Dlaczego PIRACI Z KARAIBÓW nie mają racji bytu bez JOHNNY’EGO DEPPA
W tym jednak przypadku Depp dał z siebie Sparrowowi tyle, że nawet gdy zostanie wymieniony, ktoś nowy będzie wciąż kopiował stworzoną przez byłego męża Heard postać. Depp zatem wciąż pozostanie w kapitanie Jacku, a wręcz stanie się legendą i punktem odniesienia dla „nowego”.
Warto także zwrócić uwagę na sytuację, która nie była jeszcze aż tak widoczna po premierze Klątwy Czarnej Perły Gore’a Verbinskiego, natomiast dzisiaj, gdy zaczęto prace nad szóstą częścią serii, z łatwością można ją zauważyć. Jack Sparrow zawsze był jedną z wielu postaci w Piratach. Niekiedy wręcz zdawało się, że schodzi na drugi plan. Musiał konkurować z Orlando Bloomem czy Keirą Knightley, nie wspominając o gronie starszych tuzów aktorstwa w postaci Jonathana Pryce’a czy Geoffreya Rusha. Gdzieś od drugiej części, na której świetnie bawiłem się w kinie (Skrzynia umarlaka), stało się jednak jasne, że nikt mu nie dorówna, że to wokół niego kręcić się będzie cały świat kilku – bądź co bądź całkiem niezłych – głównych bohaterów. Za każdym razem, gdy Jack pojawiał się na ekranie, wprowadzał do opowieści charakterystyczny humor. Niekiedy miało się wrażenie, że nie jest rzeczywisty, a pełnią funkcję dygresyjną i weryfikującą prawdziwe motywacje każdej postaci w filmie. Bo Jack nigdy nie był czarno-biały. Od skrajnego egoizmu nieoczekiwanie przechodził do odgrywania parenetycznego ideału, jaki powinni naśladować młodzi chłopcy z dobrych arystokratycznych rodzin, nieważne, co robią pokątnie w śródmiejskich lupanarach. Raz walczył po tej stronie, a raz po tamtej. Robił dobre i złe rzeczy. Piractwem zajął się niejako z przymusu; zresztą czym, prócz tzw. legalności, różniła się w istocie rzeczy działalność piratów od hegemonicznych poczynań Kompanii Wschodnioindyjskiej na terenie Azji? Nie chodziło o żaden handel, a regularne łupienie nowo odkrywanych i opanowywanych terenów.
Podobne wpisy
Wszystko, co robił Sparrow, było może i śmieszne, ale zarazem refleksyjne i przepełnione goryczą. Pośród tych niezliczonych ucieczek przed prześladującym go fatum Jack potrafił mimo wszystko zachować piracką dumę. Niech dowodem będzie jego wjazd na maszcie tonącej łódki do Port Royal, oczywiście w niezbyt szlachetnych celach. Sparrow okazał się poprzez swoje porażki bohaterem bliskim widzowi, a sam Depp w swoim wielobarwnym życiu nie ustąpił pola kapitanowi Czarnej Perły. Dziś, w czasach drapieżnie czającej się w Fabryce Snów politycznej poprawności, pojawiają się niezliczone wykrętne pomysły na przedłużenie Piratów z Karaibów bez Deppa, jak miękki reboot serii czy wprowadzenie postaci kobiecej i oparcie na niej fabuły. Brzmi to jak malowanie świni na czarno w Nie ma mocnych i bezczelne wmawianie myśliwemu, że to dzik. Nie bez kozery sprawiedliwość ma przepaskę na oczach. Jest ślepa, lecz wszyscy ci, którzy mienią się jej sprzymierzeńcami, kontynuatorami i wykonawcami, nie są w stanie wyjrzeć poza swój margines etyczny. Stąd mamy to, co mamy, czyli Depp wylatuje z Fantastycznych zwierząt, a jego przyszłość w Piratach z Karaibów okazuje się niepewna. A taki na przykład Roman Polański wciąż kręci filmy i jest zapraszany na salony, choć na szczęście już coraz rzadziej.