70. BERLINALE. Podsumowanie festiwalu

Berlińska polityka
Cieniem na jubileuszu berlińskiego festiwalu położyła się jeszcze przed jego rozpoczęciem postać legendarnego założyciela i wieloletniego dyrektora imprezy, Alfreda Bauera, który, jak opublikował w styczniu „Der Spiegel”, w latach 30. i 40. współpracował z nazistowskim reżimem, pełniąc wysokie stanowisko w berlińskiej cenzurze. Pomimo jednak wstrząsu wywołanego przez te sensacje „afera Bauera” nie odbiła się (przynajmniej na razie) zbyt mocno na Berlinale. Największym wymiernym efektem odkrycia niechlubnej przeszłości Bauera było przemianowanie nagrody jego imienia na Srebrnego Niedźwiedzia 70-lecia Berlinale, być może nieco mniej hucznie podkreślano długoletnie tradycje wydarzenia. W tej chwili nie wydaje się, żeby sprawa miała głębsze konsekwencje dla festiwalu, budującego co prawda swój prestiż na tradycji, ale tożsamościowo mniej niż do przeszłości sięgającego do swojego aktualnego ideowego profilu.
Ten podkreślały sygnowane przez jury pod kierownictwem Jeremy’ego Ironsa werdykty. Złoty Niedźwiedź dla There Is No Evil to pierwsza od 2016 roku główna nagroda przyznana filmowi o wyrazistym politycznym przekazie, co w pewnym sensie zwraca Berlinale z powrotem na tory, z którymi festiwal był mocno kojarzony za kadencji Kosslicka, a która to charakterystyka zaczęła w ubiegłych latach nieco się rozmywać i sprowadzać do kostniejącego dyskursu, zastępującego realne gesty. Podobnie rzecz ma się ze zdobywcą „drugiego miejsca”, czyli Nagrody Jury – Never Rarely Sometimes Always, amerykańskiego niezależnego dramatu traktującego o problemie niechcianej ciąży nastolatki. W tym kontekście dodać też warto, że w przedostatni dzień Berlinale czerwony dywan został udostępniony aktywistom, manifestującym na rzecz działań walczących ze zmianami klimatu. Wyłania się z tego jasna deklaracja nowej dyrekcji o pragnieniu utrzymania politycznego charakteru festiwalu, jak również dopatrywać się można pewnych korekt artystycznych. Czas pokaże, na ile są to słuszne hipotezy.
„Wypuszczający” bardzo mocny w wymowie społecznej film, mogący potencjalnie odbić się dużo szerszym echem w przestrzeni międzynarodowej niż Synonimy czy Touch Me Not 70. Festiwal w Berlinie potwierdza swoje ambicje i tożsamość, jak również pozwala mieć nadzieję na dalsze zmiany w kierunku podniesienia jakości i rangi imprezy. Berlinale konsoliduje więc swój profil jako miejsce, w które bardziej niż dla wielkich nazwisk czy światowych przebojów jeździ się dla nieco bardziej alternatywnych, trochę dalszych od mainstreamu niż gwiazdy Cannes i Wenecji filmów, a także na „wyławianie” nowych ciekawych głosów światowego kina. W tym sensie pod kierunkiem Chatriana Berlinale kontynuuje realizowaną od lat ścieżkę, wprowadzając też nieco niezbędnej świeżości do metodologii realizującej te cele. W tym roku o skoku jakościowym mówić raczej nie można, ale widać wyraźnie początek przeobrażeń festiwalu, a przekrojowo patrząc, tegoroczna edycja Berlinale oferowała wiele kinowego dobra. Warto śledzić w kolejnych latach, jak rozwinie się dalej kadencja włoskiego kinofila Chatriana na czele niemieckiego festiwalu i jak zmieni się samo wydarzenie.