Nowa GODZILLA – pierwszy teaser
I oto przed Wami pierwszy teaser GODZILLI, o tyle nietypowy, bo trwa ponad 2 minuty, czyli czas przeznaczony dla normalnego trailera.
Czego się spodziewałem? Podczas pracy nad tekstem o Bryanie Cranstonie, natknąłem się na wiele superlatyw pod adresem Garetha Edwardsa, który – według Waltera White’a – miał w przyszłorocznym remake’u przywołać ducha japońskiego pierwowzoru, czyli kina z przymrużeniem oka, niekoniecznie robionego z marsową miną. Hołd, swoista trawestacja azjatyckich mitów, utopiona w hollywoodzkiej zupie, ale o smaku naprawdę wyjątkowym. Bryan Cranston tak mówił i ja mu wierzę.
Gdybym miał sugerować się słowami Cranstona, to bym nie uwierzył w to, co widzę. “Godzilla” jest bowiem zrobiona bardzo serio i nawet wydaje się, że w konwencji całkiem realistycznej, z całym dobrodziejstwem katastroficznego inwentarza. Ot takie “Pacific Rim” ale skupione na ludzkiej tragedii, nie na pociesznej rozpierdusze. Teoretycznie można w teaserze usłyszeć echa filmu Emmericha, ale – co jasne – efekty są lepsze, a całość wyreżyserowana ciekawie (to tylko wrażenia z kilku świetnych ujęć), więc film Edwardsa raczej puści w zapomnienie marne dzieło naczelnego katastrofisty Hollywood.
Podobno Gareth Edwards ucieszył się jak dziecko z dużego lizaka na wieść o wielkim budżecie i “potwornym” projekcie, którym ma kierować. Nie wiem do końca, czym zjednał sobie producentów, że ci postanowili zaufać 37-letniemu gościowi z jedynie niezależnym debiutem na koncie (“Monsters” aka “Strefa X”), ale fakty są takie: facet chyba da radę, bo “Godzilla” naprawde wygląda dobrze, intrygująco i obiecująco. Tym bardziej, gdy zetkniemy na obsadę: Aaron Taylor-Johnson, Juliette Binoche, David Strathairn (tak rzadko widywany ostatnio), Ken Watanabe, Sally “Happy-Go-Lucky” Hawkins oraz wspomniany Cranston, którego występu jestem najbardziej ciekaw.