THE MANDALORIAN. Oceniamy pierwszy sezon serialu

Podobne wpisy
Masz rację co do stylistyki serialu animowanego, można by się wręcz pokusić o stwierdzenie, że mamy do czynienia z aktorską kreskówką. Co absolutnie nie powinno być postrzegane jako zarzut, choć rozumiem rozczarowanie kogoś, kto spodziewał się innej formy. Ja czuję przesyt godzinnymi telewizyjnymi dramami i nie czuję, żeby The Mandalorian coś tracił, będąc od nich odmienny. Z pewnością to tytuł o własnym charakterze, który ewidentnie bardzo przypadł do gustu widowni. Myślę jednak, że większość z nas miała wątpliwości co do formuły tego sezonu, kiedy zaczęły się pojawiać raczej niepowiązane ze sobą odcinki. Ostatecznie przynajmniej niektóre z nich okazały się ważne dla głównej fabuły, a i reszta może mieć znaczenie w przyszłości. Główna fabuła tworzy tu swoistą klamrę i zostaje zawarta na początku i na końcu sezonu, podczas gdy środek skupia się na budowaniu świata, wprowadzaniu nowych bohaterów (i rozwijania istniejących) w ramach autonomicznych przygód przywodzących na myśl stare westernowe seriale. Co sądzisz o takim formacie sezonu? Myślisz, że drugi sezon powinien wyglądać podobnie?
Filip Pęziński: Jestem nieco rozdarty, bo tak jak z jednej strony narzekam na zaproponowaną przez twórców formułę, tak z drugiej to te środkowe odcinki, w których na dobre zrozumiałem, że mamy do czynienia z wiedźminową wręcz narracją, w której Mandolorianin wędruje od planety do planety, wykonując kolejne zadania, podobały mi się najbardziej. Tak jak zauważyłeś, czuć było tam nieskrępowaną zabawę tym światem i zwyczajnie udało się opowiedzieć fajne historie. Znów serial zaczął mnie męczyć w dwóch finałowych odsłonach, którym co prawda trudno coś szczególnie zarzucić, ale brakowało mi radości, którą każdorazowo chciałbym czuć, obcując z Gwiezdnymi wojnami.
Warto jednak zauważyć, że finał po pierwsze narzucił tytułowemu bohaterowi konkretny cel, który może obrać w drugim sezonie (chociaż zupełnie nie wyklucza przy tym powrotu do tej samej formuły), oraz obiecuje naprawdę ciekawego, ledwo – mam nadzieję – ruszonego antagonistę.
Mikołaj Lewalski: To tylko pokazuje, ile dobrego ten serial ma do zaoferowania różnym odbiorcom o odmiennych oczekiwaniach. Ja byłem najbardziej zaangażowany oglądając odcinki 2–3 i 7–8. Porwał mnie szczególnie finał sezonu, a walka Mandalorianina z Moffem Gideonem siedzącym za sterami TIE-Fightera zrobiła na mnie większe wrażenie niż zdecydowana większość ósmego sezonu Gry o tron. To była bardzo ciekawie pomyślana sekwencja i zarazem coś, co wydaje się zaczerpnięte z fanowskich fantazji. The Mandalorian już od sceny w barze zachwyca mnie swoimi scenami walk i strzelanin; zdarza się, że ich wykonanie nieco kuleje, ale zazwyczaj są zrealizowane bardzo porządnie i, co najważniejsze, mają w sobie coś świeżego i oryginalnego. Ciekawe wykorzystywanie linki z hakiem, miotacz ognia, zabójczy droid IG, rozrywanie robotów bojowych gołymi rękami czy niesamowita i brutalna walka Mandalorianki ze szturmowcami z finałowego odcinka – wszystko to jest nowością w aktorskich Gwiezdnych wojen i przynosi mi masę satysfakcji. Czasem można odnieść wrażenie, że te pomysły to efekt obserwowania dzieciaków bawiących się figurkami w piaskownicy, z tą różnicą, że niektóre zgony są tu naprawdę brutalne.
The Mandalorian faktycznie eksploruje brudniejszą stronę uniwersum, a jego bohaterowie nie są czarno-biali. Mam wśród nich paru ulubieńców, ale najbardziej urzeka mnie sam Mandalorianin. Uczynienie protagonisty wiecznie zamaskowanym i niezbyt wylewnym człowiekiem tajemnicą to zabieg bardzo odważny i innowacyjny. To rozwinięcie westernowego archetypu bezimiennego bohatera o zagadkowej przeszłości; o takiej postaci mówią czyny, nie słowa. Doskonale sprawdza się to tutaj, a mowa ciała Pedro Pascala (i jego dublerów) w połączeniu ze sprawną reżyserią pozwalają przekazać bardzo wiele przy użyciu skromnego repertuaru środków. Nie widzimy twarzy bohatera, więc bazujemy na tym, w jaki sposób odwraca się do kogoś, pod jakim kątem przekrzywia głowę i jak długo na coś patrzy. Już w drugim odcinku czułem więź z tym bohaterem, a jego ekspresja przy oddawaniu dziecka Klientowi zdawała się krzyczeć w histerii (coś, z czym może się utożsamić każdy widz obserwujący, jak szturmowcy zabierają bezbronne dziecko do innego pokoju). Mandalorianin to protagonista, którego zapewne będziemy odkrywać do samego końca i i tak nie poznamy go tak, jak byśmy tego chcieli. Jak ty odebrałeś taki wybór głównego bohatera oraz resztę jego kompanów?