search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

YES-MENI. O dwóch takich, co naprawiają świat

Karol Barzowski

27 kwietnia 2018

REKLAMA

Gdy cała mistyfikacja wyszła na jaw, Yes-Meni podkreślali, że nie ukradli tożsamości Dow Chemical. Ich zadaniem była raczej naprawa tożsamości firmy.

Złodziejstwo tożsamości jest wtedy, gdy mali kryminaliści podszywają się pod uczciwych ludzi, chcąc ukraść im pieniądze, a ‘korekta’ – gdy uczciwi ludzie podszywają się pod wielkich kryminalistów, by publicznie ich upokorzyć.

Swoim wystąpieniem w BBC chcieli przypomnieć światu, że Bhopal pozostaje niezagojoną raną. Uważają oni, że Dow Chemical oszukuje ludzi, wmawiając im, że nie można nic zrobić z tą sprawą – ich prowokacja miała na celu pokazanie, że jednak można coś zrobić. I to bardzo łatwo.

Oczywiście pojawiały się głosy, że swoim postępowaniem Yes-Meni dali także fałszywe nadzieje mieszkańcom Bhopalu. Dziennikarze wielokrotnie pytali, czy, przygotowując prowokację, myśleli o reakcji ofiar. Bronili się w prosty sposób: “Na pewno wyrządziliśmy poszkodowanym minimalną szkodę, w porównaniu z tym, co zrobiło im Dow Chemical”. W końcu stwierdzili, że to jednak za mało. Ciągle zastanawiali się, czy rzeczywiście wyrządzili krzywdę tym, którym zamierzali pomóc. Wybrali się więc do Indii, by na miejscu przekonać się, jak było naprawdę. Mieszkańcy Bhopalu przyznawali, że najpierw płakali z radości, potem z rozczarowania. Ale, gdy emocje opadły, stwierdzali, że prowokacja ta miała w sobie dużo dobrego – w końcu świat zwrócił na nich uwagę, w końcu mówiło się o Bhopalu i o tym, jaki jest stosunek Dow Chemical do katastrofy. Firma zresztą, zamiast wypłacić ofiarom jakąkolwiek sumę pieniędzy, wydała miliony dolarów na kampanię reklamową, mającą ocieplić ich wizerunek po, kłopotliwej dla nich, mistyfikacji.

Satyra celniejsza niż rzut koktajlem mołotowa

Krytycy twierdzą, że nie ma poważnych dowodów, które usprawiedliwiałyby poglądy alterglobalistyczne. Podkreślają, że w wielu rejonach świata zmniejsza się liczba ludzi żyjących za mniej niż jednego dolara dziennie, że rośnie dostęp do elektryczności, telefonów, czystej wody… Dodatkowo, dla wielu mieszkańców tzw. Trzeciego Świata, globalizacja nie jest problemem. Słynne stały się słowa byłego meksykańskiego ambasadora w USA, który powiedział: „Dla biednego kraju, jak nasz, alternatywą dla niskopłatnych prac, jest jedynie brak pracy”. Wśród przeciwników alterglobalistów ważnym argumentem jest też brak jasnych poglądów, wspólnych dla wszystkich uczestników ruchu. Poza tym, alterglobaliści mają też często opinię chuliganów. Ich cele wydają się być utopijne, a sposób działania polegać ma tylko i wyłącznie na demolowaniu miast, w których odbywają się spotkania międzynarodowych organizacji finansowych i politycznych. Trzeba więc przyznać, że Yes-Meni ze swoimi „przytakującymi” wystąpieniami, to ciekawa forma tego ruchu. Jak napisał swego czasu Bartek Chaciński w „Przekroju”:

Znając świat filozofii i literatury, Yes-Meni przenoszą dyskusję o globalizmie z poziomu walk ulicznych na poziom starć na poglądy. Yes-Meni to powrót dawnej satyry w kolorowym przebraniu, jak przystało na czasy show-biznesu. W historii alterglobalizmu jeszcze żaden rzut koktajlem Mołotowa nie był tak celny jak satyra Ludzi na Tak.

Swoją strategię Yes-Meni zmieniają rzadko – zrobili to właściwie tylko w przypadku Bhopalu i zaprzestania budowania mieszkań socjalnych w Nowym Orleanie po przejściu huraganu Katrina. W 2008 roku zrobili jednak coś wyjątkowego. 12 listopada, wraz z grupą tysiąca ochotników, rozdali w centrach Nowego Jorku i Los Angeles specjalne wydanie gazety „New York Times”. Było to oczywiście wydanie fałszywe – z datą z „lepszej przyszłości”, 4 lipca 2009. Zawierało tylko i wyłącznie pozytywne wiadomości, takie, które każdy chciałby przeczytać. „Koniec wojny w Iraku”, „Wszystkie państwowe uczelnie będą bezpłatne”, „Ustawa o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym podpisana”, „Ustalono płacę minimalną” itp. Wydrukowano aż 100 tysięcy egzemplarzy tego numeru. Nie było to po prostu stworzenie fałszywej strony internetowej. Cała akcja wymagała dużo pracy i zaangażowania wielu ludzi. Dlaczego więc to zrobili?

Wiemy, że prawdziwe zmiany nie przychodzą łatwo i potrzeba do nich więcej niż dwóch kolesi w tanich garniturach, tworzących fałszywe strony www. Chcieliśmy więc zaprezentować, jak mogłaby wyglądać prawdziwa zmiana. Pomysł był taki, aby pokazać coś optymistycznego, pokazać, że możemy to wszystko zrobić. No bo czemu by nie?

Ludzie, którzy otrzymali do rąk gazetę, byli zaskoczeni – szybko orientowali się, że mają do czynienia z mistyfikacją. Komentując, powtarzali, że to zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Ale, po chwili namysłu, stwierdzali również, że nie jest to przecież niemożliwe. Cytując Yes-Menów, „Jeśli garstka osób będących u władzy może sprawić, że dzieją się złe rzeczy, to niby dlaczego my wszyscy, zwykli ludzie, nie mielibyśmy się zebrać i, dla odmiany, zrobić czegoś dobrego?”.

REKLAMA