search
REKLAMA
Zestawienie

WALIJSKI GRZMOT. 5 najlepszych ról TARONA EGERTONA

Odys Korczyński

10 listopada 2019

REKLAMA
Faktycznym grzmotem i błyskawicą byłby, gdyby miał na imię Taran. Drobna literówka uczyniła go Taronem, lecz nie odebrała aktorskiej determinacji. Po raz pierwszy zobaczyłem go w Kingsman: Tajnych służbach i mogę powiedzieć, że mi nie przeszkadzał i dobrze pasował wizualnie do fabuły. W moim pojęciu to spora zasługa jak na aktora, którego w ogóle nie kojarzyłem i do którego nie zdążyłem sobie wyrobić emocjonalnego stosunku. Tak naprawdę zauważyłem go dopiero w Rocketmanie, a że filmografii nie ma jeszcze zanadto rozbudowanej, nie było problemem przyjrzeć się jej dokładnie. I powiem szczerze, że jeśli Egerton zachowa ten przebogaty charakterologiczne aktorski repertuar, za 10–15 lat będzie dojrzałym aktorem, który nie poddał się zaszufladkowaniu, najprawdziwiej jak się tylko da realizując ideę pracy dramatycznej. Docenią go wszyscy, niezależnie od tego, czy wolą filmy przygodowe, sensacyjne, biograficzne, obyczajowe, przygodowe czy science fiction.
Elton John, Rocketman (2019), reż. Dexter Fletcher

Z wielką rezerwą podszedłem do tej produkcji ze względu na złe wspomnienia z seansu Bohemian Rhapsody. Nie sądziłem i nie spodziewałem się, że można postać Freddiego przedstawić tak szkicowo, powierzchownie i wręcz naiwnie. Dla mnie film Singera to mająca wielkie ambicje i radykalnie przeceniona filmowa klapa na miarę La La Land. Na tej fali można było zrobić z Eltona Johna podobnież drewnianego bohatera, a tu jednak niespodzianka. Po pierwsze już wcześniej Dexter Fletcher udowodnił, że potrafi odpowiednio zbalansować rozrzewniającą powagę i frywolność u swoich postaci. Po drugie Eltona zagrał Egerton, czyli młody, pełen energii człowiek, który nie miał problemu z wcieleniem się w równie młodego i szalonego pianistę i rockmana na dorobku. Elton John w tym wydaniu nie jest płaską gwiazdą, która nagle po zdobyciu sławy zaczyna się standardowo rozpadać w morzu używek. Egerton potrafił ukazać, co się dzieje w głowie bohatera. Jaka zachodzi sprzeczność między jego wizją świata, a rzeczywistością, która wymaga od niego, żeby grał, robił kolejne płyty, zarabiał i stopniowo zapominał o sobie. W tym sensie Elton John jest produktem, który nagle samodzielnie wychodzi ze swojego dotychczasowego opakowania, bo styl tego pudełka niszczy. Kosztuje go to chwilowy upadek, jednak w dłuższej perspektywie otoczenie musi się dostosować. To alkoholowe dno, niewyobrażalny sukces, upadek i w końcu oczyszczenie Taron Egerton pokazuje, wywołując niejednokrotnie wzruszenie u widzów, bo w rzeczy samej staje się Eltonem. Do tego gra w historii, która ma dobrze zaprojektowany początek, rozwinięcie i koniec, a nie jest tylko zlepkiem odegranych hitów Queen jak Bohemian Rhapsody.

Eddie Edwards, Eddie zwany Orłem (2016), reż. Dexter Fletcher

Trudno sobie wyobrazić bardziej sugestywną postać niż Eddie Orzeł do opowiedzenia historii w stylu „od zera do bohatera”. W jego przypadku jednak rzeczywistość okazała się niewzruszona. Zrealizował swoje marzenie, ale połowicznie. Dopiero gdzieś w trakcie jego realizacji, kiedy faktycznie udało mu się zastać skoczkiem, musiał zaakceptować, że wielki nigdy nie będzie, a naprawdę sukcesem w jego przypadku jest w ogóle to, że kilka razy udało mu się wziąć udział w zawodach Pucharu Świata i przede wszystkim w Igrzyskach Olimpijskich w Calgary. Eddie miał nietuzinkową determinację. Przedstawić ją na ekranie tak, by widz nie poczuł się zażenowany, to przedsięwzięcie wymagające zrozumienia przez aktora go grającego, jak to jest być na marginesie, nawet w swoich marzeniach, ale nie poddać się marazmowi i brakowi wiary. U Tarona Egertona młodzieńcze szaleństwo czy też uskrzydlenie po dosyć niedawnym (2011) aktorskim debiucie wciąż przypomina nieokiełznany jeszcze ogień. Stąd pewnie wcielenie się w niedostosowanego społecznie, nieatrakcyjnego fizycznie sportowego romantyka w okularach jak denka od butelek przyszło mu z łatwością. To jedna z najlepszych kreacji Egertona, ponieważ zadziwia jego aktorska pogoda ducha w opowiedzeniu obiektywnie smutnej historii człowieka, którego marzenia zostały zanegowane i wyśmiane przez prawie cały świat. I ten świat miał rację. Eddie dobrym skoczkiem nie był.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA