search
REKLAMA
Felietony

Dlaczego uważam, że PAUL THOMAS ANDERSON to NAJWYBITNIEJSZY amerykański reżyser swoich czasów

Anderson jest jednym z tych niewielu reżyserów, którzy zawsze mogą pozwolić sobie na realizację tego, na co akurat mają ochotę. Jest filmowym autorem w pełnym tego słowa znaczeniu.

Janek Brzozowski

2 stycznia 2022

REKLAMA

Bo jest wyjątkowo wszechstronny, otwarty na różne gatunki

Choć jego najpopularniejsze filmy, takie jak Mistrz, Magnolia czy Aż poleje się krew trudno jednoznacznie zaklasyfikować gatunkowo, to są w twórczości Paula Thomasa Andersona dzieła, które można, a czasem wręcz należy, interpretować właśnie przez taki pryzmat. Jednym z nich jest bez wątpienia Wada ukryta – amerykański film noir à rebours, w którym detektywa alkoholika o twarzy Humphreya Bogarta zastąpił wiecznie zjarany, zagubiony Joaquin Phoenix. Na osobną analizę zasługiwałoby to, co Anderson uczynił w kontekście komedii romantycznej, wynosząc ten sponiewierany gatunek do rangi sztuki – najpierw w Lewym sercowym, później w Nici widmo (tak, ten film również można odczytywać w taki sposób), a na koniec w najnowszym Licorice Pizza. Podejście twórcy Magnolii do kina gatunkowego zawsze jest autorskie, oparte na zasadzie dekonstrukcji – polega na grze z przyzwyczajeniami odbiorców i modyfikowaniu przynależnych danemu gatunkowi schematów.

Bo jego filmy są w stu procentach autorskie, a sam Anderson nieustannie ewoluuje jako artysta

Anderson jest jednym z tych niewielu reżyserów, którzy zawsze mogą pozwolić sobie na realizację tego, na co akurat mają ochotę. Jest filmowym autorem w pełnym tego słowa znaczeniu – nie tylko reżyseruje, ale również pisze swoje filmy (w jego filmografii nie ma żadnego dzieła, do którego scenariusz stworzyłby ktoś inny), a od niedawna para się również fachem operatora (odpowiada za zdjęcia do Junun, Nici widmo i Licorice Pizza). Nawet gdy decyduje się na adaptację czyjejś prozy, to podchodzi do tego w taki sam sposób jak Stanley Kubrick – traktuje powieść jako swego rodzaju punkt wyjścia, na bazie którego należy zrealizować autonomiczny, często bardzo lekko związany z literackim oryginałem film. Ponadto Anderson nie stoi w miejscu, nieustannie ewoluuje jako artysta. Widać to chociażby na przykładzie tego, jakie metamorfozy przechodził na przestrzeni lat jego styl wizualny – od intensywnych, dynamizujących narrację ujęć z Boogie Nights i Magnolii do spokojnych, skoncentrowanych na eksponowaniu wizualnego piękna kadrów z Mistrza czy Nici widmo.

Bo choć czerpie garściami z klasyki amerykańskiego kina, nie jest filmowym elitarystą

Autor Aż poleje się krew od początku swojej kariery bardzo wyraźnie inspirował się twórczością innych, bardziej doświadczonych reżyserów. W debiutanckim Ryzykancie widać ślady fascynacji kinem Johna Cassavetesa – intensywnym, rozegranym na długich ujęciach i zbliżeniach, z psychologicznie skomplikowanymi, niejednoznacznymi postaciami na pierwszym planie. Boogie Nights wiele zawdzięczało natomiast twórczości Martina Scorsese: otwierająca film Andersona scena często bywa porównana, nie bez słuszności, ze słynnym restauracyjnym mastershotem z Chłopców z ferajny, a ostatnie ujęcie w garderobie to właściwie przetworzone zakończenie Wściekłego byka. Magnolia aż prosi się o to, żeby zestawić ją z mozaikowymi dziełami Roberta Altmana, a zwłaszcza rozgrywającym się w Los Angeles Na Skróty, a Nić widmo w zawoalowany, subtelny sposób cytuje konkretny sceny z filmów Hitchcocka i Kubricka.

Pomimo dość rozległych kompetencji filmoznawczych Paul Thomas Anderson nie jest filmowym elitarystą, który gardzi tym, co zwykliśmy nazywać kinem popularnym. Doskonale widać to na przykładzie anegdoty, za pomocą której reżyser wyjaśnił, dlaczego porzucił nowojorską szkołę filmową po zaledwie dwóch dniach nauki: „Przyszedłem do klasy i wykładowca powiedział: «jeżeli ktoś z was przyszedł tutaj, aby napisać Terminatora 2, to niech po prostu wyjdzie, tam są drzwi». Pomyślałem, że to raczej nie za dobry początek. Co jeżeli ja rzeczywiście chciałbym napisać Terminatora 2, co jeżeli ktoś obok mnie chciałby to zrobić?”. Autor Mistrza potwierdził, że nie jest filmowym snobem, wypowiadając się niedawno na temat nowej odsłony przygód Spider-Mana. Okazało się, że Anderson – w przeciwieństwie do Scorsese, Coppoli, Villeneuve’a czy Scotta – nie upatruje w filmach superbohaterskich zagrożenia dla kina: „Widzę, że ostatnio sporo się dzieje wokół filmów superbohaterskich. Ja je lubię. Wydaje się, że to, co jest dzisiaj popularne, rujnuje kino i wszystko dookoła. W ogóle nie patrzę na to zjawisko w takich kategoriach. Wszyscy zachodzimy w głowę, jak sprowadzić ludzi z powrotem do kin, a wiesz, co naprawdę sprowadza ich z powrotem na sale kinowe? Nowy Spider-Man. Powinniśmy cieszyć się z tego powodu”.

Nie wiem, czy te pięć argumentów przekona was do tego, że Paul Thomas Anderson to najwybitniejszy amerykański reżyser swoich czasów. Mam jednak nadzieję, że w najgorszym wypadku zachęci was do sięgnięcia po któryś z jego filmów, a w najlepszym – do kupienia biletów na Licorice Pizza i przekonania się na własnej skórze, co może się wydarzyć, gdy artysta tej rangi co PTA zderza ze sobą lata 70., coming of age movie i komedię romantyczną.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA