search
REKLAMA
Zestawienie

ZABAWNE filmy poruszające POWAŻNE tematy

Czasem jedynie śmiech jest najlepszym sposobem na opowiedzenie o czymś poważnym.

Odys Korczyński

5 grudnia 2022

REKLAMA

„Życie jest piękne” (1997), reż. Roberto Benigni

Nie wrócę do tego filmu, jeśli naprawdę nie będę musiał. Życie jest piękne jest filmem konfrontującym pozbawiony amoralności świat dziecka z tym najbardziej straszliwym, ludobójczym, obozowym, gdzie istnieje tylko upodlenie i śmierć. Rola, którą wziął na siebie w komediowy sposób Roberto Benigni, wydaje się niemożliwa do uniesienia. Jak długo można grać klauna, udawać, że to wszystko, cały ten nazizm jest tylko niewinną zabawą? Dla dziecka podobno można zrobić wszystko, ale czy aż tyle? Nie sposób się śmiać podczas seansu, chociaż nieraz trzeba udawać radość.

„Nie patrz w górę” (2021), reż. Adam McKay

Jak zachowaliby się ludzie w obliczu końca świata? Czy panikowaliby, czy pokornie znieśli to, co przynosi katastrofa? Tak naprawdę ostatnia scena to wszystko opisuje. W obliczu czegoś, co jest nieuniknione, żal, pretensje, histeria i łzy już nie mają znaczenia. Liczy się tylko doświadczanie czyjejś obecności, delektowanie się nią w tych ostatnich momentach istnienia. Nie patrz w górę rozwija się dość powoli, ale w lekkiej, żartobliwej formie, co dla filmów katastroficznych jest rzadkością. Widz może wiele razy się uśmiechnąć, a przecież ogląda świat tuż przed końcem świata oraz gorączkowe próby wyparcia tego, że śmierci nie da się zatrzymać. Jakże często to widzimy w realu.

„Jojo Rabbit” (2019), reż. Taika Waititi

A teraz odpowiedzmy sobie na pytanie, czy dzieciństwo małych nazistów było podobne do dzieciństwa małych komunistów lub małych kapitalistów? Z grubsza rzecz biorąc – tak. Bawili się zabawkami, chodzili do szkoły, gdzie w większości nikt nie wspominał o nazizmie, a nawet byli przytulani przez rodziców. Hitler także był. Nazizm rodzi się powoli, niejednokrotnie kamuflując się, aż nie będzie w pełni dojrzały. A wtedy jest już nie do pokonania. Można Taikę Waititiego uważać za błazna i osobę, która nie szanuje historii, ale usilne, monolityczne poszanowanie dla przeszłości jest tylko sztuczną kategorią utworzoną przez tych, którzy boją się reinterpretacji tego, co było i ewentualnej możliwości zanegowania wygodnej dla nich tradycji. A życie nie ma na celu być wygodne, lecz prawdziwe. Prawda o nazizmie może lepiej podziała, gdy przedstawi się ją w komediowy sposób, wyśmieje całą tę straszność tego myślenia o innych rasach, aby nigdy się nie powtórzyło. Spójrzmy jednak na rzeczywistość. Koło tyranii i nazizmu znów zaczęło się toczyć, na razie niemrawo, ale wkrótce przyspieszy.

„Coco” (2017), reż. Lee Unkrich, Adrian Molina

Przygotowanie dziecka na to, czym jest śmierć, zapewne trapi sporą część rodziców, podobnie jak wytłumaczenie im, jak to się dzieje, że ludzie się mnożą. Dziwne to trochę, bo zagadnienia śmierci i seksu są naturalne i nikt nie powinien mieć problemu z tym, co go dotyczy i co zna od podszewki, skoro np. posiada dzieci. Przecież w kapuście się nie urodziły. Nasza zakłamana kultura jednak uczyniła ze śmierci i seksu narzędzia przemożnej kontroli świadomości. Przyda się więc rodzicom pomoc, komediowa i wzruszająca, demitologizująca śmierć i mogąca być świetną podstawą do dalszych o niej rozmów. Oczywiście do tego potrzeba jeszcze wiedzy dorosłego, ale przynajmniej na podstawie Coco będzie mu łatwiej.

„Choleryk z Brooklynu” (2014), reż. Phil Alden Robinson

Pożegnanie z życiem w wykonaniu Robina Williamsa okazało się naprawdę wielkie, chociaż nikt nie przypuszczał, że takie może być, że to właśnie ten człowiek, znany z najśmieszniejszych, kultowych komedii, podejmie taką decyzję, którą wielu uważa za oznakę radykalnej słabości. Warto przysłuchać się monologom wygłaszanym przez aktora. Wielu z nas powinno się odnaleźć w ich treści. Są szczere i dotykają kwestii, których nieraz wstydzimy się całe życie, aż przyjdzie ten moment, że musimy przestać. Stanąć przed lustrem, jak Williams, które bynajmniej nie jest ze szkła, ale są nim inni ludzie, i powiedzieć im szczerze, że nasze wyobrażone obrazy siebie, które tak mozolnie tworzyliśmy, są zupełnie inne niż te stworzone przez nasze otoczenie. Polecam wam ten film, jako opus magnum twórczości Robina Williamsa.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA