traktującego o buntownikach, którzy mają własny pomysł na życie i niespecjalnie interesują się powszechnie przyjętymi normami. Wystarczy wyobrazić sobie wczesne kino Jima Jarmuscha lub Hala Hartleya z punkrockową energią, niegrzecznym językiem i przefiltrowane przez współczesną stylistyczną brawurę. I choć fabuła idzie w stronę zbyt oczywistych uproszczeń, a początkowy obraz głównego bohatera szybko ulega złagodzeniu, ciężko nie bawić się na tej szalonej komedii. Lubimy Simona i Patty, zwłaszcza gdy znajdują spokój w agresji wobec społeczeństwa, które spisało ich na straty; lubimy ich jeszcze bardziej, gdy sami odkrywają, że nie są tacy, jak początkowo o sobie sądzili. Cudownie pozytywne kino.