5 NAJLEPSZYCH filmów OCTOPUS FILM FESTIVAL 2022. Podsumowanie 5. edycji
W dniach 2–7 sierpnia bieżącego roku porwała mnie ośmiornica. Jej potężne macki wyrzuciły mnie na ląd na terenach byłej Stoczni Gdańskiej, gdzie przez kilka dni jadłem, piłem i bawiłem się w najlepsze, oglądając totalnie odklejone kino gatunkowe. Właściwie to przyzwyczaiłem się do tego głowonogiego kidnapingu, bo przytrafia mi się co roku. I tak od pięciu lat. I wiecie co? Mam po tych rokrocznych porwaniach normalnie ten, jak to, no, sztokholmski syndrom. No ryczeć mi się chce, że to już po wszystkim, że ośmioramienny mięczak chapnie mnie znowu dopiero za jakieś 12 miesięcy. Bo Octopus Film Festival to nie jakaś ą-ę imprezka, jakieś fiku-miku, fą-fą, czy inne teges-szmeges tylko dla wybrańców, co ogarniają te wszystkie składowe wybitnego dzieła filmowego i jeszcze potrafią rozłożyć je na czynniki pierwsze, żeby potem nawijać i zamulać o tym dłużej, niż sam reżyser o tym w ogóle myślał, jak to kręcił. Nie martwcie się jednak, filmowe snobki, wy też możecie tu być i nawet wiem, że byliście. Na Octopusie liczy się przecież przede wszystkim fun, luz, radosna atmosfera, essa i miłość. Miłość do kina. Kina szalonego, nieposkromionego, dzikiego, nieokrzesanego, zjawiskowego, zajebistego. No bo obczajcie, co ja przez te sześć dni na rzeczonym Octopusie widziałem i co za filmy z Konkursu Głównego mogę wam z czystym serduchem polecić.
Największe atrakcje 5. edycji OCTOPUS FILM FESTIVAL
Najlepiej w klimat tegorocznego Octopusa było wsiąknąć poprzez twórczość Doris Wishman. Kiedyś, będzie już jakieś 15 lat, kupiłem na eBayu takiego diwidika od Something Weird Video. Były tam najdziwniejsze zajawki najdziwniejszych filmów, jakie świat w ogóle widział. Po tytułach było poznać, że będzie cokolwiek interesująco: Doctor Gore, Satan in High Heels, Please Don’t Eat My Mother. Pamiętam, jak z kumplem siedzieliśmy te jakieś 15 lat wstecz w ciemnym pokoju, który rozświetlał tylko blask kineskopowego panasonica, i oglądaliśmy ten trailerowy festiwal nagich ciał, chorej fantazji i strachów. I tak na ekranie telewizora, do którego kablem SCART – SCART podłączony był odtwarzacz bez blokady regionalnej, dziwność goniła dziwność: faceci przebrani za goryle, erotyczne przygody Zorro, kobieta z bagien itp., aż naszym oczom ukazał się zwiastun filmu o enigmatycznym tytule, Deadly Weapons. Na podstawie trailera wywnioskowaliśmy, że produkcja opowiada o smutnej kobiecie, której faceta załatwili jacyś gangsterzy. No, a że babka kochała tego gościa ponad wszystko, to poprzysięgła zemstę na wszystkich, co doprowadzili do jego śmierci. Jedyną bronią, jaką posiadała, były jej ogromne piersi. I za pomocą tych właśnie piersi dusiła swoje ofiary. Kiedy więc jakoś tydzień przed startem Octopusa zobaczyłem, że jednym z punktów programu będzie retrospektywa Doris Wishman, która jest właśnie autorką Deadly Weapons, uroczo przetłumaczonego na polski jako Rewolwer i melony, wiedziałem, że muszę to zobaczyć. To i inne jej dzieła, takie jak Niesamowity przeszczep, Nagie na księżycu czy Złe dziewczyny idą do piekła, które jak dla mnie do dziś pozostają wręcz szokujące, odważne i brutalne.
Najważniejszą retrospektywą tegorocznego Octopusa była jednak ta uświetniająca twórczość Maestro Enza G. Castellariego. Reżysera z sześćdziesięcioletnim stażem pracy, którego filmami jara się sam Quentin Tarantino. Maestro Castellari to synonim włoszczyzny w najdzikszym i najbardziej intrygującym wydaniu. Retrospektywę Enza na Octopusie wypełniły tak legendarne produkcje jak Keoma (niesamowity film!), Błysk śmierci czy Bohaterowie z piekła, z którego słynny, wspomniany już autor Bękartów wojny zaczerpnął nie tylko oryginalny tytuł swojego dzieła. Z Castellarim można było spotkać się w Gdańsku nie tylko tak metaforycznie, poprzez jego dzieła. Maestro przybył bowiem na Octopusa we własnej osobie. Otrzymał Atramentową Mackę, czyli przyznaną po raz pierwszy w historii festiwalu nagrodę za całokształt twórczości, a później swoją niesamowitą energią, wigorem i radością bawił oraz nauczał publikę podczas specjalnych spotkań. Arrivederci, Maestro! To był prawdziwy zaszczyt.
Programowe perełki, takie jak wspomniane wyżej retrospektywy Doris Wishman czy Enza G. Castellariego, to zaledwie część atrakcji, bo organizatorzy tegorocznego Octopusa zadbali także, aby rekordowej w tym roku liczbie gości zaproponować nowe, idealnie korespondujące z prezentowanymi tytułami miejscówki (i to nie tylko w ramach Seansu Ukrytego). I tak np. można było zobaczyć, jak John Rambo zalicza trudny powrót do domu z Wietnamu w Teatrze Leśnym we Wrzeszczu, albo wziąć udział w pokazach partycypacyjnych m.in. Klubu winowajców, który odbywał się w gdańskim III Liceum Ogólnokształcącym, lub Wojowników w galerii Layup (obowiązkowo w przebraniu). Jednym z unikatowych przeżyć było dla mnie oglądanie filmu Censor w bunkrze, który minimalistycznie, ale klimatycznie przerobiono na gabinet cenzorski. Potem chciałem pójść raz jeszcze do tego bunkra, ale puszczali tam Piłę i jakoś speniałem, że nagle wyjedzie na mnie ta lalka na rowerku i narobię sobie wstydu przy ludziach, jak będę piszczał ze strachu. Na Ukrytym nie byłem, bo trudno się tam dostać. Ludzi w opór, więc pomyślałem, że za rok nie odpuszczę i wcisnę się do tego autobusu jadącego zawsze do niewiadomogdzie, i poszedłem na Moloch, ale o tym później. Dzięki ośmiornicy widziałem się też z Michałem Milowiczem, który brawurowo, no bo jak inaczej, przeczytał Przekręt, zapoznałem się z kilkoma polskimi horrorami z lat 80., a także obejrzałem doskonale walczącego Amerykańskiego ninję. Ten ostatni film pokazywany był na Octopusie w ramach pożegnania zmarłego w ubiegłym roku nieodżałowanego Tomasza Knapika, wielkiego przyjaciela festiwalu.