W STARYM KINIE. Przegląd polskich filmów przedwojennych
Jego ekscelencja subiekt (1933)
Bodo raz jeszcze, tym razem jako tytułowy subiekt, który przypadkowo zostaje wzięty za bogatego polityka (w ogóle motyw pomyłek był w komediach tamtego czasu obecny bardzo często). W grę po raz kolejny wchodzi oczywiście zakochanie, motyle w brzuchu i westchnienia; tradycyjnie podane jest to w przeuroczy sposób, a sam Bodo udowadnia, że zasługuje na bycie zapamiętanym jako aktor i jako amant. Jest w nim niesamowity magnetyzm, który oddziałuje nawet po tak wielu latach od premiery filmu; można się tylko zastanawiać, jak reagowały kobiety, widząc go osobiście. To też film warty uwagi ze względu na pierwsze kilka minut – napisy początkowe i lista płac wyświetlane są na tle ujęć przedwojennej Warszawy. Piękny to dokument i jeśli kogoś fascynuje ówczesne życie, z pewnością podskoczy z radości w fotelu. Jego ekscelencja subiekt to też filmowy debiut Mieczysławy Ćwiklińskiej – ewenement o tyle, że aktorka miała wtedy już pięćdziesiąt cztery lata (chociaż zdarzały się późniejsze debiuty; na przykład w niezachowanej Ziemi obiecanej z 1927 roku Ludwik Solski wystąpił po raz pierwszy, mając siedemdziesiąt dwa lata!). Późne pojawienie się na kinowym ekranie nie przeszkodziło Ćwiklińskiej w wyrobieniu sobie imienia jednej z najwybitniejszych polskich aktorek komediowych.
Każdemu wolno kochać (1933)
Pierwszy w tym zestawieniu film z Adolfem Dymszą, jak również pierwszy w pełni udźwiękowiony film polski. Dymsza, właściwie Adolf Bagiński, to kolejny ze słynnych polskich aktorów. Na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych występował w kabarecie Qui pro Quo, który przyniósł mu popularność aktora rewiowego. W Każdemu wolno kochać gra Hipka, przyjaciela ciapowatego kompozytora Alojzego Kędziorka (nawet nazwisko nie pozostawia złudzeń). Muzyk zakochany jest w młodej pannie Renacie, którą matka chce wydać za mąż za grubego rzeźnika, pana Balerona (również subtelnie!). Zainspirowany ptakami siedzącymi na drutach układających się w pięciolinię i niesiony miłością tworzy tytułową piosenkę. Wkrótce jednak los rozdziela go od swojej ukochanej. Da się zauważyć w filmie Krawicza, że aktorzy mają jeszcze manierę wyniesioną zapewne z grania w filmach niemych, objawiającą się w przesadnej ekspresji i gestykulacji. Każdemu wolno kochać mocno korzysta z zaplecza kabaretowego i rewiowego, którego to właśnie częścią był Dymsza (robi wrażenie jego taneczny numer w jednej ze scen). Duża część filmu dzieje się zresztą w teatrze, gdzie wystawia się przedstawienie zainspirowane piosenką Kędziorka sprzedaną reżyserowi przez Hipka. Cóż, nie było chyba lepszego wyboru tematycznego do zabawienia się postępem techniki, jakim jest dźwięk w filmach.
Niedorajda (1937)
Dymsza tym razem w roli mechanika samochodowego, którego szef, Onufry, ma nietypowy sposób na pozyskiwanie pieniędzy – gdy tylko potrzeba mu większej ilości gotówki, powiadamia listownie siostrę z Ameryki, że urodziło mu się dziecko. Nieświadoma jego kłamstw kobieta każdorazowo wysyła mu wtedy tysiąc dolarów. Problem zaczyna się, gdy postanawia odwiedzić brata – ten jak najprędzej musi obmyślić plan działania, wszak według listów (i stanu konta) powinien mieć czwórkę dzieci, a ma tylko syna. Do pomocy postanawia zaangażować bohatera Dymszy. Komedia inna niż większość tutaj wymienionych, bo choć obowiązkowo ma motyw miłosny, to w znacznym stopniu skupia się na spirali kłamstw i konsekwencjach z tego płynących. Im dalej w fabułę, tym bardziej sytuacja staje się zawiła, a dzięki temu gagi i humor sytuacyjny coraz lepsze. Sporą część filmu Dymsza paraduje w sukience, co mocno kojarzy się z Pół żartem, pół serio powstałym ponad dwadzieścia lat później. Aktorzy znakomicie wykorzystują scenariusz, aby zaprezentować swoje komediowe zdolności – fantastyczny jest Józef Orwid w roli Onufrego, równie świetna Seweryna Broniszówna jako ciotka Agata, w niczym nie ustępuje im rewelacyjny w rolach drugoplanowych Michał Znicz. Niedorajda jest kolejnym dowodem na to, jak silny skład aktorski miała Polska przed wybuchem wojny. Seans pełen śmiechu – nierzadko w głos.