O tym, jak TOKSYCZNE FANDOMY niszczą przyjemność obcowania z kinem
Mało tego, nie sposób przy takich ludziach wyrazić swojej opinii, bo zostanie się brutalnie ocenionym w perspektywie życia osobistego, tego, kim się jest, a to niedopuszczalne. Zanim jednak fandomowi hejterzy zaproponują nam olanie mordy albo zadźganie Thorinowym Orkristem, pojawią się wręcz klasyczne argumenty. Że plujemy na grób wielkiego Tolkiena – argument typowy, bazujący na szacunku wobec zmarłego. Skoro ktoś umarł, to źle się o nim nie mówi, a tym bardziej nie podważa jego szeroko docenionej za życia twórczości. Wszelka radość jest zakazana. Trzeba tylko stać na baczność ze świeczką i się umartwiać nad grobem artysty. Wierutna bzdura. Krytycy Halloween również się taką argumentacją posługują, nie znając np. Dziadów czy święta Santa Muerte. Kolejny argument, z jakim się spotkamy, to typowo spiskowy – Ktoś nam płaci za wyrażanie przeciwnej opinii do tej dopuszczonej przez fandom. Argumentacja bardzo charakterystyczna dla chorych psychicznie, zwłaszcza schizofreników. Ich ochrona swojego świata urojeń m.in. polega na negacji realnego świata poprzez zarzucanie mu spisku, czegoś, co dzieje się pod powierzchnią, co zmusza ludzi do brania udziału w grze, udawaniu, żeby ów chory cierpiał jeszcze bardziej, żeby nie mógł odkryć domniemanej prawdy. Argument zarówno idiotyczny, jak i paradoksalnie trudny do sfalsyfikowania, chociaż jego słabość jest oczywista. Bo jak komuś w sieci udowodnić, że nie jest się opłacanym przez wielką korporację trollem. I tak niepostrzeżenie weszliśmy w kolejną sieć spisków, tym razem korporacyjnych. Ileż to razy czytałem takie intelektualne banialuki pod swoimi tekstami. Idąc dalej, kolejnym ciekawym argumentem jest argument odwołujący się do niewiedzy – to legendarne już „nie znasz się, wiem więcej, zaraz ci udowodnię, pisząc w komentarzu rozprawę na kilkanaście tysięcy znaków, żebyś wiedział(a), ile nie wiesz, a się wypowiadasz”. Swoją drogą zawsze dziwię się, że toksyczny fani znajdują w swojej rzeczywistości nieograniczone zasoby czasu, jakby byli bezrobotni, samotni albo zupełnie olewali realne życie zawodowe i rodzinne. To, jaką energię poświęcają na odpowiadanie w komentarzach, zadziwia, śmieszy, ale i przeraża. Na jedno zdanie potrafią napisać dziesiątki, na odpowiedź jednozdaniową lub najwyżej dwu, piszą już setki zdań. Nie sposób z nimi dyskutować, bo zwyczajnie szkoda cennego czasu. I tak nas zaleją ilością znaków, jak kiedyś żołnierze Armii Czerwonej Niemców czołgami T-34. Toksyczność, która jest uzależnieniem od idola, jednak zapewnia niekończące się pokłady energii i rozciągliwy czas, żeby tylko udowodnić, że adwersarz jest personalnie nikim.
No ale z punktu widzenia toksycznego fandomu, każdy, kto ośmiela się krytykować bóstwo, staje się automatycznie zerem, traci wartość osobową, bo tę wartość tworzy idol i podtrzymuje tylko pod warunkiem, że się w niego wierzy i go chroni przed zawieruchami w historii kultury i etyki. W jego imię członkowie toksycznych fandomów niszczą nowatorskie wizje artystyczne twórców filmowych, a przynajmniej starają się to zrobić, jak np. w wypadku Pierścieni Władzy – serialu posiadającego tyleż niedoskonałości, co zalet, które starałem się wypunktować w podsumowaniu pierwszego sezonu, generalnie jednak proponującego widzowi wciągającą rozrywkę na poziomie naszych, wolnościowych czasów we wciąż dojrzewającej do demokracji kulturze europejskiego Zachodu. Celowo zaznaczam, że Europejskiego, bo nigdy nie traktowałem amerykańskiej demokracji w przełożeniu na życie społeczne, jako wzorca do naśladowania na Starym Kontynencie. Tutaj Amazon poszedł w pewną wizję wartości, którą środowiska intelektualistów w USA chciałyby mieć „za oknem”, natomiast my Europejczycy już je po części mamy, tylko ich nie doceniamy. Może dzięki Ukraińcom się to zmieni, przynajmniej w polskim, społecznym grajdole.
Zachowanie internetowych fandomiarzy stało się już tak widoczne i dojmujące, że poważne instytuty psychologii na wielu uniwersytetach zaczynają analizować te środowiska. Nie bez przyczyny również w przypadku Pierścieni władzy, hejt toksycznych fanów stał się tak widoczny, że gwiazdy trylogii Petera Jacksona zdecydowały się publicznie okazać poparcie obsadzie serialu Amazona. Elijah Wood, Billy Boyd, Dominic Monaghan oraz Sean Astin sprzeciwili się rasizmowi toksycznych fanów Tolkiena, pokazując się w koszulkach z napisem „You Are All Welcome Here” i graficzną prezentacją uszu o różnych kształtach i kolorach. Sean Austin był tu wyjątkiem, bo on ubrał czapkę z takim samym napisem. Gest ten był (i jest) o tyle ważny, że spora część argumentów hejterów bazowała na tym, że to Peter Jackson nakręcił filmy z poszanowaniem dzieł Tolkiena, a nie showrunnerzy Amazona. A tu taki cios w pysk, albo nawet w hejterskie krocze – tak uwielbiana przez fanów drużyna pierścienia, w tym Frodo, staje po stronie Pierścieni Władzy.
Mam nadzieję, że już rozumiecie, dlaczego w takiej toksycznej atmosferze trudno doceniać wszelkie dzieła filmowe, trudno się na ich temat wypowiadać i trudno się nimi cieszyć. Toksycznym fanom zależy właśnie na tym, żeby publiczność nie doświadczała radości z seansów, żeby bała się wypowiadać własne zdanie, żeby była sterroryzowana przez jedną, prawilną, czysto emocjonalną wizję sztuki filmowej, a może i całego świata, który obraca się w ruinę, jeśli na półce uginającej się od fanowskich pamiątek któraś figurka przypadkiem ustawi się tak, że jej nie widać na zdjęciu wysyłanemu akurat na Twittera czy Facebooka. Mniej lajków i niepochlebne komentarze ziomków mogą się okazać przecież znaczącym przyczynkiem do nieprzespanej nocy, a może i większej dramy. Brońmy się więc skutecznie przed takimi kompulsywnymi zachowaniami i na każdym kroku je piętnujmy w Internecie.