Dlaczego WARTO obejrzeć “Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj”, nim wybierzemy się na DUCHY INISHERIN
Do polskich trafia film Duchy Inisherin autorstwa Martina McDonagha. Film jest jednym z koni oscarowego wyścigu. Pozostaje w gronie faworytów, tym bardziej że ostatnio zgarnął Złote Globy w trzech najważniejszych kategoriach – filmu, scenariusza i aktora głównego. Zanim jednak podkręceni ciekawością zanurzycie się w tych irlandzkich klimatach, zachęcam do nadrobienia lub przypomnienia sobie innego filmu McDonagha, którym twórca zwrócił na siebie uwagę szerokiej publiczności. Zwłaszcza że od jego premiery upływa w tym roku dokładnie piętnaście lat.
Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj – polski tytuł, który nie brzmi fortunnie. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że ten oryginalny (In Bruges) w sposób prosty wskazuje tylko miejsce akcji. Warto jednak zwrócić uwagę, że to osławione tłumaczenie nie wzięło się znikąd. Dokładnie w ten sposób brzmi bowiem anglojęzyczny tagline filmu. Choć zwrot Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj wprost sugeruje kino spod znaku Guya Ritchiego i zapowiada wrażenia komediowo-sensacyjne, to jednak w In Bruges znacznie więcej jest dramatu. Co nie zmienia faktu, że istotnie wszystko kręci się tu wokół zwiedzania i strzelania.
Przypomnę krótko fabułę, bo już na wstępie ma ona ciekawą konstrukcję – w pierwszej chwili brzmi jak idealnie rozplanowana kampania promocyjna pewnego zabytkowego miasta w Europie. Bohaterowie filmu to dwaj płatni mordercy, którzy zostali wysłani do Brugii, miasta w północno-zachodniej Belgii. Trafiają tam niejako za karę, po ostatniej spartaczonej robocie. Panowie obierają radykalnie inne sposoby na spędzenie wolnego czasu. Spokojniejszy Ken rozkoszuje się okolicą i jej klimatem, podczas gdy Ray, będąc znacznie bardziej narwanym i emocjonalnie niestabilnym, rozgląda się w poszukiwaniu przygody, kierując swoją uwagę ku pięknej dziewczynie. Ma to także pomóc mu w oderwaniu myśli od bolesnej przeszłości.
W głównych rolach wystąpił wówczas duet aktorów o irlandzkich korzeniach. Brendan Gleeson sportretował Kena, Colin Farrell użyczył twarzy Rayowi. Ich gra to pierwsza, nadrzędna zaleta tej produkcji. Czuć między aktorami chemię, to raz. Ponadto ich wspólne sceny obfitują w charakterologiczne niuanse, ukazujące, z jakimi typami osobowości mamy tu do czynienia. Dwie radykalnie różne dusze, będące dwiema stronami tego samego, mało chlubnego zajęcia. Ken zdaje się z brudem losu pogodzony, Ray stara się za wszelką cenę coś w nim ugrać, przeczyścić. Ken akceptuje, Ray walczy, ale kapituluje. Niezwykle błyskotliwe kreacje, z których tą silniej oddziałującą jest zdecydowanie ta w wykonaniu Colina Farrela, którego szaleństwo widoczne w oczach wypadło niezwykle przekonująco.
Warto zwrócić na nich uwagę, ponieważ to ten sam duet, który sygnuje produkcję Duchy Inisherin. Siłą rzeczy ich nowe wcielenia będą przyrównywane do Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj od tego samego twórcy i o równie słodko-gorzkim wydźwięku.
Przechodząc do samej treści i wniosków, jakie napływają po zapoznaniu się z nią (obejrzałem film po raz pierwszy), muszę na początek przyznać, że dawno nie byłem podczas seansu tak zaskakiwany. Tego filmu nie da się skategoryzować, zamknąć w ścisłe ramy, i to jest w nim chyba najfajniejsze. Owszem, jest w nim wiele momentów wyjątkowo gorzkiego, czarnego humoru. Trudno się też na Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj nudzić, ponieważ nie mamy tu do czynienia z kinem dialogowym, ale czymś podszytym dynamizmem, zmiennością, akcją. Zdecydowanie najwięcej jest tu refleksji nad życiem, jego ulotnością, kruchością, rolą przypadku jako elementu większej całości, ale także nad szeroko pojętą moralnością. Typowość przeplata się więc ze zmiennością.
Dość powiedzieć, że jedna z ciekawszych interpretacji tego filmu wskazuje, że mamy w nim do czynienia z alegorią… czyśćca. Bohater Colina Farrella funkcjonuje jakby w potrzasku, trafia do Brugii w konkretnym celu. Ma przemyśleć swoje błędy i ich konsekwencje. Czy Ken jawi się tu jako rozsądny i sprawiedliwy głos Boga? Czy zleceniodawca Harry symbolizuje Diabła? Czy brzemienna właścicielka hotelu nie pełni tu przypadkiem roli anioła stróża dla Raya? Niesamowitość niektórych wydarzeń i ich religijna łączność przemawia za interpretacją, w której kryminalna komedia skrywa pod swym płaszczem parabolę z fundamentalnymi pytaniami.
Podziwiam sprawność i oryginalność tego scenariusza. Film przyciąga uwagę pobrzmiewającym w tle spokojnym, melodyjnym motywem muzycznym, który trochę oszukuje nas, widzów, bo nie zapowiada scenariuszowych fikołków. Podczas gdy od początku wszystko się na kontrastach opiera. Piwo popijamy z bohaterami, przyglądając się jednocześnie pięknej architekturze miasta i sztuce sakralnej. Tak wypracowany efekt jest w pełni nietuzinkowy, wciągający, frapujący i inteligentny. Film jest w dodatku rewelacyjnie zagrany, co podbija wrażenie mierzenia się z czymś jedynym w swoim rodzaju. Ale jest to świeżość, którą McDonagh zaprezentował także w późniejszych Trzech billboardach za Ebbing, Missouri.
Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj dostępny jest na Netfliksie w Polsce tylko do 15 lutego, więc niedługo. Gorąco zachęcam do seansu tych, którzy filmu jeszcze nie widzieli, ale także tych, którzy od dawna planują sobie jego powtórkę. To idealny moment z racji premiery Duchów Inisherin i oscarowych szans filmu.