search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

TRYLOGIA GIALLO Umberta Lenziego

Tekst gościnny

13 kwietnia 2017

REKLAMA

Ciche miejsce na zabójstwo (1970)

Pierwotnie tytuł trzeciego giallo Lenziego brzmiał Paranoia, identycznie jak ten z amerykańskiego wydania Orgasmo. By nie popaść w chaos przy tytułowaniu, postanowił zmienić go na bardziej wymowne Ciche miejsce na zabójstwo. Co ciekawe jednak, amerykański dystrybutor wykorzystał go później jako podtytuł do kolejnego filmu Lenziego, Oasis of Fear (1971). Stąd pod hasłem Paranoia i Orgasmo można znaleźć naprzemiennie oba filmy, ot, taka dewiza włoskiego kina.

Helen (Carroll Baker) poznajemy, gdy właśnie pochłonięta wspomnieniami o swoim byłym mężu rozbija się wyścigówką. Po udanej rekonwalescencji Helen popada w finansowy ambaras. Nadzieją okazuje się telegraf od wspomnianego wcześniej męża (Jean Sorel). Ten proponuje jej pozostanie u jego boku oraz u boku nowej żony Konstancji (Anna Proclemer). Nasza bohaterka początkowo przystaje na propozycję zamieszkania z ciągle powracającym w jej myślach mężem. Mimo początkowych turbulencji, między dwojgiem odradza się uczucie sprzed lat, które grać na nerwach zaczyna Konstancji.

Tym, co odróżnia Ciche miejsce na zabójstwo od poprzednich dwóch filmów Lenziego, jest próba uchwycenia jak najlepszego charakteru filmów Hitchcocka. Mniej więcej w połowie filmu scenariusz odwraca wszystko do góry nogami, a z planowanej ofiary robi mordercę starającego się zatrzeć wszelki ślad po dokonanej na luksusowym jachcie zbrodni. I, niestety, wypada to wszystko na jego niekorzyść. Skrypt bowiem przypomina absurdalne wątki z oper mydlanych, pozornie prowadzące do psychicznego krachu głównej bohaterki.

Bowiem droga od silnej kobiety ścigającej się na torach samochodowych do znerwicowanej alkoholiczki prowadzi nie tyle na skróty, ile jest po prostu maksymalnie wręcz spłycona. I choć wydawać by się mogło, że Lenzi podejmuje tutaj na swój dziwny sposób temat równouprawnienia płciowego, wszak zbrodni winna jest zarówno kobieta, jak i mężczyzna, zmuszeni ze sobą współpracować, to brakuje mu jednak równie trafnej lustracji dekadenckiego pokłosia rewolucji seksualnej jak te z jego poprzednich filmów.

I choć jest to relatywnie najsłabszy segment luźno spiętej trylogii, Umberto Lenzi umiejętnie wpycha między rozwleczone sceny momenty autentycznego napięcia lub popadającej w schizmę urojenia Helen. Całość pogrzebała zbyt mało oryginalna historia, która od wspomnianego wyżej twistu okazuje się przewidywalna i zdecydowanie zbyt mało oferująca widzom pochłoniętym przez kino giallo. Z drugiej strony czyni to film bardziej przystępnym i lekkim dla kogoś, kto dopiero zaczyna swój lot przez meandry włoskiego kina gatunkowego.

Na zakończenie

Ciche miejsce na zabójstwo nie zamknęło Lenziemu rozdziału z napisem giallo na dobre, nakręcił bowiem w przyszłości jeszcze kilka mniej lub bardziej udanych kryminałów, by finalnie odlecieć w kierunku szalonych horrorów i akcyjniaków. Jednak to właśnie te trzy filmy wprowadziły do świata kina autorski styl reżysera zafascynowanego wyrzucaniem na wierzch wszelkich grzechów ludzi zamożnych, topiących się w bogactwie czy cielesnej rozpuście.

W odniesieniu także do jego późniejszych dokonań, trylogia ta wydaje się subtelna i dużo bardziej wysmakowana, tworząc coś na zasadzie mostu łączącego pulpę z wizualnym pietyzmem, jaki przyświecał Lenziemu już na poziomie wyboru pięknej Carroll Baker na swoją muzę. Filmy te trafnie obrazują wcześniejszą falę kina giallo przed reformacjami gatunkowymi, jakie wprowadził w nim Dario Argento, zbliżając się do krwawego horroru. I właśnie jako pocztówkę z Włoch tamtego okresu należy je dzisiaj oglądać.

REKLAMA