W STARYM KINIE. Przegląd polskich filmów przedwojennych
Na początek nieco prywaty: od kiedy pamiętam, urzeczony byłem wszelką formą świadectwa czasów sprzed drugiej wojny światowej. Namiętnie kolekcjonuję archiwalne zdjęcia rodzinnego Elbląga, od młodych lat fascynowała mnie postać i twórczość Chaplina. Uwielbiam dawną modę, architekturę i styl, czy to w kwestii motoryzacji, czy muzyki. Bardzo cenię sobie też właśnie polskie kino przedwojenne. Choć wiele z ówczesnych filmów wymaga dzisiaj rekonstrukcji, ogląda się je z niezwykłą przyjemnością. To świetnie zbudowane produkcje, wspaniale zagrane, urzekające dialogami, muzyką, wreszcie piosenkami, z których wiele zostało szlagierami śpiewanymi do dziś. Gdy oglądamy komedie, to są one autentycznie zabawne, melodramaty nie pozostawiają obojętnym, filmy kostiumowe wzbudzają podziw wykonaniem. Przyjrzyjmy się wybranym pozycjom z okresu międzywojennego. Wybierając poszczególne produkcje, kierowałem się głównie własną sympatią do nich, choć niejednokrotnie pokrywa się to z powszechnym uznaniem ze strony widzów i krytyków.
Ada! To nie wypada! (1936)
Tytuł to jednocześnie cytat, który wspomniana bohaterka słyszy bardzo często, bo choć jest dziewczyną sympatyczną, to także z wybujałym temperamentem i do ustatkowania się niechętną. Nie raduje to oczywiście jej ojca, któremu marzy się wydanie córki za hrabiego (Aleksander Żabczyński, jeden ze słynnych polskich amantów). Aby nauczyć córkę ogłady, wysyła ją do szkoły dla hrabianek. Tam Ada zachowuje się, co prawda, tak samo jak do tej pory, wykazuje za to talent wokalny, która zachwyca jej nauczyciela muzyki i jednocześnie autora operetek. Film Konrada Toma zachował się niekompletny – choć nie wpływa to na zrozumienie fabuły, to mnóstwo brakujących klatek czy fragmentów daje się we znaki szczególnie w pierwszej połowie filmu. Trzy lata temu poddano go digitalizacji i uzupełniono o brakujące pięć minut (wykorzystując źródła Filmoteki Narodowej), nadal jednak nie odzyskano całości. Całość ogląda się z uśmiechem na ustach, jak zresztą większość tego typu produkcji z tamtego czasu; film oferuje mnóstwo zabawnych dialogów i uroczych występów aktorskich, a także piękną scenę tango w rytmie piosenki Nie kochać w taką noc to grzech, fantastyczny przykład romantyczności obecnej w produkcjach z tamtej epoki (te spojrzenia, te uśmiechy!). Druga słynna piosenka jest oczywiście zatytułowana tak samo, jak cały film. “Gdzie wychowanie, gdzie ogłada”…
Czy Lucyna to dziewczyna? (1934)
Tytułowa Lucyna to wesoła dziewczyna, świeżo upieczona pani inżynier, oczko w głowie swojego ojca, który nie chce, aby córka pracowała. Lucynka ani myśli siedzieć w domu i wysłuchiwać komplementów adoratorów żądnych posagu, wobec czego opracowuje pewną mistyfikację – przebiera się za mężczyznę i tak zdobywa posadę pomocnika inżyniera Stefana Żarnowskiego. Wkrótce zakochuje się w swoim szefie. Lucynę zagrała Jadwiga Smosarska, wielka gwiazda kina międzywojennego, której popularność rosła już w latach dwudziestych (jej debiut przypadł zresztą na 1920 rok), a o której recenzent Zdzisław Wójtowicz pisał w 1925 roku, że “w jej spojrzeniu zaklęty jest szept pól rodzinnych, sentyment polskiej uczuciowości, garść wielkich wspomnień, wielkich triumfów i wielkich tragedii”. Triumfem jest w tym przypadku jej rola, bo jako Lucyna jest odpowiednio urocza i figlarna, a jako swoje alter ego świetnie oddaje zakłopotanie wynikające z sytuacji i zazdrość o ukochanego. Partneruje jej kolejna legenda tamtej epoki, Eugeniusz Bodo. Razem tworzą świetny duet, a sam film to bardzo pozytywna, zabawna i czarująca historia, udanie wykorzystująca motyw przebieranki i okraszona znakomitą muzyką. Zdecydowanie warto!