search
REKLAMA
Seriale TV

WIKINGOWIE. Rozdział 6: Zmierzch bogów

Mariusz Czernic

6 stycznia 2021

REKLAMA

„To nieprawda, że śmierć włada nad życiem. To, co zimą umiera, wiosną budzi się do życia”. To słowa króla Anglii, Alfreda, wypowiedziane na polu bitwy do wikinga, Ivara Bez Kości. Czy pochodzą z historycznych źródeł, tego nie wiem, ale w serialu pełnią istotną funkcję, podobnie jak wiele innych tekstów o śmierci. Wszystkie one przygotowują widza na to, co w końcu musiało nadejść – schyłek epoki wielkich wikińskich wojów, zmierzch pogańskich bogów. Druga połowa sezonu piątego (5B), którą w recenzji zatytułowałem „Zmarnowane dziedzictwo”, była dla mnie sporym rozczarowaniem, a pierwsza połowa serii szóstej (6A) nie dawała dużej nadziei na poprawę – właściwie to przeszedłem obok niej obojętnie i nie napisałem osobnej recenzji. Niniejszy tekst i związana z nim entuzjastyczna opinia o serialu w dużej mierze dotyczą drugiej połowy ostatniego sezonu (6B).

W opowieści, który zrodziła się z prawdziwej przygody, pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to pokaźna liczba miejscówek włączonych całkiem sensownie do fabuły. Dominuje jak zawsze Kattegat, siedziba rodu Ragnara, ale zgodnie ze słowami króla Haralda: „Jestem wikingiem, więc nie dla mnie osiadły tryb życia”, akcja kieruje się również w inne zakątki świata. Do Kijowa i Nowogrodu, do Islandii i Wessex, a także dwóch „nowych światów”, które mogą się okazać dla widza niespodzianką, ale nie muszą, bo wynikają logicznie z fabuły i źródeł historycznych. Ekipa filmowa z pewnością nie musiała pokonywać tak wielu kilometrów. Serial realizowano w koprodukcji irlandzko-kanadyjskiej, a główny plan zdjęciowy zbudowano w Dublinie i okolicach, gdzie znajdują się tereny zielone, górskie i nadmorskie.

Gdy widać zbliżający się koniec, nachodzi pora na refleksję. I w związku z tym ostatni sezon przepełniony jest rozważaniami. Bohaterowie spoglądają bardziej krytycznie na własną przeszłość i wnioski, jakie wyciągną, pozwolą im znaleźć właściwą drogę. Aby umierając, niczego nie żałować. Ivar Bez Kości (Alex Høgh Andersen), będący głównym bohaterem finałowego sezonu, nabiera więcej mądrości i nie przypomina już szaleńca, który uważał siebie za boga. Relacja z Igorem i jego wujem Olegiem (Daniła Kozłowski) doskonale służy tej przemianie, pokazuje Ivara z bardziej ludzkiej strony, chociaż natura wikińska w nim drzemie i obmyśla podstęp. Jego knowania skierowane są przeciwko księciu Rusi, Olegowi, który według źródeł historycznych jest zwycięzcą. Rządził długo i aż do swojej śmierci nie oddał władzy prawowitemu następcy, Igorowi, a oprócz tego otrzymał przydomek Mądry. Wydaje się, że Ivar znalazł się na straconej pozycji – w każdym razie jego relacja z władcami Rusi Nowogrodzkiej jest pełna napięcia. Nowe doświadczenia dadzą mu lekcję, ale nie uwolnią od losu szalonego wojownika – w ostatniej bitwie wpada na pomysł, by okulawić wroga, co doskonale charakteryzuje postać i jest logicznym następstwem nauk wyniesionych z życia. Bo jest w tym zarówno okrucieństwo wikinga, jak i mądrość wybitnego stratega. Ale też pewna ironia, jako że sam Ivar do końca pozostaje kaleką.

Interesującą przemianę przechodzi również Harald Pięknowłosy (Peter Franzén), król całej Norwegii. Człowiek, który dla władzy zrobiłby wszystko (zabił przecież własnego brata), ale jego powrót do Kattegat – mimo iż służy tylko przypomnieniu, kto jest królem – nie jest powrotem mściwego tyrana. Znacznie okrutniejsza okazuje się jego małżonka, Ingrid, będąca piękną kobietą, ale też bezlitosną wiedźmą (w tej roli młoda i niedoświadczona, ale wiarygodna Lucy Martin). Ona też staje się taka nie od początku, wcześniej sprawia wrażenie delikatnej niegroźnej dziewczyny, pozbawionej walecznego charakteru w przeciwieństwie do Gunnhildy (Ragga Ragnars), która na polu bitwy walczy ramię w ramię z mężczyznami. To też jest ciekawy wątek do analizy – ci, którzy na wojnie pokazują szał bitewny, w czasach pokoju mogą być pełnymi honoru i pokory ludźmi. I odwrotnie – osoby trzymające się z dala od pola bitwy mogą w zaciszu domowym okazać się niebezpieczni, podstępni, pozbawieni sumienia.

Losy wielu pozostałych postaci to również ciekawy materiał do rozważań. Björn Żelaznoboki (Alexander Ludwig) staje przed niezwykłym zadaniem, by dorównać własnej legendzie nieśmiertelnego wojownika. Hvitserk (Marco Ilsø) ma monolog o tym, że niczego wielkiego w życiu nie osiągnął, był jedynie w cieniu brata, Ivara, oraz dokonał niezbyt chwalebnych czynów. I jeśli otworzą się przed nim bramy Walhalli, to tylko ze względu na sławnego ojca. Z kolei Ubbe (Jordan Patrick Smith) fizycznie i duchowo przypomina wielkiego ojca, Ragnara – rośnie w nim coraz bardziej pragnienie przeżycia wielkiej przygody, osiedlenia się wraz z rodziną na żyznej ziemi, zakopania wojennego topora i zawarcia pokoju z tubylcami. Nie chce być królem i dążenie po trupach do władzy napawa go obrzydzeniem. Taką odrazę wzbudza w nim (i w widzu również) Ketill Płaskonosy (zaskakująco wiarygodny kanadyjski wrestler Adam Joseph Copeland, zwany Edge). Człowiek opętany żądzą władzy, który w każdym widzi wroga. Genialny jest tutaj motyw z wyrzuconym na brzeg wielorybem. Wielkie zwierzę, które starczyłoby za posiłek dla wielu rodzin, morze wyrzuca na ziemię należącą do Ketilla. Każdy inny by się podzielił, ale Ketill wykorzystuje tę sytuację, by pokazać, że jest wybrańcem bogów, panem i władcą.

Do nowych twarzy w obsadzie dołączył Eric Johnson, doświadczony aktor, który jako nastolatek był młodszą wersją Brada Pitta w Wichrach namiętności (1994). W Wikingach zagrał swojego imiennika, co może być mylące, w tym sensie, że można go przez to utożsamiać z odkrywcą Erykiem Rudym. Jego wątek poprowadzony jest w taki sposób, że ani trochę nie przypomina tego historycznego bohatera. Chociaż ta postać w serialu istnieje tylko w sezonie szóstym, jej koncepcja zmieniała się chyba dość często, bo brakuje w niej konsekwencji. To dzielny wojownik, ale także handlarz niewolników. Najemnik, który służy chyba tylko samemu sobie. Gdy ratuje Björna przed zasadzką Haralda, można to zrozumieć. Ale potem ratuje życie Haraldowi tylko po to, by wzbudzić w nim zaufanie i go zdradzić. Jest chorobliwie ambitny, ale byłby bardziej wiarygodny, gdyby te swoje ambicje realizował na przestrzeni kilku sezonów, a nie tylko tego ostatniego.

W wywiadzie dla „Variety” autor serialu mówił, że miał do dyspozycji około 1500 ludzi, w tym 900 statystów. To świadczy o tym, z jak wielkim pod względem finansowym dziełem mamy do czynienia. Zwracają uwagę dwie kapitalne bitwy. Pierwsza to walka o władzę w Kattegat, gdzie Rusowie zderzają się z Waregami, ale także brat występuje przeciw bratu. Druga to powrót do Anglii i starcie z siłami króla Alfreda (Ferdia Walsh-Peelo). Bitwy są epickie, brutalne, świetnie opracowane choreograficznie i nie pozostają bez wpływu na fabułę i charaktery postaci.

Celem serialu Wikingowie jest dostarczenie widzom emocji i refleksji, ale produkcja odznacza się także piętnem autorskim, co wynika z faktu, że scenariusze wszystkich odcinków napisał jeden człowiek – Michael Hirst. To, co widzimy na ekranie, to realizacja jego wizji świata wikingów. Oparta na motywach ze skandynawskich sag, ale opowiedziana przez gawędziarza, który woli uatrakcyjnić historię zaskakującymi zwrotami akcji zamiast trzymać się sztywno zapisom w Wikipedii i innych źródłach. Jeśli prawdą jest powiedzenie: „Nieważne jak się zaczyna, ale jak się kończy”, to pracę Michaela Hirsta należy ocenić pozytywnie, bo finał jest wzruszający, daje do myślenia i powoduje uczucie nostalgii.

Warto jeszcze wspomnieć, że Hirst nie zerwał całkowicie z wikingami, ponieważ objął funkcję producenta serialu Vikings: Valhalla. Jego autorem jest specjalista od thrillerów Jeb Stuart (Szklana pułapka, Ścigany), a premiera odbędzie się prawdopodobnie jeszcze w 2021 na kanale History i platformie Netflix. Akcja nowej produkcji ma się rozgrywać sto lat później, więc będą nowi bohaterowie (Leif Eriksson, Wilhelm Zdobywca). Jakie będzie miała punkty wspólne z omawianym serialem? Z pewnością miejsca akcji. Natomiast wojownicy, których losy śledziliśmy przez kilka sezonów (Ragnar, Lagerta, Bjorn, Ivar), będą już legendami wspominanymi w dialogach. Po zmierzchu pogańskich bogów następuje nowy dzień i władzę obejmuje chrześcijański Bóg. Ten świat będzie więc wyglądał inaczej, zapewne także z powodu innego scenarzysty, kładącego większy nacisk na elementy thrillera i sensacji niż dramatu przygodowo-historycznego.

Mariusz Czernic

Mariusz Czernic

Z wykształcenia inżynier po Politechnice Lubelskiej. Założyciel bloga Panorama Kina (panorama-kina.blogspot.com), gdzie stara się popularyzować stare, zapomniane kino. Miłośnik czarnych kryminałów, westernów, dramatów historycznych i samurajskich, gotyckich horrorów oraz włoskiego i francuskiego kina gatunkowego. Od 2016 „poławiacz filmowych pereł” dla film.org.pl. Współpracuje z ekipą TBTS (theblogthatscreamed.pl) i Savage Sinema (savagesinema.pl). Dawniej pisał dla magazynów internetowych Magivanga (magivanga.com) i Kinomisja (pulpzine.pl). Współtworzył fundamenty pod Westernową Bazę Danych (westerny.herokuapp.com). Współautor książek „1000 filmów, które tworzą historię kina” (2020) i „Europejskie kino gatunków 4” (2023).

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA