JAK POLUBIĆ SZEFA PIS-u? Obejrzeć dwa sezony UCHA PREZESA
Wracając do profesjonalizmu Ucha prezesa. Dobry montaż, znani aktorzy, plastyczne światło, wysoka jakość obrazu, żarty nie na tyle brodate, żeby podniósł się jakiś głośniejszy hejt ze strony prawaków, bez nazwisk, jednym słowem bezpieczne. Tak nigdy nie wyglądał niezależnie robiony kabaret, przynajmniej w Polsce. Jeśli ktoś po pierwszym sezonie jeszcze miał wątpliwości, że jest to niszowa inicjatywa oszalałych na punkcie satyrycznego filmu artystów, którzy ledwie wiążą koniec z końcem, to teraz po drugim, powinien całkowicie zmienić zdanie. Zresztą już od piątego odcinka, kiedy stało się jasne, że opiekę nad serią przejął Showmax, było wiadomo, że Ucho prezesa nie będzie dostępną dla każdego Polaka edukującą satyrą na obecne czasy. Na przykład odcinki specjalne dystrybuowano tylko w ramach abonamentu Showmax. Całe szczęście, że telewizja WP ogłosiła redystrybucję całej serii wraz z wyświetlaniem na bieżąco najnowszych części.
Takie podejście już teraz sugeruje, że Showmax sprawdza najpierw, jaki jest popyt na Górskiego i ile da się z Ucha wycisnąć, nim podejmie ostateczną decyzję przed kolejnymi sezonami, jaką formę publikacji serialu wybrać i publikację ilu odcinków ograniczyć wyłącznie do posiadaczy abonamentu. Tak nie wygląda niszowa produkcja jako odpowiedź ludu na niedemokratyczną samowolkę władzy. Ucho prezesa to po prostu chodliwy towar i przez to nie wróżę mu jakościowej zwyżki, a wręcz przeciwnie. Oby niedługo nie pozostała już tylko sama forma nabita po brzegi lokowaniem produktów, bo jak długo można w ten sam sposób śmiać się z tego samego.
Oglądałem niedawno w TVP fragmenty gali 25-lecia Gazety Polskiej. Całości nie dałem rady ze względu na język towarzystwa, łudząco podobny do tego z książek George’a Orwella. Analizując ten sposób myślenia, uświadomiłem sobie jednak coś ważnego. Ucho prezesa niewiele zmieniło, a jego coraz bardziej komercyjne istnienie jest jednocześnie coraz wygodniejsze dla wyśmiewanych. To tak, jak z tymi „polskimi obozami zagłady”. Teraz są znane jak nigdy przedtem, a zwłaszcza wtedy, gdy nikt z takim zaangażowaniem nie brał się za odkurzanie polskiej historii zgodnie z katopatriotyczną jej wizją. Po co więc było to wszystko? Dla tanich igrzysk? Żeby uczynić z Górskiego celebrytę? A może celowo stworzyć wrażenie, że tylko prezes jeszcze potrafi utrzymać w ryzach całą tę czeredę ułomnych intelektualnie polityków? W tej chwili jednak nie tym się przejmuję. Adrian w poczekalni gabinetu prezesa celnie przecież stwierdził:
Tego to się nie ucz. Za rok będzie nowa historia.
Myślę o niej.
korekta: Kornelia Farynowska