WSPOMINAJĄC KULTOWE KINA. Wrocław: Pionier, Lalka, Polonia

Czasy się zmieniają, podobnie jak miasta i kinowe życie w nich. Na przestrzeni lat we Wrocławiu funkcjonowało ponad dwadzieścia kin lokalnych. Dawne kina stolicy Dolnego Śląska żyją dziś głównie w pamięci starszych pokoleń, dla współczesnych dwudziestoparolatków będąc już tylko historią, po której nierzadko nie zostały nawet budynki. Jednak wokół nich ogniskuje się wiele istotnych wspomnień, które okazać się mogą niezwykle cenne dla lokalnej pamięci, tożsamości, a także indywidualnych historii kinomanów. Aby to unaocznić, przypomnę trzy dziś już nieistniejące wrocławskie kina – Lalkę, Pioniera oraz Polonię, związane ze mną osobiście.
Podobne wpisy
Dziś we Wrocławiu kinomani mają do dyspozycji kilka multipleksów w centrach handlowych i dwa kina studyjne w centrum miasta – Kino Nowe Horyzonty związane ze słynnym festiwalem oraz Dolnośląskie Centrum Filmowe współprowadzone przez Odra Film. Kiedyś dystrybucja i przemysł kinowy były jednak mniej scentralizowane i opierały się na sukcesywnym „objeździe” kopii w ramach danego miasta czy regionu. Nie istniało więc zjawisko jednego, dużego kina, do którego zjeżdżają na premiery ludzie z całego miasta – zamiast tego w każdej części miasta funkcjonowało lokalne kino, najczęściej jednosalowe, w którym można było zobaczyć dany film. Ta sytuacja sprawiała, że w przeciwieństwie np. do sceny teatralnej kino było mocno lokalne, dużo bardziej niż ma to miejsce dziś, zapewniając okolicy (zwłaszcza w erze przedtelewizyjnej) atrakcyjną formę spędzania wolnego czasu.
Wychowałem się i mieszkam we Wrocławiu, w rejonie dzielnic Ołbin oraz Nadodrze. W tych także dzielnicach od lat 60. mieszka część mojej rodziny. Z tego powodu to z tymi właśnie okolicami silnie wiąże się moja lokalna tożsamość, to ich historia w głównym stopniu wpływa na moje poczucie ciągłości w mieście. To samo tyczy się również kultury filmowej. Dla mnie, współczesnego kinomana, trzy miejsca – bo już nie budynki – w których mieściły się stare studyjne kina, są szczególnego rodzaju widmami, reprezentującymi to, co kiedyś było i z czego w pewnym stopniu czerpie moja współczesna pasja. Wtedy, w epoce przed inwazją multipleksów i późniejszym ruchem renesansowym kin studyjnych, w czasach, gdy kina były z definicji kameralne, lokalne i nikomu nie trzeba było o tym mówić, kształtowały się zwyczaje chodzenia do kina i dyskutowania o obejrzanych dziełach. Miało to w pewien sposób wpływ na dzisiejszą kulturę oglądania filmów przeze mnie – osobę z pokolenia dorastającego już w okresie wielkich sieci i ogólnodostępnych mediów.
Pierwszy raz w kinie byłem na organizowanym dla przedszkoli seansie Małej Syrenki Disneya. Do dziś pamiętam oczekiwanie na seans w „sali, w której cała sala jest ogromnym ekranem” i wrażenie, jakie wywarło na mnie oglądanie bajki w kinowej ciemności, w faktycznie wielkim formacie. Siedziałem dość wysoko w sali z wyraźnym spadkiem (do dziś często wybieram miejsca w górnej części sali). O ile jednak pierwsze wrażenie było dla kilkulatka bardziej przeżyciem związanym z wyjściem do kina niż z odbiorem filmu, to siłę wielkiego ekranu poczułem tak naprawdę dopiero później. Na pokazie Tygrysa i przyjaciół zobaczyłem na ekranie nie coś, czego wcześniej nie widziałem, ale postaci dobrze mi znane z telewizora, z serialu Nowe przygody Kubusia Puchatka. Wtedy po raz pierwszy doświadczyłem różnicy pomiędzy małym a dużym formatem obrazu oraz odpowiednim otoczeniem, całkowicie zatapiając się w film, przenosząc się do Stumilowego Lasu na cały czas trwania seansu. Przypuszczam – bo przecież nie wiem na pewno – że tamto spotkanie z Kubusiem i jego przyjaciółmi na sali kinowej do dziś tkwi u źródła mojego zamiłowania do kina jako doświadczenia zmysłowego.
Dziś nie ma ani tego kina, ani tej sali, ponieważ wyburzono jakiś czas temu budynek i w jego miejsce postawiono nowoczesny apartamentowiec. Po kinie Polonia, w którym po raz pierwszy doświadczyłem magii ekranu, nie ma więc już fizycznie śladu – ale dla mnie zawsze termin „sala kinowa” będzie w pierwszej kolejności kojarzył się z tamtym miejscem, gdzie miały miejsce moje dwa „pierwsze razy” – ten chronologiczny i ten percepcyjny. Otwarte w 1945 roku (jako drugie kino we Wrocławiu), działało nieprzerwanie do 2001 roku, a później jeszcze, dogorywając w formie klubu „W starym kinie” prowadzonego przez Odra Film, do 2010 roku, gdy spółka przygotowująca otwarcie DCF-a sprzedała budynek i definitywnie zamknęła historię Polonii, upamiętnionej w nazwie najmniejszej sali w nowym kompleksie.
