search
REKLAMA
Zestawienie

Kategoria: najlepszy film NIENOMINOWANY, czyli najwięksi PRZEGRANI nominacji do Oscara

Tomasz Raczkowski

18 stycznia 2020

REKLAMA

Nominacje do tegorocznych Oscarów zostały rozdane. Wiemy już, które filmy z ubiegłego roku walczyć będą o statuetki Akademii – wciąż wiodące prym w branżowym prestiżu – i których twórców już teraz można uznać za największych wygranych sezonu. Tak samo, a nawet z jeszcze większą pewnością (bo tu samo rozdanie nagród już nic nie zmieni) można wskazać na największych przegranych. Poniżej znajdziecie listę najciekawszych tytułów, które liczyły się w oscarowym wyścigu, ale ostatecznie poniosły w nim dotkliwą porażkę, nie zgarniając ani jednej nominacji. Warto zaznaczyć, że skupiam się tu na filmach jako całości, pominięcia w kategoriach aktorskich zostawiając na osobne opracowanie.

Kłamstewko

Po entuzjastycznym przyjęciu przez krytyków i niedawnym sukcesie Awkwafiny (wcielającej się w główną rolę) na rozdaniu Złotych Globów wydawało się, że Kłamstewko Lulu Wang będzie kolejnym oscarowym pretendentem rosnącej w siłę wytwórni A24. Niezwykle zgrabne połączenie poruszającej rodzinnej historii z lekkim komediodramatem o życiu pomiędzy dwiema odmiennymi kulturami było jednym z najciekawszych filmów ubiegłego roku, po raz kolejny wskazującym, jak mocne i atrakcyjne jest współczesne kino alternatywne. W amerykańsko-chińskiej polifonii językowej Wang z wielką zręcznością połączyła humor z emocjonalnym ciężarem, stwarzając pole do popisu dla aktorów, którzy wypadli w swoich rolach niezwykle ludzko i autentycznie. Całkowite pominięcie Kłamstewka w nominacjach budzi tym większy żal, że świetny, wyreżyserowany przez kobietę film skoncentrowany na innej niż biała grupie etnicznej bez żadnego naciągania mógłby zmienić układ nominacji w najważniejszych kategoriach (poza aktorskimi uzasadnione byłyby nominacje dla najlepszego filmu, scenariusza i reżyserii), który wzbudził już kontrowersje ze względu na brak zróżnicowania. Tak czy inaczej, brak nominacji dla filmu Wang traktować można jako jedno z większych rozczarowań oscarowych nominacji, bo to po prostu jeden z najlepszych filmów roku.

Wysoka dziewczyna


Kategoria „Najlepszy film nieanglojęzyczny” (od tego roku – „Film międzynarodowy”) zawsze była okrutna ze względu na system nominacji (po jednym filmie zgłaszanym przez dany kraj) i konieczność zmieszczenia praktycznie całej różnorodności światowego kina w liczącej ledwie kilka tytułów reprezentacji. Ta sytuacja niejako z definicji sprawia, że z niczym pozostają filmy znakomite, również te zaliczane do grona najlepszych w mijającym sezonie. W tym roku sytuacja taka stała się udziałem Wysokiej dziewczyny Kantemira Bałagowa, której rywalizacja o Oscary w 2020 roku zakończyła się na tak zwanej shortliście (przedfinałowej selekcji). Pięknie skomponowany rosyjski film to niezwykle mocny obraz wojny i jej konsekwencji widziany z perspektywy cierpienia kobiet, wyróżniający się wyjątkową wrażliwością i subtelnością pomimo dotykania najtrudniejszych i najbrutalniejszych tematów. Brak nominacji dla Wysokiej dziewczyny jest nieco rozczarowujący z dwóch powodów – po pierwsze to bardzo dobry film, który daje piękne świadectwo współczesnej kinematografii rosyjskiej, po drugie zaś oscarowa sława zapewniłaby humanistycznemu, antywojennemu przesłaniu obrazu większy rozgłos, a dziś, jak się zdaje, bardzo potrzebne jest przypomnienie o traumie światowych konfliktów XX wieku.

To my

Największym zaskoczeniem tegorocznych nominacji jest dla mnie całkowity brak w gronie wyróżnionych na tym etapie filmów To my Jordana Peele’a. Po bardzo dobrym przyjęciu (w tym nagrodzeniu Oscarem za scenariusz) jego debiutanckiego Uciekaj! wydawało się, że tegoroczny horror/thriller zbudowany wokół kolejnej ciekawej metafory społecznej zapewni sobie nominacje w co najmniej kilku kategoriach. Pomijając nawet wybitną rolę Lupity Nyong’o (choć naprawdę, Akademio, takimi decyzjami sami prosicie się o zarzuty o gorsze traktowanie nie-białych…), film Peele’a zasługiwałby na docenienie nie tylko w dziedzinach scenariusza i reżyserii, ale też technicznych: montażu, charakteryzacji czy dźwięku. To my to majstersztyk, znakomicie operujący na poziomie gatunkowych narracji, a przy tym skłaniający do ciągłej refleksji, kwestionowania ekranowej (i pozaekranowej też) rzeczywistości oraz zostawiający z solidnym materiałem do przemyśleń. Brak nawet jednej „nominacji pocieszenia” rodzi pytanie – czy Akademia drugi raz nie dała się już oczarować gatunkowej zręczności twórcy Uciekaj! i zbyła To my jako powtórkę z rozrywki, czy też może niektórzy jej członkowie poczuli się zbyt niekomfortowo z proponowaną przez Peele’a alegorią podziałów społecznych? Bo trzeba przyznać, że tym razem reżyser zaproponował ostrzejszą krytykę współczesnego USA (oryginalny tytuł to zresztą US) niż w debiucie. Tego zapewne nie dowiemy się nigdy.

Król

the king

W tym roku po raz kolejny powody do zadowolenia przy okazji oscarowych nominacji ma Netflix, który może się poszczycić aż dwoma filmami w ścisłej czołówce faworytów do ostatecznego triumfu w kluczowych kategoriach. W blasku chwały Irlandczyka i Historii małżeńskiej może nieco umknąć uwadze fakt, że inny mocny tytuł z tej stajni po ogłoszeniu rywalizujących o statuetki tytułów pozostał z niczym. Mowa o Królu Davida Michôda z Timothéem Chalametem w roli tytułowej. Oparty w zarysie na szekspirowskiej tetralogii henrykowskiej film jest angażującym i zrealizowanym z formalnym wyczuciem studium władzy, drogi do niej i wchodzenia w polityczną rolę. Timothée Chalamet kreuje tu bardzo dojrzałą rolę, w pełni wykorzystując frapujący scenariusz Michôda i Joela Edgertona (wcielającego się też w rolę Falstaffa); całości dopełniają zaś wysmakowana scenografia, kostiumy i klimatyczne zdjęcia. To właśnie w kategoriach technicznych twórcy Króla mogą czuć się najbardziej pominięci, bo o ile jako całość ich dzieło faktycznie ustępuje nieco najlepszym filmom tego roku, a w nominacjach aktorskich (zwłaszcza męskich) było w tym roku wyjątkowo ciasno, to już na polu oprawy i realizacji wizualnej film zaliczyć można bez wahania do zeszłorocznej czołówki.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA