search
REKLAMA
Fantastyczny cykl

WŁADCA MUCH (1963 i 1990)

Jakub Piwoński

7 września 2017

REKLAMA

Z początku funkcjonuje jeszcze rygor poznany przez chłopców w kulturze, która ich ukształtowała. W powszechnym głosowaniu wybrany zostaje zatem przywódca, z kolei starsi chłopcy tworzą grupę myśliwych, których zadaniem jest organizacja pożywienia i pilnowanie ognia (jego dostrzegalność z oddali stanowi dla chłopców jedyną szansę na uwolnienie). Stopniowo jednak role się odwracają. Myśliwi, wykorzystując argument siły, zaczynają dominować nad społeczeństwem chłopców, dystansując dotychczasowego lidera, wraz z jego poplecznikami. Demokracja zamienia się w tyranię.

Opowieść rozpisana przez Goldinga okazała się na tyle kompleksowa, że Peter Brook, reżyser filmu z 1963, nie potrzebował do jej zaadaptowania scenarzysty. Można powiedzieć, że ten czołowy w latach sześćdziesiątych twórca przedstawień teatralnych potraktował kręcenie filmu jako przygodę, gdyż w dużej mierze było ono improwizowane. Kilka kamer zapisywało zachowania młodych aktorów, co zaowocowało stworzeniem ogromnej ilości materiału. O jakości Władcy much z 1963 świadczy zatem głównie praca wykonana przy stole montażowym, gdzie skrócono aż sześćdziesięciogodzinny metraż do rozmiarów standardowego półtorej godziny.

<em>Władca much<em> 1990

Podczas gdy wersję z 1963 cechuje niemalże dokumentalna surowość, remake z 1990 roku w reżyserii Harry’ego Hooka jest już obrazem typowego, realizacyjnego porządku. W liście płac widnieje nawet scenarzysta w osobie Jay Presson Allen (kryjącej się pod pseudonimem Sara Schiff). Budżet filmu był bowiem większy o kilkanaście milionów od tego, co zgromadzili twórcy oryginału. Paradoksalnie jednak zaproponowany przez Hooka standard dla wielu stanowi największą przeszkodę w prawidłowym odbiorze filmu, gdyż tworzy dysonans w konfrontacji z treścią.

Wielu krytyków zwraca uwagę, że z uwagi na szorstkość czarno-białego obrazu wersji z 1963 to Brook najlepiej zdołał oddać defetyzm bijący z powieści Goldinga. U Hooka bowiem wszystko jest zbyt czyste, sterylne, kolorowe, a co za tym idzie, zbyt łatwe. Będę jednak jego wizji bronił. Według mnie właśnie ci urodziwi i ładnie sfotografowani chłopcy o wiele bardziej szokują wymiarem zła, którego się podejmują, niż ci, których twarze od samego początku spowija cień. Ale tak jak zasugerowałem na początku, według mnie obie wizje wzajemnie się uzupełniają.

<em>Władca much<em> 1990

Przesłanie pozostaje to samo. Golding, dzieląc grupę chłopców na tych, którzy uosabiają harmonię cywilizacji, i na tych, którzy spełniając warunki woli mocy zawartej w filozofii Nietzschego, uciekają się do tyranii, nie pozostawił odbiorcy żadnych złudzeń. Według niego w człowieku tkwi zło immanentne, wywodzące się z pierwotnych instynktów. Objawia się ono wówczas, gdy jednostka staje się wolna od ciemiężących go przez kulturę oków. To zło ukryte jest już w samym tytule, który odnosi się do hebrajskiego imienia demona Belzebuba – pana much, używanego jako jedno z określeń szatana.

W powieści i w filmach zobrazowany zostaje wbitą na kij głową dzikiej świni i wszechobecnością uporczywych, latających owadów – jakby chciano zasugerować, że zło oplata chłopców niepostrzeżenie. To nie jedyna zresztą biblijna analogia. Za sprawą swej parabolicznej struktury Władca much skrywa także rozprawę o grzechu pierworodnym, raju utraconym przez człowieka (zobrazowanym na przykładzie rajskiej wyspy), a także ofiary Jezusa Chrystusa ukrytego w postaci chłopca o imieniu Simon – niewinnego i cichego obserwatora wydarzeń na wyspie. A to już najwyższa półka odniesień.

<em>Władca much<em> 1963

Alegoryczny moralitet Goldinga został napisany w pierwszych latach zimnej wojny, jest on zatem odpowiedzią na polityczne napięcie tamtego czasu. Trudno powiedzieć, czy już wtedy autor zdawał sobie sprawę z tego, iż jego dzieło wyjdzie ponad swoje pierwotne przeznaczenie, niosąc w pełni uniwersalny morał. Obie adaptacje Władcy much pomogły w ponownym spojrzeniu na historię rozpisaną przez Goldinga, nie tylko dlatego, że ją zobrazowały, ale dlatego, że ją zrozumiały.

To dzięki nim do panteonu bohaterów kina fantastycznego możemy dodać kolejnego człowieka przyszłości. Jest nim niewinny chłopiec, który pozostawiony samopas z dala od norm wychowawczych zaczyna stopniowo dziczeć. Wiele futurystycznych wizji, zwłaszcza tych powiązanych z katastrofą, zdołało nas już zapoznać z tego typu bohaterem. Ale to Władca much otwiera ten rozdział, bo do stworzenia czarnego zwierciadła nas samych wykorzystuje dziecko. Dziecko, które niczym Adam i Ewa raz na zawsze traci bezgrzeszność.

korekta: Kornelia Farynowska

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA