Watykan wybiera. 45 filmów, które warto obejrzeć
W 1995 roku z okazji 100-lecia kina zrealizowano niejeden projekt. Kilkudziesięciu uznanych reżyserów nakręciło krótkie nowele do filmu Lumiere i spółka, zaś za sprawą Pawła Łozińskiego powstał dokument Sto lat w kinie. Głos zabrała również Papieska Rada ds. Środków Społecznego Przekazu i w efekcie opracowano listę rekomendowanych przez nią 45 filmów.
Na watykańskie zestawienie składają się trzy kategorie (do każdej przyporządkowano po piętnaście utworów): filmy o szczególnych walorach religijnych, o szczególnych walorach moralnych oraz o szczególnych walorach artystycznych. Na samym wstępie warto podkreślić zróżnicowanie omawianego wykazu dzieł. Przewijają się tytuły z epoki kina niemego oraz dźwiękowego; czarno-białe oraz kolorowe; amerykańskie, azjatyckie i europejskie.
Podobne wpisy
Zacznijmy od filmów o szczególnych walorach religijnych. Szokująca może się wydawać obecność Piera Paola Pasoliniego. Włoski reżyser kilkakrotnie w ciągu swojej kariery spotykał się z surową karą za filmowe dokonania, uargumentowaną próbą znieważenia Kościoła oraz państwowej religii. Ewangelia według świętego Mateusza (1964) na podobną krytykę nie zapracowała, a wręcz przeciwnie – zyskała niemałą aprobatę Watykanu. Jezus Chrystus został przez Pasoliniego ukazany jako rewolucjonista, brawurowy mówca i nauczyciel stanowiący źródło inspiracji do wyznawania proklamowanego przez niego systemu wartości. Przed włoskim dziełem kino widziało niejedną figurę Syna Bożego. Pasolini jednak oryginalnie zinterpretował postać Chrystusa, nie ograniczając się do stereotypowego postrzegania jej jako zbawiciela czy nieprzerwanego wsparcia dla dzieci i ubogich. Pomimo przyjęcia niekonwencjonalnego stanowiska artysta z Bolonii ani na moment nie przekroczył granicy i Ewangelia według świętego Mateusza (warto zaznaczyć, że w oryginalnym tytule pominięto „świętego”) jest wyjątkową, wszak pozbawioną kontrowersji pozycją w jego twórczości.
Na liście watykańskiej znalazło się także miejsce dla meksykańskiego utworu Nazarin (1958). Pochodzącego z Hiszpanii reżysera Luisa Buñuela przez lata filmowej aktywności zajmowała problematyka etyki chrześcijańskiej, nauki i praktyki Kościoła. Posługiwał się motywami i postaciami z Pisma Świętego – Starego lub Nowego Testamentu, ale ze względu na swój satyryczny ton, powstałe dzieła spotkały się z wieloma kontrowersjami i zarzutami wobec hiszpańskiego reżysera o kpinę z religii i podważanie chrześcijańskich norm moralnych, które katolicyzm proklamuje. W Nazarinie poznajemy jednak nieco inne oblicze Buñuela. Można rzec, że jest bardziej przyziemny, jeśli zwrócimy szczególną uwagę na rezygnację z surrealistycznego zacięcia, a historia protagonisty, który jest księdzem, została opowiedziana przejmująco i wiarygodnie. Jednocześnie Buñuel nie wybielił swojego bohatera, czym dodatkowo zapunktował.
Wśród filmów o szczególnych walorach religijnych dwukrotnie pojawia się Andriej Tarkowski. Andriej Rublow (1966) to dzieło, w którym Rosjaninowi udało się oddać średniowiecznego ducha epoki, pokazać dobrowolne, metodyczne ograniczanie przez wierzącego potrzeb życiowych poprzez poddanie się surowej wewnętrznej dyscyplinie oraz wyznawanie idei życia monastycznego. Dzięki brawurowo nakreślonej sylwetce tytułowego mnicha (wybitna kreacja Anatolija Sołonicyna), widz może zaznajomić się z twórczością ikonograficzną świętego, jego wyjątkowym językiem malarskim, ale także z osobistymi przeświadczeniami samego Tarkowskiego. Rosyjski twórca poprzez sztukę filmową dzieli się z widzem własnymi przemyśleniami na temat pozycji artysty w konkretnej rzeczywistości oraz czym jest dążenie do Boga i bycie wyznawcą głębokiej wiary chrześcijańskiej. Status artysty w obliczu wojny, brutalności oraz przemocy był fundamentalnym mianownikiem dla twórczości Tarkowskiego w końcu lat 60.
Wyróżnione zostało także Ofiarowanie (1986), w którym Tarkowski położył szczególny nacisk na motyw poświęcenia i składania Bogu ofiary. Stylistycznie to nieco inny film niż Andriej Rublow, głównie za sprawą współpracy rosyjsko-szwedzkiej. Pisząc historię, Tarkowski wyszedł od prawosławnej koncepcji obłędu, według której jurodiwy (ros. szaleniec) pozostaje w bliskiej więzi z Bogiem. Bohater świadomie wyniszcza się, jednocześnie otwierając na Stwórcę. Ofiarowanie ukazuje intymną relację pomiędzy człowiekiem, który jest zdolny do złożenia ofiary w imię wyższych racji, a Bogiem.
Wspomniałem już o Pasolinim, a innym docenionym przez Watykan włoskim artystą okazał się Roberto Rossellini. Pod względem tematycznym Franciszek, kuglarz boży (1950) jest jednak dość unikatowym dziełem w filmografii tego twórcy, który przez zdecydowanie większą część swojej kariery tworzył w duchu neorealistycznym. Żeńskim akcentem z państwa ze stolicą w Rzymie natomiast jest Liliana Cavani i jej Franciszek (1989), w którym w postać tytułowego bohatera wcielił się Mickey Rourke.
Podwójnej obecności na watykańskiej liście doczekał się Carl Theodor Dreyer. O Męczeństwie Joanny d’Arc (1928) na łamach krytyki filmowej napisano już wiele, zatem większą uwagę poświęcę Słowu (1955). Jego podstawową zaletą jest świetnie nakreślony portret Johanessa – interpretowanego przeze mnie jako punkt łączności ze sferą sacrum, bycie postacią graniczną. Działalność bohatera osadzono na planie ziemskim, ale cuda, których jest w stanie dokonać i mądrości, jakie stara się przekazać mieszkańcom wioski, wskazują na jego sakralną oraz chrystologiczną pozycję. Uważam, że Słowo niesłusznie szczyci się mniejszą popularnością aniżeli (równie dobre) Męczeństwo Joanny d’Arc. Tym bardziej cieszy fakt, że Watykan na swojej liście postanowił umieścić oba tytuły. Trzecim umieszczonym na liście duńskim utworem jest Uczta Babette (1987), za którą Gabriel Axel otrzymał Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.
Zestawienie filmów o szczególnych walorach religijnych tworzą również mająca gwiazdorską obsadę Misja (1986), opowiadająca o jezuickiej działalności. Film ten dane mi było oglądać dobrych kilka lat temu, ale nie sposób zapomnieć wspaniałej muzyki Ennia Morriconego, odtwarzających klimat epoki kostiumów czy wreszcie znakomitych kreacji aktorskich. Nie zawiedli pierwszoplanowi Robert De Niro oraz Jeremy Irons, jak również odgrywający nieco mniejszą rolę Liam Neeson. Innym dziełem kostiumowym będącym na liście jest Ben-Hur (1959), który w ostatnim czasie niepotrzebnie doczekał się odświeżenia, i miejmy nadzieję, że w społecznej pamięci figurować będzie przede wszystkim epickie dzieło Williama Wylera (które notabene także jest remakiem).