Buntownik, psychopata i głupek. Top 5 ról MATTA DAMONA

Co prawda, na początku kariery woda sodowa uderzyła mu do głowy, ale te czasy to już prehistoria. Ci, którzy mieli okazję poznać aktora bliżej, twierdzą, że trudno byłoby znaleźć normalniejszą gwiazdę Hollywood. Rzeczywiście w wywiadach przebija z niego naturalność i dystans do własnej osoby. O Matcie Damonie mówi się, że to swój chłopak, zwyczajny gość, everyman. Jego role z pewnością do zwyczajnych jednak nie należą. A które są tymi „naj”?
Buntownik z wyboru
Podobne wpisy
Choć przed premierą tego filmu miał na koncie kilka ciekawych występów, między innymi w Szalonej odwadze, Więzach przyjaźni czy pokazywanym w kinach dwa tygodnie wcześniej Zaklinaczu deszczu, to właśnie Buntownika z wyboru uważa się za jego przełom pełną gębą. To po tej produkcji, do której Damon sam (wespół z kumplem z dzieciństwa Benem Affleckiem) napisał scenariusz, wielka kariera stanęła przed nim otworem. Aktor wciela się tu w chłopaka bardzo niejednoznacznego, takiego, do którego początkowo trudno pałać sympatią. Widz może zakładać, że Will Hunting marnuje swój potencjał dla łatwiejszego, bezpieczniejszego życia. Ma w nosie swoją przyszłość, liczy się tu i teraz. To wszystko nie jest jednak takie proste… To była ciężka, wielobarwna rola, w dodatku taka, która – pomimo świetnego wsparcia w postaci Robina Williamsa, wspomnianego wcześniej Afflecka czy Minnie Driver – ciągnęła film na swoich barkach. Niespełna 27-letni Matt poradził sobie jednak z tym trudnym zadaniem znakomicie. Buntownik z wyboru jest pięknym, mądrym filmem, który zostaje w widzu na lata, i duża w tym zasługa właśnie występu Damona. Nominacje do Oscara, SAG Award i Złotego Globu należały mu się bez dwóch zdań.
Marsjanin
Swoją drugą nominację do Nagrody Akademii w kategorii pierwszoplanowej Damon otrzymał za Marsjanina – film science fiction w reżyserii Ridleya Scotta. Wcielił się w nim w astronautę, który zostaje uznany przez swoją ekspedycję za zmarłego i pozostawiony na Marsie. On jednak żyje, a jak wiadomo, w kosmosie nie wystarczy po kogoś zawrócić… Choć nie jest to do końca one man show, na zasadzie Grawitacji czy Cast Away – poza światem (sporą część fabuły wypełniają też próby ratunku głównego bohatera), Damon również pozostawiony był sam sobie. Nie miał partnera do gry, właściwie brak tam dialogów, czyli momentów, w których aktorzy najczęściej mogą popisać się swoim talentem. Był on, jeden człowiek pozostawiony na planecie, na której właściwie nic nie ma. Ta rola udowodniła, że Amerykanin w pełni zasługuje na miano gwiazdy Hollywood. Do takiego zadania nie wystarczy byle kto, to musi być ktoś w typie Toma Hanksa albo Sandry Bullock, ktoś, kto sprawi, że widz przejmie się losem postaci tak bardzo, jakby był to ktoś bliski, będzie współodczuwać każdą minutę seansu. To z pewnością się udało. Damon nie tylko pokazuje tutaj swój talent dramatyczny i kilka zapierających w piersiach scen akcji, ale też popisuje się humorem. Brawa, brawa, brawa!