JONATHAN MAJORS prawie skazany. Czy wszystko w MCU teraz walnie?
Czyżby Jonathan Majors za bardzo wczuł się w rolę Andersona z Creeda III i zaczął boksować w przydomowym ogródku? Cała afera zaczęła się 25 marca, kiedy to aktor został aresztowany pod zarzutami duszenia, napaści i nękania 30-letniej partnerki, która z obrażeniami głowy i szyi została zabrana do szpitala. Sprawę oczywiście wyjaśni sąd, a nie media lub opinia publiczna, jednak Majors raczej spokoju nie będzie miał przed 8 maja, kiedy to odbędzie się rozprawa, bo zgłaszają się inne kobiety, wobec których stosował przemoc. Stracił już agencję PR i agenta. Marvel jeszcze się oficjalnie nie wycofał ze współpracy, ale sprawa jest rozwojowa. Zakulisowo z pewnością już szuka następcy Majorsa. Czy można się dziwić tak szybkiej reakcji i właściwie osądzenia aktora na zasadzie medialnego linczu za domniemaną przemoc domową? Kto wie; jeśli straci rolę Kanga, może to wyjdzie MCU na dobre, bo krytycy i duża część widzów nie zostawili suchej nitki na otwarciu piątej fazy uniwersum, w której superzłoczyńca grany przez Majorsa miał być gwiazdą równą Thanosowi.
Obawiam się jednak, że w MCU postać złoczyńcy klasy Thanosa zdarzyła się raz i więcej tak złowrogiego, a jednocześnie charyzmatycznego antagonisty nie spotkamy (chyba że w DC). Kang jest uczniakiem ciemnej strony przy Szalonym Tytanie. To czarny charakter jakich wielu w kinie – sztampowy, nudny, gadający farmazony pełne komunałów i co najgorsze: bez charakteru, który działa na widza z jednej strony odstręczająco, a z drugiej wręcz zachęcająco, żeby go naśladować. Marvel Kangiem właśnie zawrócił z drogi dojrzałych złoczyńców, a stał się pulpowy, jak te magazyny drukowane na papierze przypominającym szmatę. Zresztą nadal tak się mówi na papier gazetowy, który z łatwością chłonie farbę drukarską przebijającą na drugą stronę. Podobnie z Kangiem: widać przez niego – jest przezroczysty, nijaki. Tak więc jeśli Marvel zdecyduje się wymienić Jonathana Majorsa na kogoś innego, może to być jakaś nikła szansa dla MCU, że przynajmniej naczelny antagonista dorówna Thanosowi, chociaż sam nie wierzę w to, co piszę. Przecież Marvel już podobno zakulisowo sugerował, że jeśli z Majorsem sprawa bardziej się skomplikuje, to poszuka następcy, rzecz jasna czarnoskórego i o podobnej zdolności ekspresji emocji przed kamerą. Sprawa wygląda więc na ZAŁATWIONĄ. MCU nie czeka żadna rewolucja, a pozycja Thanosa jest niezagrożona – po nim przyjdą tylko wydmuszki i niedorajdy, a nie prawdziwi antagoniści. To tak abstrahując od afery z Majorsem jako damskim bokserem. Nadarzyła się przez chwilę okazja, żeby wymienić Kanga, ale w sumie problem jest głębszy. Kang zawsze będzie Kangiem, nieważne, czy będzie Majorsem. To kolejny geniusz ze standardowymi aspiracjami podboju świata. Nic ciekawego, koszmarna nuda.
Co zaś do postępków Majorsa: to zupełnie inna sprawa. Niektórzy zapewne będą się dziwić, że tak szybko zareagował agent i agencja PR. W końcu to może zniszczyć karierę aktora, jednak mimo że zasada domniemania niewinności obowiązuje, aktorstwo czy też ogólnie bycie artystą filmowym w dzisiejszych czasach rządzi się swoimi zasadami, trochę moralnymi, trochę marketingowymi, trochę wizerunkowymi. Jonathan Majors nie powinien się dziwić, że rozpoczęła się lawina. Poza tym trudno zakładać, że nie ma za uszami przemocy – został aresztowany przez policję, ofiara miała na ciele widoczne ślady przemocy, no i mało tego – zgłaszają się inne kobiety, które twierdzą, że doświadczyły przemocy z jego strony. Przez ten jeden medialnie nagłośniony przypadek 25 marca została uruchomiona najwidoczniej jakaś spirala. Nie twierdzę, że jest niemożliwe, żeby zgłaszające się kobiety nie chciały wykorzystać sytuacji i naciągnąć Majorsa na jakieś odszkodowanie, ale jeśli chociaż część z nich mówi prawdę, co zapewne będzie weryfikować prokuratura, Majors ma problem psychologiczny i w efekcie karny z przemocą, a to powinno być zduszone w zarodku nie tylko przez władze, reagujące szybko i konkretnie, ale i otoczenie aktora. Najwidoczniej nie było. Wielu ludzi o Majorsie miało pewną wiedzę, lecz z różnych względów ją ukrywało. Teraz zmowa milczenia, jak często w takich sprawach, pękła. A.B. Allen – mniej znany reżyser i asystent reżysera – potwierdził, że jego lutowy wpis o pewnym nowym aktorze w środowisku, który jest złośliwym, znęcającym się człowiekiem, zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym był właśnie o Jonathanie Majorsie. There’s a particular actor, relatively new on the scene, who Twitter has violenty fallen head over heels for who, in actually, is vicious, cruel, abusive humab being, both professionaly and in his personal life, and every new viral thirst tweet about him drives me insane. W podobnym tonie wypowiedział się inny twórca, Tim Nicolai – Ludzie z Yale i Nowego Jorku wiedzą o nim od lat. Jest socjopatą oraz przemocowcem i właściwie wszyscy o nim tak mówią (I’m just gonna say this about Jonathan Majors and be done with it: folks at Yale and the broader NYC community have known about him for years. He’s a sociopath and abuser and that i how virtually everyone speaks about him. It’s a shame it took this long for him to be reported).
Niemożliwe więc, żeby cały świat nagle sprzysiągł się przeciwko Majorsowi. Po prostu została przekroczona pewna granica tolerancji, chorej zmowy milczenia; teraz lawina zetrze aktora ze sceny. I bardzo dobrze. W MCU nie powinno być miejsca dla takich ludzi. Dlatego zrozumiała jest reakcja agenta i agencji PR, którzy musieli znać wcześniejsze pogłoski. Marvel się wciąż wstrzymuje ze względu na koszty i wielkie plany związane z Kangiem, ale to kwestia czasu. Bo taki artystyczny zawód, który wykonuje Jonathan Majors, jest zobowiązaniem do zachowywania postawy godnej naśladowania wychowawczo, nawet jeśli gra się sukinsynów. Życie prywatne nie jest oddzielone od działalności artystycznej, która ma pretensje do tworzenia w umysłach odbiorców kulturowych wzorców. Osoba popełniająca przestępstwa nie ma prawa do brania udziału w ich kreowaniu, bo jest to szkodliwe dla społeczeństwa. Zatem z jednej strony w zachowaniu agenta i agencji PR czuć potrzebę chronienia poprawności za wszelką cenę, żeby chociaż cień wątpliwości na nich nie padł, a z drugiej nie chodzi im o jakiś górnolotnie pojęty sprzeciw moralny, ale o pieniądze. Współpraca z aktorem podejrzanym o przemoc mogłaby się dla nich skończyć katastrofą finansową w postaci utraty innych klientów. Generalnie w praktyce jedna i druga motywacja decyzji o wycofaniu się jest korzystna dla ofiar i porządku prawnego w traktowaniu ludzi popełniających tego rodzaju przestępstwa.
Co zaś do uprzedzeń: cieszy to, że taka szybka reakcja została skierowana wobec czarnoskórego aktora. Mam nadzieję, że linia jego obrony nie zacznie bazować na twierdzeniu, że sprawa została tak ostro poprowadzona, bo chodzi o jego kolor skóry, a biały obywatel byłby potraktowany łagodniej. Co zaś do samej przemocy: w naszej kulturze pokutuje przekonanie, że to, co dzieje się w czterech ścianach, jest sprawą prywatną mieszkańców i nie należy się wtrącać. Takie podejście charakteryzuje nie tylko Polskę, ale i całą zachodnią kulturę o chrześcijańskich korzeniach, dlatego często się przemoc ukrywa, zamyka przed nią oczy, aż dojdzie do czegoś naprawdę drastycznego albo wyjdzie ona do przestrzeni publicznej. Wtedy wstyd przed trzymaniem z przemocowcem wygrywa i się go denuncjuje. Przeokropne społeczne zakłamanie. Należy więc reagować szybko. Może czasem wręcz stygmatyzująco tego, który popełnia takie czyny, ale lepsze to niż przeciąganie cierpienia ofiar. A z sytuacji Jonathana Majorsa wynika, że jest przemocowym recydywistą, który powinien nie tylko być ukarany, lecz także zmuszony do leczenia i przynajmniej na jakiś czas odsunięty od kariery aktorskiej. Ciekawe, jaka będzie linia obrony i co za dowody niewinności aktora przygotowała adwokatka Priya Chaudhry. Paradoksalnie usunięcie Majorsa z MCU wyszłoby uniwersum na dobre.