OBCY: ÓSMY PASAŻER NOSTROMO. Analiza filmu Ridleya Scotta
W RAMACH OBRAZU #5: Obcy: ósmy pasażer Nostromo. Kosmos, Giger i biomechanoid
WSTĘP
Prastary Faun, krwiożerczy Dracula, hiszpańska inkwizycja, a ostatnio umysł schizofrenika – z każdym kolejnym tekstem W ramach obrazu utwierdzam się w przekonaniu, że im mroczniejszy/dziwniejszy stwór występuje w filmie, tym bogatsze artystyczne inspiracje za nim stoją. Piąty wpis poświęcam obcemu, który jest jednym z najpopularniejszych i najświetniejszych przykładów przeniesienia malarskiej wizji z płótna na ekran kinowy. Tekst koncentruje się na najciekawszych pozafilmowych inspiracjach, które złożyły się na sukces produkcji pod tytułem Obcy – ósmy pasażer Nostromo.
ZACZĘŁO SIĘ OD CIEMNEJ GWIAZDY
Zanim powstały takie produkcje jak Halloween, Ucieczka z Nowego Jorku oraz Coś, John Carpenter musiał zaistnieć w kinowym świecie i świadomości widzów. Na przełomie lat 60. i 70. zdobył doświadczenie przy pisaniu scenariuszy i reżyserowaniu krótkich metraży, studiował też na wydziale filmowym Uniwersytetu Południowej Kalifornii. Poznał tam Dana O’Bannona, z którym zrealizował ich wspólny debiut – Ciemną gwiazdę. Obaj panowie bardzo zaangażowali się w swoje pierwsze dzieło. Carpenter był reżyserem i kompozytorem, a także współtworzył scenariusz. Z kolei za montaż, część scenografii i zarządzanie ekipą od efektów specjalnych odpowiadał O’Bannon. Po premierze Ciemnej gwiazdy trafił do zespołu George’a Lucasa, który zabierał się za pracę nad Gwiezdnymi wojnami.
Podobne wpisy
Kolejnym obiecującym projektem miała być Diuna w reżyserii Alejandra Jodorowsky’ego. Film ostatecznie nie powstał, ale podczas półrocznych przygotowań Dan poznał autorów grafik koncepcyjnych: Brytyjczyka Chrisa Fossa, Francuza Jeana Girauda (ps. Moebius) oraz szwajcarskiego artystę Hansa Rudolfa Gigera. Spotkanie z pomysłowymi rysownikami musiało zrobić na O’Bannonie wrażenie. Trzej panowie zostali zaproszeni do współpracy, gdy jego scenariusz do filmu Obcy – ósmy pasażer Nostromo znalazł reżysera w osobie Ridleya Scotta. Ten początkujący wtedy twórca miał za sobą pierwszy kinowy sukces: jego Pojedynek z 1977 roku nagrodzono w Cannes w kategorii najlepszy debiut. Był też pierwszym reżyserem, który dostrzegł potencjał w historii siedmioosobowej załogi zmagającej się z kosmitą. Kluczowym kryterium, zarówno dla Scotta, jak i O’Bannona, było potraktowanie tematu możliwie najbardziej serio. Scenarzysta Obcego po doświadczeniach związanych z realizacją Ciemnej gwiazdy nie chciał angażować się w kolejną komedię science fiction. Z kolei reżyser miał już pomysł na swój film:
Byłem w tamtym czasie pod mocnym wpływem „2001: Odysei kosmicznej” i „Gwiezdnych wojen”. Myślałem o tym, że są wspaniałe. Ale „Gwiezdne wojny” były bajką. A ja chciałem zrobić „Teksańską masakrę piłą łańcuchową” w kosmosie.
INSPIRACJE
Ridley Scott postawił na realizm – w przeciwieństwie do baśniowej rzeczywistości Gwiezdnych wojen George’a Lucasa. Fabuła jest prosta: siedmioro bohaterów zajmuje się międzyplanetarnym transportem wzbogaconej rudy, są więc w zasadzie kosmicznymi tirowcami. W drodze powrotnej zostają wybudzeni z hibernacji i dowiadują się, że ich statek w międzyczasie zmienił kurs. Stało się tak, ponieważ namierzony został pozaziemski sygnał, który może być wołaniem o pomoc. Załoga Nostromo ląduje na planetoidzie, by dowiedzieć się, skąd dochodzi sygnał. W pierwotnej obsadzie mieli znaleźć się sami mężczyźni, jednak reżyser wziął pod uwagę sugestie wytwórni i zmienił w scenariuszu płeć dwóch postaci (pozostając jednak przy założeniu, że powinni być to twardzi bohaterowie). Miejsce niemal całej akcji filmu, frachtowiec Nostromo, przypomina połączenie fabryki z łodzią podwodną. Z jednej strony nowoczesna technologia, z drugiej strony toporne urządzenia, smar, opary, brud i uczucie klaustrofobii. Chodziło o uniknięcie wrażenia sterylności, które można zauważyć w 2001: Odysei kosmicznej Stanleya Kubricka. Dzięki temu industrialnemu sznytowi scenografia wygląda wiarygodnie dla widza, ponieważ może on odnieść oglądane pomieszczenia do czegoś, co już zna lub widział gdzieś indziej.
Podobnie miała się rzecz z kostiumami. Skafandry kosmiczne, w których załoganci Nostromo wychodzą na rozpoznanie, wzorowane były częściowo na ochraniaczach hokejowych. Masywne i ciężkie naramienniki, obszerne nogawki i rękawy, na głowie hełm z latarką, a na plecach zbiornik emitujący dwutlenek węgla (imitujący aparaturę do oddychania). Wszystko po to, by uzyskać efekt nowoczesny, lecz przywołujący skojarzenia z ziemskim światem. Za tę część scenografii odpowiadał Michael Seymour, który wszystkim elementom miał nadać spójny charakter. Dzięki temu większe wrażenie robi zestawiona z ludzką pozaziemska technologia oraz sami obcy. Ten dział z kolei był decydujący dla powodzenia filmu. Ani O’Bannon, ani Scott nie chcieli w swoim filmie statysty w gumowym kostiumie, który dla nikogo nie będzie wiarygodny, a tym bardziej przerażający. W tworzenie grafik koncepcyjnych zaangażowano Rona Cobba, który pracował przy Ciemnej gwieździe) oraz Chrisa Fossa i Moebiusa, których Dan znał z przygotowań do nieszczęsnej Diuny Jodorowskiego. Rozpoczęto pracę nad opracowywaniem wyglądu pozaziemskiego statku, na który trafiają bohaterowie filmu. We wczesnej wersji scenariusza O’Bannona był to
groteskowy pojazd zanurzony w piasku niczym ogromny homar.
Kierując się tą wskazówką, ilustratorzy zaostrzyli ołówki i wzięli się do pracy. Jednak wykonane przez nich szkice były tylko częściowo zadowalające. Moebius, który na początku współpracy ze Scottem narysował część szkiców koncepcyjnych do filmu, z czasem wycofał się z projektu. Ron Cobb przedstawił bardzo ciekawe propozycje, ale nie potrafił wyjść poza schematy konstrukcyjne wynikające z logiki – jego problemem było racjonalne podejście. Według O’Bannona brakowało mu pomysłów oderwanych od przyjętych konwencji. Postanowiono, że Cobb będzie odpowiedzialny za wnętrze Nostromo, a Foss (którego pomysły także nie przekonały reżysera) zaprojektuje jego powłokę. Tym sposobem Ridley Scott miał skompletowaną ekipę, która pod przewodnictwem Michaela Seymoura miała stworzyć całą ziemską technologię używaną w filmie.
Nadal jednak brakowało najważniejszego elementu – tytułowego bohatera. Gdy poszedł na spotkanie z Danem O’Bannonem, ten miał ze sobą książkę, zatytułowaną Giger’s Necronomicon. Były to prace HR Gigera, szwajcarskiego artysty, którego jakiś czas temu poznał przy pracach nad Diuną. Mroczne, w większości monochromatyczne obrazy wykonane aerografem przedstawiały demoniczne kobiety i czarne postacie o wydłużonych, fallicznych głowach i ogonach. Wszystko utrzymane było w bardzo spójnym stylu, który sam Giger określił jako biomechaniczny. Przeglądane reprodukcje zarazem przeraziły i zachwyciły reżysera, a w stworzeniu na obrazie pt. Necronom IV znalazł poszukiwaną obcą formę życia. Scott skontaktował się z artystą, który wkrótce potem dołączył do ekipy pracującej nad wyglądem filmowego świata. Widząc ogromny potencjał w bardzo jednolitym i surrealistycznym stylu Gigera, Scott zaproponował mu zaprojektowanie pozaziemskiego statku – dzięki temu kosmiczne elementy w filmie utrzymane będą w podobnej stylistyce.
BIOMECHANICZNY ŚWIAT HR GIGERA
Nie trafia do mnie takie science fiction, gdzie każdy szczegół jest wynalazkiem. Dlatego chciałem żeby krajobraz był biomechaniczny, łącząc technologię z czymś podobnym do lawy by stworzyć wrażenie, jakby coś się stało na tej planecie, może zniszczono tu jakąś zaawansowaną technologicznie cywilizacje? – HR Giger
WRAK STATKU
Pierwsze szkice pojazdu obcych, które powstały po włączeniu Gigera do ekipy, były z kolei za bardzo abstrakcyjne dla reżysera (przedstawiono mu koncept przypominający kształtem saksofon). Po przedyskutowaniu tematu jeszcze raz Giger odniósł się przy kolejnym szkicu do istniejących już rysunków wykonanych przez Cobba i Fossa. Tym sposobem powstał ostateczny kształt statku kosmicznego łączący w sobie homaropodobny kształt opisany przez O’Bannona z mroczną, biomechaniczną wizją artysty. Miał on także zaprojektować wejście do wraku, korytarz, pomieszczenie sterownicze i ładownię. Z pomysłami biomechanicznych konstrukcji było dużo problemów za sprawą wytwórni 20th Century Fox. Większość szkiców zawierała charakterystyczne dla Gigera seksualne konotacje – waginalne otwory/wejścia, falliczne, wydłużone kształty ogonów i głów postaci oraz wszystkie możliwe warianty penetracji. W dodatku artysta nie był wtedy znany za granicą ani nie współpracował wcześniej przy takich przedsięwzięciach. Ridley Scott bronił jednak jego pomysłów i za wszelką cenę chciał mieć je w swoim filmie. Zaprojektowano i wykonano naturalnej wielkości scenografię według szkiców Gigera, który pracował w niewielkim pomieszczeniu w rogu studia i nadzorował powstawanie każdego elementu.
SPACE JOCKEY
Kiedy Ridley Scott przedstawił plany scenografii producentom, ci dostali amoku. Najbardziej problematyczne finansowo było zbudowanie owalnego pomieszczenia, pośrodku którego miał stać masywny kokpit z wrośniętymi w niego zwłokami kosmity. Oszacowano koszt takiej instalacji na niemal pół miliona dolarów, a reżyser zamierzał wykorzystać tę scenografię tylko do jednej sceny! Producenci uznali, że to gruba przesada, że nie ma czasu i nie ma mowy.
Można – i trzeba będzie – zrobić to taniej i szybciej, bo to przecież nie jest kluczowa scena. Jednak Scott uparł się, że nie da się wykonać tego pobieżnie, ponieważ biomechaniczne ciało kosmicznego pilota wrośnięte w fotel musi wyglądać autentycznie. Tak też się stało i zbudowano fotel, urządzenia sterownicze oraz skamieniałe zwłoki. Wszystko było odpowiednio większe, ponieważ postanowiono, że obca rasa humanoidów będzie znacznie wyższa od Ziemian. HR Giger doglądał powstawania scenografii i sam pomalował gotową konstrukcję w taki sposób, jak swoje obrazy. Sam wygląd kosmicznego pilota przywodzi na myśl istotę z obrazu Necronom V.