70. BERLINALE. Podsumowanie festiwalu

W skomponowanym tradycyjnie z nazwisk uznanych, zyskujących znaczenie i dopiero debiutujących na międzynarodowym rynku programie konkursowym wyjątkowo wyraźnie dało się zauważyć też, gdzie tkwi faktyczna siła Berlinale – poza Hongiem i Tsaiem, operującymi w pozaeuropejskiej, kierowanej raczej do wąskiej grupy koneserów poetyce, mistrzowie raczej zawodzili. Ferrara i Potter przywieźli na festiwal filmy słabe, a zazwyczaj broniący się w swoim manieryzmie Garrel zaczął powoli przekraczać granicę artystycznego skostnienia. Równocześnie o sile tegorocznego festiwalu stanowili twórcy młodsi, tacy jak Eliza Hittman z Never Rarely Sometimes Always, bracia D’Inocenzzo, komentujący współczesne młode pokolenie w Bad Tales czy Burhan Qurbani, twórca współczesnej interpretacji Berlin Alexanderplatz. Mocno zaistnieli też twórcy cenieni, ale w skali światowej dość niszowi, tacy jak Kelly Reichardt (wysoko ocenianie First Cow), Mohammad Rasoulof i Christian Petzold. Do jaśniejszych punktów konkursu zaliczyć też można społecznie zaangażowany dramat All The Dead Ones, wizjonersko rozliczający się z historią niewolnictwa i rasizmu w Brazylii.
Podobne wpisy
Wzloty i upadki głównego programu Berlinale w pewnym sensie wskazały horyzont, do którego odpowiedzialni za kształt festiwalu Chatrian i dyrektor wykonawcza Mariette Rissenbeek powinni dążyć – przestrzeni dla nowych głosów, bardziej czerpiącej z różnorodności światowego kina i przyciągającej artystyczną świeżość, niż „eventu” rywalizującego z Cannes i Wenecją na udział wielkich nazwisk (w tej rywalizacji Berlin skazany jest na porażkę). W kierunku takiej konkluzji prowadzić też mogą nagrody przyznane przez jury – manifestujący polityczną wrażliwość festiwalu Złoty Niedźwiedź dla There Is No Evil, docenienie autorskiej konsekwencji reżyserii Hong Sang-soo czy dyskretnej ekstrawagancji Undine ze świetną rolą tytułowej ondyny, a także nagroda za wkład artystyczny dla Jürgena Jürgesa, autora zdjęć kontrowersyjnego, ale z pewnością frapującego i odważnego DAU. Natasha. Oprócz wspomnianych dzieł Ferrary, Potter i Garrela do rozczarowań festiwalu mógłbym zaliczyć brak nagród dla epickiego Berlin Alexanderplatz – tym bardziej, że w niemieckim filmie znakomitą rolę zagrał Albrecht Schuch, podczas gdy Srebrnego Niedźwiedzia dla najlepszego aktora odebrał Elio Germano za typowo wcieleniową rolę czołowego przedstawiciela sztuki naiwnej, Antonio Ligabue w Hidden Away – filmie, który zresztą swoją konwencjonalnie biograficzną formą nie pasował do tegorocznego profilu konkursu głównego. [Lista zwycięzców znajduje się na ostatniej stronie tekstu]
W stronę awangardy
Najbardziej wyraźną nowością tegorocznej edycji Berlinale była nowa sekcja Encounters, stanowiąca drugą główną linię programu. Jej założeniem jest stworzenie przestrzeni dla filmów bardziej eksperymentujących i niejednoznacznych od tych rywalizujących w konkursie. W programie Encounters znalazł się więc m.in. hermetyczny Malmkrog, nowy film Cristiego Puiu – twórcy Śmierci Pana Lazarescu i Sieranevady – nakręcony na podstawie pism filozoficznych Władymira Sołowowa, arthouse’owe science fiction Trouble With Being Born obiecującej Austriaczki Sandry Wollner, grająca z konwencjami Shirley, zbierające świetna recenzje ekstrawaganckie Servants, wchodząca w świat zwierząt Gunda czy indyjski The Sheperdness and Seven Songs, metaforyzujący napięcia społeczne rejonu kaszmirskiego za pomocą ludowej baśni (jedno z moich osobistych odkryć festiwalu). Powołanie do życia równoległego konkursu Encounters jest wyraźną manifestacją chęci nowej dyrekcji, by wykreować w ramach Berlinale klarowną przestrzeń dla filmów bardziej niszowych, które w konkursie głównym byłyby jedynie ciekawostkami, a które w nowej sekcji mają szanse na faktyczną rywalizację o wyróżnienia. Widać to wyraźnie choćby po werdykcie przyznania nagrody za najlepszy film sekcji awangardowemu, siedmiogodzinnemu kreacyjnemu quasi-dokumentowi The Works and Days (of Tayoko Shiojiri in the Shiotani Basin) oraz Cristiemu Puiu za konceptualną reżyserię Malmkroga.
Skutkiem ubocznym takiego ułożenia programu było znaczne osłabienie Panoramy, pozbawionej na rzecz Encounters co najmniej kilku mocnych tytułów. Podział na poszczególne linie programowe wydawał się zresztą dość niejasny. Zrzucić to można – przynajmniej w tym roku – na przejściowy charakter 70. edycji Berlinale, która ma dopiero rozpoczynać stopniową reformę festiwalu, z wyrazistym profilem konkursu głównego oraz sekcji pobocznych. Niemniej jednak przemyślenie i prawdopodobnie zredefiniowanie charakterystyki poszczególnych sekcji będzie jednym z większych wyzwań dyrekcji festiwalu na kolejne kilka edycji. Jednak sam kierunek wydaje się ciekawy, a zgrupowanie w sekcji Encounters tych bardziej nieszablonowych i eksperymentujących z językiem filmowym produkcji zaowocowało wyłonieniem się wartego uwagi, wyrazistego nurtu programu Berlinale i wydaje się krokiem w dobrym kierunku dla festiwalu, cierpiącego od kilku lat na rozmycie wyrazistości i coraz mocniej potrzebującego ponownego przemyślenia swojej tożsamości oraz niszy.