ALIEN: EARTH. Po co ksenomorfom Ziemia, a widzom ten serial?
Po Obcym: Romulusie widać już, gdzie franczyza zmierza. A właściwie widać, że seria stała się właśnie pełnokrwistą franczyzą, niczym więcej, która jest nastawiona na zarabianie pieniędzy na fanserwisie. Legenda więc została utracona, a serial zakopie ją pod metrową warstwą mułu. Dół został już wykopany przez Romulusa. Premiera Alien: Earth Noaha Hawleya jest zaplanowana na pierwszą połowę 2025 roku. Miejscem akcji jest Ziemia jeszcze przed wydarzeniami z pierwszego filmu o Obcym Ridleya Scotta, a trzonem fabuły walka z obcymi – tak, tymi obcymi, ksenomorfami. Taka koncepcja stawia na głowie całą dotychczasową serię, zwłaszcza te desperackie starcia z trzech pierwszych produkcji Scotta, Camerona i Finchera, gdy Ripley za wszelką cenę nie chciała dopuścić, żeby korporacja Weyland przejęła jajo ksenomorfów i dlatego poświęciła nawet swoje życie. I po co to wszystko, skoro ksenomorfy zaatakowały Ziemię o wiele wcześniej? Co więc z Davidem i jego planami kolonizacji Origae-6? To wszystko wydaje się nie mieć teraz sensu.
Przypomnę więc wam jeden ważny szczegół. Między wydarzeniami z 8. pasażera Nostromo a Decydującego starcia minęło jakieś 57 lat. Tyle dryfowała w przestrzeni kosmicznej Ripley, gdy uciekła ksenomorfowi z LV-426. Przechwyciła ją ekipa ratownicza „firmy” i dostarczyła na orbitującą wokół Ziemi stację Gateway. Nikt z komisji badającej sprawę Nostromo przynajmniej oficjalnie nie wierzył w zeznania Ripley, no może prócz Burke’a, no bo przecież firma chciała pozyskać ksenomorfa już wcześniej. Po co jednak, skoro podobno był już na Ziemi? A teraz przypomnijcie sobie informacje o Alien: Earth. Bohaterką tego kilkusezonowego serialu ma być niejaka Wendy. Jej rolą jest odkrycie tajemniczego statku, który rozbija się na Ziemi, a w nim są… no właśnie, jaja, zahibernowani obcy w postaci kolonistów np. z Origae-6, ale już zainfekowani ksenomorfami, a może same ksenomorfy? Skoro tak, to dlaczego Ripley nic o tym nie wiedziała? Dlaczego w ogóle firma Weyland–Yutani zorganizowała ekspedycję ratunkowo-badawczą na LV-426, skoro pewnie od lat obcych na Ziemi miała pod dostatkiem? Nie jestem przeciwnikiem franczyzowych wymysłów, ale powinny one chociaż w minimalnym stopniu szanować linię fabularną, zwłaszcza gdy po latach wpycha się dodatkowe produkcje gdzieś między filmy. Ridley Scott zaproponował już bardzo koherentną genezę ksenomorfów, lecz pozostawił otwarte drzwi do dokończenia tej opowieści po Obcym: Przymierzu. Nikt jednak nie pokusił się o to, co mogłoby być najciekawszym uzupełnieniem franczyzy, nawet w postaci serialu – o nakręcenie historii kolonistów ze statku Przymierze, których zabrał w daleką podróż na Origae-6 David, łącznie z zarodkami ksenomorfa.
Widzowie dostaną za to chyba coś prostszego narracyjnie oraz opowieściowo. Coś, co powiela znane z serii schematy. Znów rozbity statek kosmiczny. Zmienia się tylko sceneria. Aktorzy mało znani, więc i tani, a oprawa wizualna napakowana CGI, ale gdzie styl, gdzie unikalna atmosfera, gdzie jakaś logika i realizm, które nawet fikcja powinna zawierać, żeby nie wydawała się wymuszona? Jeśli Alien: Earth ma być kolejną laurką dla pełnometrażowych filmów Scotta i Camerona, to będzie kolejną straconą szansą, podobnie jak Romulus, powielający w mało twórczy sposób to, co już widzieliśmy w serii. Po co więc? Dla pieniędzy, bo Obcy nie jest jeszcze wyeksploatowaną franczyzą. Tym bardziej mi przykro, jako fanowi serii, że musiałem obejrzeć takiej jakości Romulusa i zapewne obejrzę ze względów czysto zawodowych serial. Jest jednak chociaż jeden jasny punkt w tej barbapapie, a mianowicie Timothy Olyphant w roli syntetyka. Czy osiągnie poziom Lance’a Henriksena albo Michaela Fassbendera? Zobaczymy. Jeśli będzie go otaczać odtwórcza fabuła, aktor nic nie poradzi.
Tym bardziej karkołomna w tym całym ambarasie wydawała się informacja, która niedawno obiegła Internet, że w Alien: Earth nie będzie ksenomorfów. I tak źle, i tak niedobrze. Bo jeśli będą, to beznadzieję tego pomysłu opisałem wyżej. Jeśli ich miałoby jednak nie być, to sensowności kręcenia serialu nie potrafię uzasadnić nawet potencjalnymi zyskami z odcinania kuponów od franczyzowej legendy. Pozostaje jeszcze coś, na co chyba nikt jeszcze nie zwrócił uwagi. Seria Obcy zyskała sławę nie tylko za sprawą scenariuszy, ale i rozłożenia suspensu w zamkniętej niemal laboratoryjnie formie pełnometrażowych filmów. Nawet Obcy 4 posiada swój charakterystyczny klimat, którym szczyci się twórczość Jeana-Pierre’a Jeuneta. Z ową unikalną formą zerwał dopiero Romulus, mieszając wszystkie style, wątki i tworząc coś w rodzaju odtwórczego trybutu dla poprzednich części cyklu. W serialu nie będzie inaczej, bo ma on określoną formę, a poza tym zaplanowano go na kilka sezonów. Nie można więc nadać mu na tak rozciągniętą w czasie skalę stylu Scotta, Camerona, Finchera lub Jeuneta. Nie można nadać mu stylu nawet Romulusa, bo czy ktoś z was wyobraża sobie kilka sezonów dziejących się w dusznych, ciasnych pomieszczeniach? To by było nudne. W serialu muszą zostać wprowadzone inne wątki, łamiące klimat, a więc niszczące jeden z najważniejszych atrybutów serii. A przecież na tym opierały się filmy o ksenomorfach – na zamknięciu widza w ograniczonej przestrzeni, gdzie rozgrywał się slasherowy dramat bohaterów. Z tą formą w pewnej mierze zerwały dopiero Prometeusz i Przymierze, niemniej światy w nich przedstawione są również ograniczone. Nie ma w nich Ziemi, a to najważniejsze dla percepcji widzów. Serial Alien: Earth będzie charakteryzował się stylem Noaha Hawleya, który rozwlókł legendarne Coenowskie Fargo do granic absurdu, czyli na 5 sezonów, a w Legionie przykrył zakręconą formą dość miałki scenariusz. I w tym przypadku jeden szalony sezon by wystarczył. Może Obcemu również, żeby miał szansę okazać się lepszy od szablonowego Romulusa?
Abstrahując od zmieszania z błotem przez fabułę Alien: Earth tak dobitnie powtarzanych sentencji i pełnej poświęcenia walki Ripley w pierwszych trzech filmach, żeby tylko ksenomorfy nie dostały się na Ziemię, jedynym racjonalnym wytłumaczeniem, że obcy znalazł się jednak na naszej planecie, jest David. Problem w tym, że wątpię, żeby ten wątek został w serialu poruszony. Co najwyżej znów zostanie odbiorcom wyjaśnione, dlaczego Ziemia jest tak atrakcyjna dla facehuggerów. Gdzieś skrycie będę jednak czekał na posępną twarz Davida, mając jeszcze cień nadziei, że dowiem się, co się stało z kolonistami z USCSS Przymierze.