Jasona Segela lubię
Nie tak, żeby wypatrywać każdego filmu z nim w roli pierwszo lub drugoplanowej, bo nie jest to (i nie będzie) gwiazda pierwszej wielkości, która samą swoją obecnością w projekcie zwabia tłumy niczym najlepszy lep.
Ale to sympatyczny, nieszczególnie wymuskany koleś, z którego przeciętnością identyfikować się może większość facetów. Gra na luzie, bo zawsze w komediach, które nie wymagają niczego ponad odrobiny głupkowatości i nieokrzesania (tym bardziej jeśli ktoś ma 1.93m wzrostu). Lubię go w niezłym sitcomie "Jak poznałem waszą matkę" (choć serial zalicza ostatnio jakościowy zjazd w dół), a jeszcze bardziej go polubiłem za perfekcyjne wpisanie się w nostalgiczno-kiczowatą konwencję w ostatnich „Muppetach”.
Właśnie pojawił się zwiastun najnowszej komedii z nim i zjawiskową Emily Blunt w rolach głównych. Wygląda to na coś romantycznego, choć sama historia reklamowana jest jako ta, która ma swój początek tam, gdzie inne historie miłosne się kończą. Segel jest taki jak zawsze – i dobrze, bo się świetnie w tym sprawdza, a nie jest tak irytująco manieryczny jak Seth Rogen. A trzeba dodać, że obaj pochodzą od tego samego ojca, czyli Judda Apatowa. A Apatow właśnie jest producentem za długich zaręczyn, więc 1+1+1=… Typowa komedia dla miłośników humoru spod znaku Apatowa, czyli tych, którzy doceniają „Wpadkę”,”Supersamca”, „40-letniego prawiczka” czy „Forgetting Sarah Marshall”. Ja doceniłem, bardzo lubię to połączenie prostactwa z głębszą refleksją (tak, tak!), którego prostactwo nie oscyluje wokół chwytów uderzających w dno żenady, a głębsza refleksja nie przysłania zdrowej frajdy z oglądania i nie zagłusza głośnego śmiechu.
Zwiastun (z etykietką "red band") pokazuje mi więc: Segela takiego, jakiego lubię (także jako autora scenariusza) i Emily Blunt wchodzącą w magiczne relacje z partnerem (życzyłbym sobie powtórki z „The Adjustement Bureau”), w zdrowej komedii romantycznej, na którą zabiorę małżonkę swą. A odpowiedni film w odpowiednim towarzystwie to jest wartość duża, dla niektórych największa i podstawowa, czyż nie?
A co.
Żeby nie było – plakat jest słaby. Nie jest to klasa szkoły współczesnego plakatu polskiego, niemniej sugeruje – dość bezpośrednio – typową komedio-romantyczność. A wcale typowo być nie musi.
ps. Tak, od dzisiaj wpisy blogowe będą pojawiały się na macierzystej stronie KMF 🙂