MAM GDZIEŚ TWOJE ZDANIE. O emocjach, które prowadzą donikąd
Oj, wnerwiła Kornelia wiele osób swym tekstem o najgorszych filmach, które widziała w zeszłym roku. Oczywiście jej subiektywnym i na pewno szczerym zdaniem. Poruszyła nerw u niejednego miłośnika La La Land, który w krytyce filmu Chazelle’a nie dostrzegł dobrej jakości uzasadnienia. Wydaje mi się, że Kornelii nie chodziło o przekonanie nieprzekonanych lub wchodzenie w dyskusję z fanami wyróżnionych filmów, ale o wyrzucenie z siebie emocji, tym razem bardziej negatywnych.
Łukasz Budnik wziął w obronę wrażliwość swoją i każdego innego, ale przede wszystkim skupił się na hejcie, który wylewa się coraz szerszym strumieniem w różnych zakątkach internetu. Oburzenie jest słuszne, recepta, czyli rzeczowa dyskusja, jest niestety mrzonką. I to nie ze względu na ogłuszający krzyk i hejt zamiast argumentów – to jest dość oczywiste w świecie anonimowych trolli. Powód jest inny, według mnie ważniejszy, tym bardziej jeśli chodzi o ocenę dzieł filmowych podług własnej, subiektywnej, niezależnej, najmojszej wrażliwości.
MASZ GŁOS, WIĘC WARCZ
Zacznijmy od tego, że internet jest cudowny. Te wszelkie technologiczne wynalazki sprzęgnięte z siecią ułatwiają i zmieniają komunikację, pracę, życie w ogóle i w szczególe – wiem, że to najbardziej banalne podsumowanie istnienia tutaj, teraz, w tym miejscu. Korzystać z sieci może każdy i wszędzie – gdy rodziła się ta strona w 1999 roku, to korzystało mniej niż więcej (co za czasy, drogie KMF z adresem film.warka.pl), teraz proporcje są diametralnie odmienne. Do czego zmierzam?
Otóż jedną z głównych cech sieci, szczególnie tej w wymiarze społecznym, jest dojście do głosu każdego, kto chce. Z czym chce, gdzie chce, jak chce. Cokolwiek masz do powiedzenia – możesz powiedzieć. Cokolwiek chcesz pokazać – możesz pokazać. Skomentować, wyrazić opinię – masz setki miejsc, z Facebookiem na czele i włącznie z tą stroną. Będziesz miał widzów, czytelników, fanów, hejterów. Czasem będzie ich więcej, czasem mniej, czasem zostaniesz zauważony, czasem zignorowany. Ale masz głos. Głupi, przykry, mądry, rozsądny, rzeczowy. Jakikolwiek. Masz go, człowieku.
Samo posiadanie głosu, wyrażenie opinii stało się wartością samą w sobie. Bez względu na to, jaki jest problem – terroryzm, migracja, himalaizm, onkologia, dendrologia, edukacja, wazektomia i speleologia. Zawsze każdy i wszędzie może wyrazić opinię, ocenić bardziej lub mniej dosadnie, pominąć fakty, nadać nowe znaczenia. Każdy może być mistrzem dedukcji, szukającym powiązań zgodnych z nabytą wiedzą i wrażliwością i wara każdemu, kto zażąda milczenia lub częstszego włączania autocenzury w ocenie subiektywnych możliwości.
KAŻDY JEST KRYTYKIEM
Kultura jeszcze łatwiej poddała się tej demokratycznej cezurze. Fajnie, że można poczytać opinie znajomych i nieznajomych o filmach. Super, że są portale, blogi, fora i social media, gdzie pojawia się mnóstwo recenzji przefiltrowanych przez różne wrażliwości i intelektualne możliwości. Możesz spotkać się z zachwytem nad ostatnim Mad Maxem, ale i zdaniem zdecydowanie negatywnym. Manchester by the Sea wzrusza albo powoduje wzruszenie ramion. To przeraża lub nie straszy. Blade Runner 2049 nudzi lub pochłania.
Wielość ocen i możliwość wyrażenia opinii to fajna sprawa. Naprawdę, sam z tego korzystam, dzieląc się co jakiś czas recką filmu, książki czy serialu. W całej sieciowej słodyczy od dłuższego czasu mierzi mnie jednak zjawisko, że tak powiem, subiektywizacji opinii. Każdy może powiedzieć co chce, bo jego oczy to widzą, a uszy to słyszą – jest to jedyna prawda, bo moja prawda, moje uczucia, wrażenia. Znaczenie filmu to moja subiektywna ocena. De gustibus, ludziku, non est disputandum. Wszystko, co poza mną, się nie liczy.
A przecież kultura to suma doświadczeń – twoich, moich, społeczeństwa. Ignorowanie tego to niesprawiedliwe zubażanie np. filmu, odzieranie go z tego, co ważne.