Denis Villeneuve ma ochotę na melanż. Czy stanie za sterami nowej Diuny?
Wszystko wskazuje na to, że romans Denisa Villeneuve’a z science fiction, nie skończy się tak prędko. Wielce prawdopodobne, że po tegorocznym Nowym początku oraz zapowiadanym na rok przyszły Blade Runnerze 2049 (będącym właśnie w postprodukcji), kolejnym projektem kanadyjskiego reżysera będzie adaptacja Diuny Franka Herberta – wiekopomnego klasyka literatury Sci-Fi. Trwają negocjacje w tej sprawie ze studiem Legendary, które, co istotne, samo złożyło ofertę reżyserowi.
[quote] Od bardzo dawna czekałem na zrobienie czegoś w gatunku science fiction. 2001: Odyseja Kosmiczna to film, który naprawdę zachwycił mnie jako nastolatka. Podobnie było z Blade Runnerem. I Bliskie spotkania trzeciego stopnia także należą do moich ulubionych. Moim wieloletnim marzeniem jest podjęcie się adaptacji Diuny, ale otrzymanie praw jest długim proces, i nie wiem, czy mi się to uda.[/quote]
Takimi słowami we wrześniowym wywiadzie dla „Variety” twórca określił swój stosunek do SF, przemycając jednocześnie plany związane z Diuną. Sęk w tym, że tego wywiadu udzielił jeszcze przed światową premierą Nowego początku (film pokazany był jedynie na festiwalu w Toronto). A przecież po niej, zachwyty nad dziełem przeszyły zarówno publikę, jak i krytykę; wszyscy przekonali się o tym, jak bardzo Villeneuve „czuje” gatunkowy sos. Dlatego w przypadku kontynuacji Blade Runnera, z pozycji – skądinąd uzasadnionego – sceptycyzmu, przeszedłem do pozycji ufności. Taką postawę przyjęli także decydenci z Legendary, trzymający pieczę nad prawami do Diuny, i nie zwlekając dłużej zdecydowali się rzucić na stół ofertę. I szczerze mówiąc, nie wiem co musiałoby się wydarzyć, by reżyser z niej nie skorzystał.
Diuna znana jest doskonale wszystkim fanom SF. Powstała w 1965 powieść, osiągnęła olbrzymi sukces komercyjny (w 2003 ogłoszono, że jest najlepiej sprzedając się książką SF w historii), nagrodzona została ponadto Nebulą i Hugo, doczekała się serii kontynuacji. Akcja przenosi nas na planetę Arrakis, gdzie jesteśmy świadkami odwiecznego konfliktu dwóch potężnych rodów – Atrydów i Harkonnenów. Kością niezgody pozostaje dostęp do wytwarzanej na planecie, potężnej substancji, zwanej melanżem, lub przyprawą, mogącej poszerzać granice ludzkiego umysłu.
Wypada w tym wypadku wspomnieć, że historia adaptacji Diuny jest fascynująca na równi z jej treścią. Najpierw prawa do adaptacji miał Arthur P. Jacobs, producent Planety małp, ale jego śmierć przekreśliła realizację tego przedsięwzięcia. Następnie Diuna trafiła do rąk Jean-Paul Gibona i Michela Seydouxa, którzy zatrudnili na stołku reżyserskim Alejandro Jodorowsky’ego. Jego niesamowicie ambitny projekt (14 godzin materiału, ikony popkultury w obsadzie, Pink Floyd odpowiedzialni za muzykę, H.G. Gieger za oprawę wizualną) nie doszedł jednak do realizacji – co też nadało mu legendarnego statusu. Szerzej o tym tutaj.
W drugiej połowie lat 70. Diuna na krótko trafiła w ręce Ridley Scotta, ale ten wolał zająć się Blade Runnerem. Potem producent Dino De Laurentiis, mający prawa do adaptacji, zatrudnił nowego reżysera. Był nim David Lynch. Historię jego ekranizacji znamy już dobrze. Film trafił do kin w 1984 roku. Choć Frank Herbert był zadowolony z efektu końcowego, a film dziś cieszy się statusem kultowego, to jednak w momencie premiery recenzje były na tyle nie przychylne, że film zaliczył klapę. Potem, w 2000 roku, nakręcony został jeszcze miniserial i na lata o Diunie zrobiło się cicho. Ale od jakiegoś czasu słyszy się, że producenci planują ponowne przeniesienie klasyka SF do kin. Czyżby znaleźli do tego odpowiednią osobę?
W 2017 roku Villeneuve’a czeka o wiele większy sprawdzian z materii science fiction, niżeli był nim Nowy początek. Mierzenie się z kultem Łowcy androidów wymaga zarówno rozwagi jak i odwagi. W przypadku Diuny, dojdzie do tego także potężny materiał fabularny, wyjątkowo trudny do okrojenia i ukazania w formie syntezy (co akurat moim zdaniem udało się Lynchowi). Aczkolwiek, jeśli o mnie chodzi, to ufam Kanadyjczykowi bezgranicznie – każdy z jego filmów zachwyca mnie wyjątkowym wyczuciem stylistycznym i atmosferą niesamowitości. Blade Runner 2049 zapowiada się niesamowicie dobrze, a przecież spełniał wszelkie warunku do tego, by ponieść porażkę jeszcze na starcie. Jeśli Villeneuve podejmie się ekranizacji Diuny – będzie to właściwy twórca, na właściwym miejscu.