Dlaczego OBCY od 40 lat pozostaje NIEDOŚCIGNIONY
Obcy ma już 40 lat. Wszystko zaczęło się 25 maja 1979, gdy premierę miał film Ridleya Scotta Obcy – ósmy pasażer Nostromo. Od tamtej pory fascynacja mroczną postacią z kosmosu nie ustaje. Fani doczekali się łącznie sześciu filmów w głównej serii i dwóch spin-offów. W czym tkwi wyjątkowość tego potwora? Która jego prezentacja pozostaje najlepsza? Dwóch redaktorów film.org.pl, zapalonych sympatyków ksenomorfa, zastanowiło się nad tym, czym w istocie jest obcy dla kina i jaka jest jego przyszłość. Zapoznajcie się z ich przemyśleniami.
Jakub Piwoński – zakochał się w obcym od pierwszego wejrzenia. Choć była to miłość nieodwzajemniona i specyficzna. Wszak jej motorem napędowym był i pozostał strach. Z lubością wraca do wszystkich filmów o kosmicznym monstrum, dawniej grał też w gry, czytał komiksy. Wciąż wierzy, że Ridley Scott zaliczył udany powrót do marki.
Mikołaj Lewalski – bał się obcego, nie rozumiał obcego, pokochał obcego, zafascynował się obcym. Trochę mu go brakuje w ostatnich latach.
1) Obcy w naszych życiach
Mikołaj Lewalski: Przez pierwsze piętnaście lat mojego życia obcy nie odgrywał w nim większej roli. Zamiast tego był przerażającym monstrum, które raz na jakiś czas pojawiało się znikąd i budziło przerażenie. Przez te wszystkie lata nie miałem przyjemności obejrzeć żadnego z oryginalnych filmów od początku do końca, a sporadycznie trafiały do mnie ich strzępy. Ukradkowe oglądanie fragmentów emitowanego w telewizji Przebudzenia (i paniczna ucieczka do pokoju po kolejnej brutalnej scenie) oraz próba obejrzenia Decydującego starcia na śnieżącym telewizorze ledwo odbierającym sygnał w środku lasu – te doświadczenia od najmłodszych lat przepełniały mnie strachem do potwornego dzieła H.R. Gigera. Z pewnym wstydem muszę przyznać, że pierwszymi filmami z obcym, które rzeczywiście obejrzałem, były obie części serii Obcy kontra Predator. Po tych umiarkowanie przyjemnych seansach obcy jawił mi się jako zwierzyna łowna i tępe robactwo masowo mordowane przez Predatora. Dopiero na samym początku liceum postanowiłem nadrobić zaległości i przeżyć oryginalną sagę. W krótkim czasie obejrzałem wszystkie cztery części i doceniłem stojący za nimi zamysł. Wiele zmieniło się od tamtej pory: przykładowo początkowo uwielbiane przeze mnie Decydujące starcie ustąpiło miejsca nie tylko pierwowzorowi, ale także pierwotnie nielubianej trójce. Minęło 40 lat, pojawiło się kilka filmów, ale król jest tylko jeden.
Podobne wpisy
Jakub Piwoński: Ośmielę się stwierdzić, że zacząć przygodę z obcym od AvP, to jak sadzić drzewo koroną w dół (smutna prawda, ale cieszę się, że obejrzałem oryginalne filmy w wieku, w którym mogłem je należycie docenić – M.L). Ja miałem to szczęście, że wszystko ułożyło mi się po bożemu. Oczywiście we wczesnych latach młodości (na początku lat 90.) nie byłem przez starszego brata dopuszczany do oglądania filmów o obcym, ale gdy już to nastąpiło, to obejrzałem je po kolei, jak trzeba (o ile się nie mylę, w ramach telewizyjnego cyklu Polsatu), najpierw zapoznając się z wizją Ridleya Scotta. Do dziś pozostaje ona dla mnie niedoścignionym wzorem zarówno wykorzystania postaci obcego, jak i siania ekranowej grozy. To, co przez lata przyciąga moją uwagę do postaci obcego, zachęcając do kolejnych powtórek filmów z jego udziałem, wiąże się z niepokojącą symboliką tej postaci. Obcy to dla mnie ucieleśnienie nieznanej, mrocznej strony naszego żywota oraz odwiecznej zagadki z nią związanej. To także ucieleśnienie naszych najmroczniejszych, najskrytszych lęków, związanych ze sferą naszej seksualności oraz innych pragnień i dążeń, w tym woli przetrwania. Życie może być dla nas bezwzględne i zaskakujące. Może być dla nas nieustępliwe, pozbawione kontroli. Dokładnie takie jak obcy. Dlatego tak bardzo przeraża mnie każde filmowe spotkanie z nim. I dlatego tak wielkim katharsis jest dla mnie każde jego pokonanie.
2) Wyjątkowość oryginalnego Obcego Ridleya Scotta
Mikołaj Lewalski: W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku – to powszechnie znane hasło z plakatu filmu Scotta nie jest wyłącznie chwytliwym tekstem. To także idealne podsumowanie filmu, który do dziś pozostaje niezrównany w przytłaczaniu widza duszną i klaustrofobiczną atmosferą zaszczucia i beznadziei. Tytułowy obcy łącznie pojawia się na ekranie na mniej niż cztery minuty, co nie zmienia faktu, że w tym krótkim czasie staje się jedną z najbardziej przerażających kreatur w historii gatunku. Do dziś nie znam lepszego przykładu budowania grozy i napięcia w kinie! Ósmego pasażera Nostromo uwielbiam również za doskonałą scenografię, niepokojącą seksualną symbolikę (na której temat napisałem pracę zaliczeniową na studiach), bohaterów z krwi i kości (w tym jedną z najbardziej imponujących kobiecych postaci w historii kina) i fantastyczną wizję kosmosu, który jest tu równie tajemniczy, co śmiertelnie niebezpieczny.
Jakub Piwoński: Pierwszy obcy to dla mnie idealne połączenie dwóch aspektów ekranowego widowiska, których często w kinie poszukuję. Mowa o fantastyce i mroku. Jako że zawsze postrzegałem obcego bardziej jako kino grozy niż akcji, stoję po stronie tych stawiających właśnie “jedynkę” na piedestale. W czym tkwi jej wyjątkowość? Wszystko w filmie Scotta zagrało tak dobrze, że nie dało się tego podrobić w żadnej kontynuacji. Aspekty audiowizualne, ze scenografią i muzyką na czele, wypełniły ten film niezwykłym, gęstym, klaustrofobicznym klimatem. Czasem niewiele się tu dzieje, niewiele zostaje pokazane, ale gdy już Scott rozpoczyna taniec ze śmiercią, to robi to tak, że szczęka opada. Nostromo to także według mnie najlepszy film w historii z kobiecą bohaterką w roli głównej, znacznie umiejętniej wysyłający sygnał o kobiecej sile od innych dzieł, intencjonalnie obierających feminizm za swój sztandar. Nostromo działa jednak zawsze tak silnie dlatego, że opowiada o spotkaniu z niewiadomym. Każdy kolejny etap przygody Ripley odarty jest już z tajemnicy. Tu bohaterowie nie bardzo wiedzą, z czym mają do czynienia, jaka jest natura zagrożenia, które doprowadza do śmierci kolejnych członków załogi. A czy istnieje wyższa kategoria lęku niż lęk przed tym, czego nie potrafimy w żaden sposób określić?
3) Czy kontynuacje oddały sprawiedliwość doskonałemu pierwowzorowi?
Mikołaj Lewalski: Nie. W moim odczuciu było to jednak niemożliwe zadanie. No bo jak można dorównać czemuś doskonałemu? Sequel w reżyserii Jamesa Camerona uważam za wybitny film akcji i tylko niezłego Obcego. Nie do końca podoba mi się skądinąd ciekawy koncept roju, który przeobraża ksenomorfa z autonomicznego łowcy w insekta posłusznego swojej królowej. Nie podoba mi się łatwość, z jaką broń palna rozwala to monstrum na kawałki, a scena, w której Vasquez zabija obcego zwykłym pistoletem, do dziś mnie żenuje. “Idealny organizm” nie powinien być podatny na tak trywialny atak. Cieszę się więc, że trzecia część sagi (w reżyserii Davida Finchera) wróciła do konceptu ludzkiej bezradności w starciu z morderczym ksenomorfem. Wersja kinowa nosi ewidentne znamiona chaotycznej produkcji, ale bogatsza o ponad pół godziny edycja rozszerzona naprawia większość pierwotnych problemów. Pesymistyczny wydźwięk, religijna symbolika i mocny finał czynią ten film niemalże godnym pierwowzoru Ridleya Scotta. Przebudzenie traktuję zaś jako wysokobudżetowy fanfic, który depcze po finale trójki i depcze postać Ripley – ta historia nie powinna była ujrzeć światła dziennego, nawet jeśli ma swoje dobre momenty.
Jakub Piwoński: Wyznaję analogiczne przekonanie. Kontynuacje pierwszego obcego to twory cierpiące na tę samą bolączkę. Potwór wyszedł już w nich z cienia, dlatego reżyserzy musieli szukać kolejnych atrakcyjnych rozwiązań służących przykuciu uwagi widza do ekranu. Dlatego Cameron postawił na akcję, a Fincher postanowił zmienić lokację na tyle radykalnie, by uniemożliwić bohaterom realną obronę. Z kolei Jeunet zamieszał w genetyce, krzyżując obcego z Ripley i idąc w stronę horroru cielesnego. Z pierwotnej serii sequeli wyróżniłbym jednak Finchera, właśnie dlatego, że umiejętnie nawiązał do atmosfery grozy rozsianej w pamiętnej “jedynce” oraz do bezbronności bohaterów względem obcego. Choć w wielu rankingach to Decydujące starcie autorstwa Camerona jest wyróżniane, a często nawet stawiane przed pierwowzorem, to jednak tak jak potrafię docenić zmianę konwencji, w myśl której zmultiplikowano zagrożenie, tak akurat dla mnie nie jest to ten obcy, który może mnie trwale zachwycić. Czwarta część z kolei ma swój plastyczny urok, ale pozostaje i dla mnie najsłabszą częścią oryginalnej serii, głównie dlatego, że zabrakło w niej powagi. Niemniej podkreślić chciałbym to, co być może umknęło uwadze Mikołaja – oryginalna saga o obcym to nadal według mnie jedna z ciekawszych serii filmowych (w ogóle), dostarczająca w każdej kolejnej odsłonie zupełnie nowych, świeżych doznań. Temat obcego podejmowany jest co rusz z innej strony i pomimo scenariuszowych kolein, każdy film wychodzi moim zdaniem na prostą, dając fanom wiele satysfakcji.