FENOMEN ACTORS STUDIO. Miejsce aktorskich narodzin Brando, Clifta, Deana i Newmana
Kto dzisiaj nie kojarzy ikonicznej kreacji Jamesa Deana z Buntownika bez powodu? Kto nigdy nie usłyszał z głośników w kinie, telewizorze lub komputerze rozdzierającego serce okrzyku „You are tearing me apart!”? Kto nie zachwycał się wybitnymi kreacjami Marlona Brando w Tramwaju zwanym pożądaniem, Ostatnim tangu w Paryżu czy Ojcu chrzestnym? Kto nie kibicował Dustinowi Hoffmanowi, gdy ten pędził jak szalony uratować swoją ukochaną przed małżeństwem w Absolwencie Mike’a Nicholsa? Wśród osób żywo zainteresowanych kinematografią niewiele jest takich przypadków. Nie każdy kinoman jednak wie, że wszystkie wymienione przez mnie wyżej fantastyczne sceny i fenomenalne role zawdzięczamy zaledwie jednej szkole aktorstwa – legendarnemu Actors Studio.
Metoda Lee Strasberga
Actors Studio zostało założone w 1947 roku przez Elię Kazana, Cheryl Crawford oraz Roberta Lewisa. Niedługo później do tego znakomitego grona dołączył Lee Strasberg. W 1951 roku objął funkcję dyrektora artystycznego Actors Studio i sprawował ją nieustannie aż do swojej śmierci w 1982. To właśnie Strasberga powszechnie łączy się z tzw. Metodą, czyli koncepcją gry aktorskiej, której korzeni doszukiwać się należy w Moskiewskim Teatrze Artystycznym oraz teoriach Konstantina Stanisławskiego.
Na czym jednak owa sławetna Metoda polega? W uproszczeniu chodzi o to, żeby nie odgrywać jedynie danego bohatera na ekranie lub scenie, ale żeby na te kilkadziesiąt minut autentycznie się nim stać. Odnaleźć tę postać w sobie, zrozumieć jej motywacje oraz sposób rozumowania, najlepiej wykorzystując w tym celu, nieraz niezwykle bolesne, własne wspomnienia i doświadczenia.
Potwór czy geniusz?
Jak bardzo bezlitośni potrafią być Metoda oraz jej twórca przekonało się wielu studentów Actors Studio. Niektórzy z nich, jak np. Marlon Brando, wypowiadali się już po zakończeniu nauki bardzo niepochlebnie o Strasbergu i jego koncepcji. Gwiazdor Czasu apokalipsy tak pisał o swoim niegdysiejszym wykładowcy w autobiografii pt. Piosenki, których nauczyła mnie matka: „Gdy miałem już na koncie pewne sukcesy zawodowe, Lee Strasberg próbował przypisać sobie zasługi za nauczenie mnie aktorstwa. Niczego mnie jednak nie nauczył. Przypisałby sobie zasługę za stworzenie Słońca i Księżyca, gdyby ludzie dali się na to nabrać. Był to ambitny, egoistyczny człowiek, wykorzystywał tych wszystkich, którzy uczęszczali do Actors Studio, i usiłował kreować się na wyrocznię i guru w dziedzinie aktorstwa. Niektórzy go wielbili, choć nigdy nie rozumiałem dlaczego. (..) Strasberg nigdy nie uczył mnie gry aktorskiej. Uczyła mnie Stella – a później Kazan”.
Opinia Brando jest w pełni zrozumiała i nieodosobniona. Wszak Strasberg dał się poznać wielu swoim uczniom jako despotyczny tyran. Potwór, do którego strach się było podczas zajęć odezwać. Starcie ze Strasbergiem zaliczył też swego czasu James Dean. W biografii aktora zatytułowanej James Dean. Legenda George Perry opisuje taką oto nieprzyjemną sytuację: “Kiedy odegrał [Dean] scenę mimiczną na podstawie Matadora, powieści Barnaby’ego Conrada, w której matador szykuje się, żeby ostatni raz wejść na arenę, Strasberg bardzo krytycznie ją przeanalizował. Coraz bardziej przybity Jimmy wysłuchał krytyki, po czym wyszedł z płachtą na ramieniu i właściwie przestał przychodzić do Actors Studio”. Pomimo okropnego charakteru należy jednak oddać cesarzowi, co cesarskie. Wkład Kazana i Stelli Adler w rozwój Actors Studio jest bez wątpienia ogromny, aczkolwiek to przede wszystkim Strasberg, jak pisze profesor Marek Hendrykowski w książce Aktor i aktorstwo filmowe, „wykształcił co najmniej dwa pokolenia wybitnych aktorek i aktorów, nadając ich talentom i wszechstronnym umiejętnościom profesjonalny szlif”.