CHRIS PINE. 5 ról poza STAR TREKIEM, które powinniście znać
Miałem spore obawy, kiedy dowiedziałem się, że Chris Pine zagra kapitana Kirka w nowej odsłonie kultowej sagi Star Trek, tego trochę niedoinwestowanego konkurenta Gwiezdnych wojen, który tak irracjonalnie dzieli fanów gatunku. Z tego karkołomnego zadania, o dziwo, Pine wyszedł obronną ręką. Nie jest to może William Shatner, ale np. z takim Patrickiem Stewartem w roli Jeana-Luca Picarda stawać w szranki może spokojnie. Czy jednak dla niego jako aktora rola legendarnego Jamesa T. Kirka jest bezpieczna? Po dziś dzień William Shatner jest niewolnikiem kapitana USS Enterprise. Jaki odsetek widzów kojarzy go z inną, równie charakterną, filmową postacią? Niewielki. Chris Pine ma szansę iść podobną drogą, chociaż na całe szczęście w jego jeszcze niewielkim dorobku aktorskim nie brak ciekawych ról spoza uniwersum Star Treka, a także w ogóle spoza świata science fiction. Czy widzowie je docenią?
1. Caleb, Z jak Zachariasz (2015), reż. Craig Zobel
Pojawia się w 45 minucie filmu. Jest napromieniowany, brudny, zagubiony i chce mu się pić. Nic nie wiadomo o jego przeszłości. Twierdzi, że pracował w kopalni, ale poza tym ukrywa jakąś tajemnicę, może zbyt mroczną i straszną, by ją wyjawić dwójce ludzi, którzy go przyjęli. Caleb przybywa niczym echo zniszczonej rzeczywistości. Z jednej strony pomaga Ann i Loomisowi. Z drugiej rozbija ich relację. Znika równie tajemniczo, jak się pojawił. Zwykle wesołe oczy Chrisa Pine’a w tym filmie zmieniają się w symbol zagubionego człowieka, któremu z jakichś powodów nie dane jest odnaleźć ani spokoju, ani miłości, ani domu. Pod względem dramatyzmu i charakteru rola kapitana Kirka przy kreacji Caleba wydaje się tak miałka, jak piosenki Britney Spears wobec muzycznych dokonań Bacha. Oby więcej takiego kina science fiction pojawiło się w dorobku naszego solenizanta. Tak, tak. Chris Pine kończy dzisiaj 38 lat.
2. Toby Howard, Aż do piekła (2016), reż. David Mackenzie
Podobne wpisy
Ta jedyna w swoim rodzaju kreacja Pine’a u boku Jeffa Bridgesa zapada w pamięć, bo jest nieoczywista. Z jednej strony Chris gra bardzo spokojnie, bez zadęcia, efekciarstwa ani zbyt wielu emocji. Z drugiej jego twarz aż kipi od żądzy osiągnięcia upragnionego celu oraz nienawiści do skorumpowanego przez bogatych kapitalistów świata. Sam film zaś do arcydzieł nie należy. To jedynie (a może i aż) rzetelnie skonstruowane kino dla wielbicieli filmów drogi, które czerpią inspirację z klasycznych westernów. Gdyby nie Pine, Bridges i Foster, przewidywalność scenariusza zabiłaby niestety cały suspens. A tak aktorzy uratowali produkcję Mackenzie’ego. Chris Pine poza tym udowodnił, że w roli „pozytywnego” bandyty sprawdza się doskonale. Czy więc w kolejnym filmie bez kosmosu w tle stworzył kreację charakterologicznie bardziej kompletną niż w całej serii przygód z kapitanem Jamesem T. Kirkiem? Moim zdaniem tak.
3. Will Colson, Niepowstrzymany (2010), reż. Tony Scott
Być w cieniu Denzela Washingtona to jakby siedzieć w maszynowni warp Enterprise pod mostkiem, na którym dowodzi sam William Shatner. W rzeczy samej tak jest z postacią Williama Colsona. To jednak żaden wstyd. Im głębiej rozwija się fabuła, tym znaczenie nieopierzonego kierownika pociągu rośnie. Jak to w kinie zza oceanu często bywa, ciężkie rany opatruje się taśmą montażową, strażacy biegają chaotycznie wokół miejsc wypadków, akcja zapierdziela do przodu z szybkością odrzutowca, a postać drugoplanowa okazuje się na tyle ważna, że główny bohater pewnie bez niej by sobie nie poradził. Tym lepiej dla Chrisa Pine’a, bo oprócz stania się gwiazdą telewizyjną w scenariuszu Niepowstrzymanego widz zapamięta go jako aktora pełnego fantastycznej energii, mimo że jego statkiem kosmicznym jest wielka, spalinowa lokomotywa.
4. Steve Trevor, Wonder Woman (2017), reż. Patty Jenkins
Jako że o dziwo sam film nie zawiódł mnie tak, jak większość superbohaterskich produkcji, Pine w nim również mi leży – bynajmniej nie tylko jako wpasowany w Gal Gadot obiekt. Mimo że odgrywa, jakby na to nie patrzeć, rolę w tle, gra zwinnie, aktywnie i emocjonalnie. Co ważne, pracuje twarzą oraz głosem. Wprowadza do całego filmu element równoważący czasami śmieszną powagę samej Wonder Woman. Przypomina to nieco nonszalanckie zagrania samego Kirka w Star Treku wobec spiętego swoim racjonalizmem Spocka. Gdyby nie Pine, Wonder Woman stałaby się produkcją uderzającą w dużo bardziej nadęte tony. Czym by więc różniła się od patetycznych Avengersów? A tak przynajmniej śmiesznie jest pooglądać te starcia zaangażowanej w ratowanie świata Gadot z nieco luźniej podchodzącym do tematu (przynajmniej z pozoru) Chrisem Pine’em.
5. Rex Hanson, Szefowie wrogowie 2 (2014), reż. Sean Anders
Chris Pine nie byłby aktorem kompletnym, który jest gotowy do zagrania czegoś więcej niż dowodzenie kosmicznym statkiem, gdyby nie potrafił wcielić się w antybohatera, i to w czarnej komedii. Rex Hanson nie jest główną postacią filmu Szefowie wrogowie 2. Na tyle jednak barwnie i soczyście zostaje odegrany przez Pine’a, że zapamiętuje się go niemal na równi z niewielką rolą Kevina Spaceya i nieco większą Jamiego Foxxa. Natomiast trójka głównych bohaterów, mimo że stara się niebotycznie, musi zostać zapomniana. Wystrzeliwują oni w swoich kwestiach dwuznaczne gagi niemal jak pociski z karabinu maszynowego. Może dlatego po prostu męczą i popadają w aktorski chaos. Pine zaś trzyma formę do samego końca, a jego roześmiana, ładna buzia zręcznie skrywa mordercze instynkty ojcobójcy.