TOM CRUISE. Zagubiony chłopiec – portret aktora
Gwiazda pierwszej wielkości
Jeszcze kiedy pracował na planie „Ryzykowanego Interesu” w gabinetach dwóch wielkich producentów z Hollywood podjęto decyzję o realizacji „Top Gun”. Jerry Bruckheimer i Don Simpson, bo o nich mowa postanowili, że to właśnie opowieść o elitarnej szkole pilotów będzie ich kolejnym hitem. Szefowie Paramount Studios nie podzielali ich entuzjazmu i szczerze wątpili w sukces filmu. W końcu jednak ulegli i po 18 miesiącach dali produkcji zielone światło oraz budżet wysokości 17 mln dolarów.
Okazało się, że realizacja nie będzie taka prosta. Niechęcią do angażowania się w projekt – oprócz scenarzystów i reżyserów – wykazywali także aktorzy. W końcu na stołku reżyserskim udało się posadzić Tony’ego Scotta – twórcę spotów reklamowych, brata Ridleya – zaś główną rolę kobiecą, którą odrzuciła min. Ally Shedy znana z „Klubu Winowajców”, dostała Kelly McGills. Specjalnego entuzjazmu nie wykazywał także Val Kilmer, jednak korzystne warunki kontraktu sprawiły, że niechętnie zgodził się wcielić w postać Icemana. Wciąż brakowało jednak odtwórcy głównej roli. Propozycje odrzucali min. Matthew Modine, Scott Baio i Mickey Rourke. W końcu zwrócono się do Toma, który początkowo również nie dał się przekonać, jednak Bruckheimer i Simpson nie dali za wygraną.
Zaproponowali aktorowi 2 mln dolarów, co poskutkowało podpisem na kontrakcie. Zdjęcia miały ruszyć w ciągu 8 tygodni, dlatego Tom ostro ruszył z przygotowaniami do roli. Przez 3 tygodnie pod okiem profesjonalnego trenera nabrał smukłej sylwetki. Każdą wolną chwilę spędzał z pilotami myśliwców. Jadł z nimi, spał, a nawet chodził do tych samych barów co oni. Nie minęło wiele czasu, a Tom chodził jak pilot, myślał jak pilot i zachowywał się jak pilot. W końcu, po odpowiednich testach zdrowotnych, mógł spełnić swoje marzenie i odbyć lot testowy myśliwcem F-14. To właśnie wtedy narodziło się jego zamiłowanie do prędkości.
W przeciwieństwie do poprzednich filmów, praca na planie „Top Gun” była lekka i przyjemna. Gaża aktora sprawiła, że mógł on wprowadzić dowolną zmianę do scenariusza, zaś producenci dbali o to, żeby w każdy piątek po zdjęciach nie zabrakło alkoholu i dobrej muzyki. Tommy musiał myśleć, że lepiej być nie może, a jednak podczas jednego z dni zdjęciowych zadzwonił do niego Martin Scorsese z propozycją roli w swoim najnowszym projekcie. Miał zostać partnerem Paula Newmana w sequelu „Bilardzisty” z 1961 roku. Tom, który uwielbiam aktora od czasów pierwszego seansu „Żądła”, nie mógł się nie zgodzić.
„Kolor pieniędzy”, bo tak nazywała się owa produkcja opowiadała o starym, doświadczonym bilardziście imieniem Eddie, który już dawno wycofał się z branży. Pewnego dnia poznaje młodego i nieco narwanego Vincenta. Dostrzegając jego potencjał postanawia nauczyć go wszystkich swoich sztuczek i zabrać na mistrzostwa do Atlantic City.
Praca u boku tak wielkiego aktora, jakim jest Paul Newman, musiała być dla Cruse’a czymś wspaniałym. Jego idol został teraz jego mentorem. Tom podpatrywał go i prosił o rady. Po pewnym czasie między panami pojawiła się relacja przypominająca tę na linii ojciec – syn. Spędzali nawet razem czas wolny, a Paul, entuzjasta wyścigów samochodowych, wielokrotnie zabierał Maypo na tor. To właśnie wtedy Mapother IV złapał już bakcyla prędkości.
Dobra atmosfera na planie przełożyła się na sukces filmu. Newman za rolę Eddiego został nagrodzony Oscarem, zaś Cruise, mimo że pozostawał w cieniu starszego kolegi, pokazał się z bardzo dobrej strony. Jego Vincent to lekkoduch. Mimo niebywałego talentu brak mu dyscypliny i rozwagi. Jest narwany i niecierpliwy. Błaznuje zamiast analizować. W trakcie podróży przechodzi przemianę, stając się wyrachowany i przebiegły. Lekkość, z jaką wcielił się w swoją postać, oraz pełen uroku uśmiech sprawiają, że rola pozostaje w pamięci na długi czas po seansie, zaś widok Toma wymachującego kijem niczym mieczem wywołuje uśmiech na twarzy za każdym razem.
Doświadczenia wyniesione ze współpracy z Newmanem i Scorsese zapewne pomogły ustać mu na ziemi kiedy „Top Gun” wszedł na ekrany kin. Film z miejsca stał się hitem utrwalając w wyobraźni milionów widzów wizerunek Toma jako szorstkiego siebie, pewnego mężczyzny z delikatnym wnętrzem. To nic, że aktor był tak naprawdę za niski do roli pilota, a w filmie aż roi się od homoseksualnych aluzji – ważne jest to, że produkcja zgarnęła ponad 350 mln dolarów, zaś Marynarka Wojenna zanotowała największy od czasów II Wojny Światowej napływ rekrutów. Oddziaływanie historii o Mavericku było ogromne. Każdy chłopak chciał tak jak Maypo nosić Ray Bany, latać legendarnym F-14 i uwodzić kobiety w rytm oscarowej „Take my breath away” zespołu Berlin.
Ogromny sukces sprawił, że to, co na początku wydawało się przekraczaniem granic przez media, teraz uderzyło ze zdwojoną siłą. Na szczęście Tom przyjął sprytną taktykę – zamiast odmawiać wywiadów i unikać prasy, mówił o tym, o czym sam chciał rozmawiać, i tyle, ile uważał za słuszne. Dziennikarze mieli materiał, a on sam zachował prywatność.
Opromieniony sukcesem, posiadający status gwiazdy i najgorętszego nazwiska w całej Fabryce Snów, wkrótce poznał osobę, która na zawsze zmieniła jego życie.
Scjentologia
Cruise poznał Miriam Rogers podczas jednego z przyjęć na którym zbierała się śmietanka towarzyska Hollywood. Dziewczyna szybko wpadła mu w oko, z czego zaczęła skrzętnie korzystać. Była już osobą z wyrobioną pozycją w kościele scientologicznym, a pozyskanie dla sekty gwiazdy tego kalibru jeszcze poprawiło by jej status.
Scjentologia powstała na początku lat 50. Za jej założyciela uznaje się Rona L. Hubbarda, pisarza science fiction i pomysłodawcę dianetyki, czyli systemu technik samodoskonalenia. Hubbard rozwinął dianetykę oraz inne teorie dotyczące człowieka, duszy, wszechświata. Całościowy system wierzeń postanowił zalegalizować. W 1953 r. w New Jersey powstał Kościół Scjentologiczny. W latach 80. organizacja poprzez swoją złą sławę i publikacje na jej temat znalazła się na skraju załamania. Wtedy pojawił się Tom Cruise.
Miriam od samego początku podsuwała aktorowi broszury i prace Hubbarda starając się zainteresować go tematem. Sytuacja nabrała rozpędu, kiedy po śmierci lidera jego miejsce zajął młody David Miscavige, dla którego zaangażowanie Toma w świat sekty stało się priorytetem.
Trzeba podkreślić, że Maypo nie był typowym celem scjentologów. Zazwyczaj interesowano się osobami, które zaczynały karierę lub były u jej schyłku. Z drugiej strony brano pod uwagę ludzi, którym czegoś w życiu brakowało, czuły się niekompletne i poszukiwały przynależności. Audytorzy rozmawiali z ofiarami, nie szczędziły im pochwał i pochlebstw, roztaczali wizję pełnego kontroli własnego życia, a przy tym bazowali na wrodzonej naiwności człowieka.
Tom, mimo że poprzez swój gwiazdorski status odstawał trochę od profilu typowej ofiary, zawsze był nieco emocjonalnie “upośledzony”, zaś wykonywany zawód sprawił, że bywał zarozumiały i próżny. Sekta traktowała celebrytów i gwiazdy jako osoby niezwykłe, za jakie oni sami lubili się uważać. Otaczano je uśmiechem i życzliwymi ludźmi, żeby wzmocnić w nich poczucie przynależności. Cruise już po kilku spotkaniach z audytorami zaczął wyznawać filozofię Hubbarda – „Jeżeli coś nie jest prawdą dla Ciebie, nie jest prawdą”. Powoli oddalał się od rodziny zamieniając je na grono scjentologów. Przekonany o kontroli nad własnym życiem nagle stał się obiektem manipulacji. Nie zdając sobie sprawy z tego, kogo ma u boku, poprosił Miriam o rękę. Ceremonia odbyła się w domu, który oboje wynajmowali w Nowym Jorku – do ołtarza oboje poszli w jeansach i na bosaka.
Kiedy świeżo upieczeni małżonkowie cieszyli się ze swojego miesiąca miodowego Dustin Hoffman zaczął szukać aktora-partnera do swojego nowego projektu – „Rain Man”. Historii opowiadającej o młodym karierowiczu Charliem przeżywającym kłopoty finansowe. Pewnego dnia chłopak dowiaduje się, że ojciec, z którym od dawna nie utrzymywał kontaktu, zmarł, zaś cały majątek zapisał na rzecz szpitala psychiatrycznego, w którym przebywa jego cierpiący na autyzm brat Raymond. Charlie postanawia porwać go mając nadzieję na uzyskanie połowy spadku.
Początkowo Hoffman zwrócił się do Billa Murraya i Jacka Nicholsona, jednak kiedy Ci odmówili zgłosił się do agencji Creative Artist, gdzie zaproponowano mu właśnie Cruise’a. Aktorzy mieli okazję poznać się kilka lat wcześniej podczas spektaklu, w którym Dustin grał główną rolę, więc doskonale wiedział kogo angażuje. Tom oddał się przygotowaniom do roli z właściwym dla siebie zaangażowaniem, biorąc w międzyczasie tylko kilka dni urlopu, aby wspierać żonę przy okazji premiery jej filmu „Osaczona”.
Dustin konsultował się wtedy z lekarzami z San Diego, odwiedzał placówki dla psychicznie chorych i godzinami obserwował zachowanie ludzi cierpiących na autyzm. Niestety pojawiły się pierwsze problemy. Trzech reżyserów odmówiło realizacji filmu, bojąc się o nierozwojowy charakter bohatera granego przez Hoffmana. Produkcja stanęła, zaś Maypo korzystając z okazji wybrał się do Nowego Jorku, gdzie w barach Manhattanu szlifował swoje barmańskie umiejętności. Te były mu potrzebne do roli w filmie „Koktajl”, w którym miał wcielić się w żołnierza kończącego służbę wojskową, który podejmuje studia, wieczorami dorabiając jako barman. Tak poznaje Douga, z którym dostaje propozycję pracy w klubie nocnym.
Produkcja nie zachwyciła krytyków, ale nazwisko Cruise’a podziałało jak magnez i zarobiło ponad 170 mln dolarów, sprawiając, że „Koktajl” trafił do pierwszej dziesiątki najpopularniejszych obrazów w 1988 roku. Nie przeszkodziły mu w tym fatalne recenzje, ani cztery nominacje do Złotych Malin (z czego 2 wygrane – najgorszy film i scenariusz). Owe „wyróżnienia” były zdecydowanie na wyrost, bowiem mimo kiczowatej otoczki i słabego scenariusza, ogląda się go naprawdę dobrze. Wiecznie uśmiechnięty Cruise, świetny soundtrack, piękne plenery, wakacyjna atmosfera i wesoły kicz lat 80. To wszystko sprawia, że seans należy do bardzo przyjemnych i nie nudzi ani przez chwilę.
Tom oczywiście nie przejął się krytyką. Zainkasował gażę w wysokości 3 mln dolarów i wrócił na plan zdjęciowy „Rain Mana”. Podobnie jak w przypadku pracy z Newmanem Maypo był zdenerwowany perspektywą współpracy z Hoffmanem. Mówił nawet:
– „Nie mam pewności czy zdołam zagrać w tej lidze”.
Na szczęście reżyser, Barry Levinson, dbał o dobrą atmosferę na planie, a praca okazała się nad wyraz przyjemna. Zdjęcia trwały od 2 maja do 28 lipca 1988 roku, zaś premiera przypadła na 12 grudnia. Film z miejsca stał się olbrzymim przebojem zarabiając w sumie 350 mln dolarów i zgarniając deszcz nagród, w tym 4 Oscary (najlepszy film, najlepszy aktor pierwszoplanowy, najlepszy reżyser i najlepszy scenariusz oryginalny) i 2 Złote Goby (najlepszy dramat i najlepszy aktor w dramacie). Większość laurów spadła na Dustina Hoffmana, który w roli Raymonda jest porażającą autentyczny, ale i Tom doczekał się pochwał. Zresztą nie sposób nie docenić sposobu, w jaki przedstawił przemianę z zarozumiałego dupka i karierowicza w troskliwego brata. Roger Ebert nazwał go nawet „Autentyczną gwiazdą i autentycznym aktorem”. Jeżeli doliczmy do tego wypłatę w wysokości 5 mln dolarów i (po raz pierwszy) % od zysku, okaże się, że rok 1988 okazał się dla Toma fantastyczny.
Dla Cruise’a nie było chwili przerwy. Jego kolejnym projektem została trzecia część „trylogii Wietnamskiej” Olivera Stone’a – „Urodzony 4 lipca”. Do realizacji przygotowywano się od 10 lat i kiedy myślano, że pomysł umarł śmiercią naturalną, na scenie pojawił się Tommy. Historia Rona Kovica, młodego patrioty, który po powrocie z Wietnamu jako kaleka zaznaje obojętności i upokorzeń, zafascynowała młodego aktora. Mimo że jego grafik był szalenie napięty, a on sam od dawna nie miał przerwy, postanowił przyjąć rolę.
Przygotowania przypominały piekło. T. za namową reżysera przeszedł dwa obozy przygotowawcze dla armii, jeździł po szpitalach, rozmawiał z weteranami i czytał wszystko co dotyczyło wojny. Tygodniami dręczył się fizycznie i psychicznie, aby lepiej wejść w postać, którą miał zagrać. W pewnym momencie był nawet gotów wstrzyknąć sobie w kręgosłup środek znieczulający, aby na 48 godzin stracić czucie w nogach. Na szczęście firma ubezpieczeniowa zawetowała ten szalony pomysł. Oprócz tego, aktor spędzał z Ronem całe dnie na wózku. Razem jeździli po sklepach i mieście, doświadczając codziennych problemów ludzi sparaliżowanych. Kovic, który początkowo był sceptycznie nastawiony do wyboru Cruise’a, był pod ogromnym wrażeniem zaangażowania aktora. Tym bardziej, że zdjęcia również nie należały do najłatwiejszych. Trwały 3 miesiące, w czasie których przenoszono się z Dallas na Filipiny, gdzie kręcono sceny batalistyczne. Maypo pracował po 12 godzin dziennie, a kiedy wracał do przyczepy padał ze zmęczenia na podłogę.
Wszystko to nie poszło na marne, bowiem kreacja Kovica jest jedną z najlepszych w karierze Toma i słusznie została nominowana do Oscara. Oglądanie zmian, jakie w nim zachodzą – jak z kochającego ojczyznę młodzieńca zmienia się w pozostawionego na pastwę losu i oszukanego przez system kalekę – jest niezwykle ciężkie. Odarty z nadziei, przykuty do wózka wrak człowieka, który jest traktowany jak śmieć w kraju, za który walczył. W pamięć zapada zwłaszcza scena, kiedy pijany wraca do domu i wykrzykuje swoje żale do rodziny. Niezwykle mocny i sugestywny fragment, który potrafi złapać za gardło. Niestety statuetka powędrowała do Daniela Day Lewisa za kreację w filmie „Moja lewa stopa”, a Tom musiał zadowolić się Złotym Globem.
Warto odnotować, że kiedy Tommy przygotowywał się do roli Kovica, scientologowie także nie próżnowali. Towarzyszem aktora stał się Pat Gualtieri, weteran wojny wietnamskiej i zdeklarowany scjentolog. Oprócz rad dotyczących postaci i warunków na wojnie, Pat wyjaśniał mu powoli tajemnice kościoła. Latem 1989 roku przywódcy sekty zdecydowali, że aktor jest gotowy, aby wprowadzić go do Złotej Bazy – tajnego i pilnie strzeżonego ośrodka na kalifornijskiej pustyni. David Miscavige wyznał reszcie członków, że wiąże ogromne nadzieje z Mapotherem IV, powiedział nawet:
-„Jego przybycie na zawsze odmieni oblicze scjentologii”.
Weekendowa wizyta, podczas której Cruise był traktowany jak król, tylko umocniła jego wiarę. Swoje dołożył także Miscavige, który z miejsca złapał z aktorem nić porozumienia. Od początku obaj traktowali się jak rodzeństwo i rywalizowali ze sobą. Nic dziwnego, w końcu oboje byli autorytarnymi perfekcjonistami, dlatego nikogo nie zdziwiła rodząca się między nimi więź.
Zawrotna prędkość
O role i fundusze nie musiał się martwić, zdobył także zaufanych przyjaciół. Postanowił spełnić jedno ze swoich marzeń i nakręcić film o wyścigach samochodowych. Naszkicował zarys opowieści i wynajął scenarzystę Douglasa Stewarta, aby ten wygładził historię. Roboczy tytuł „Top Car” z miejsca nasuwał skojarzenia z „Top Gun”, jednak nie były to jedyne podobieństwa. Producentami zostali Jerry Bruckheimer i Don Simpson, czyli starzy znajomi Maypo. Liczono, że nowa produkcja stanie się dla wyścigów NASCAR tym, czym dla Marynarki Wojennej stał się hit z 1986 roku. Niestety podobnie jak w przypadku tamtego filmu, tak i teraz całą ekipę zaczęły nękać problemy. Warren Skaaren, który miał dostarczyć finalną wersję scenariusza, zrezygnował poirytowany wymaganiami aktora. Brakowało także odtwórczyni roli głównej. Zdenerwowany przeciąganiem sprawy Cruise trafił przez przypadek na premierę „Martwej Ciszy” Billy’ego Zane’a.
To właśnie tam po raz pierwszy zobaczył Nicole Kidman. Kobieta zafascynowała go do tego stopnia, że kazał ściągnąć ją jego prywatnym odrzutowcem z Japonii, gdzie prowadziła kampanię reklamową. Kiedy kobieta weszła do sali konferencyjnej między nimi od razu zaiskrzyło. Przesłuchanie było zbędne – miała rolę. W tym momencie pierwsze małżeństwo aktora, zaczęło się sypać. Tom i Nicole spędzali każdą chwilę razem, zaś adwokaci aktora dyskretnie pracowali nad rozwodem. Maypo, oczywiście zgodnie z utartą w Hollywood zasadą, wszystkiemu zaprzeczał i zapewniał, że jego związek ma się dobrze, jednak kiedy na rozdanie Złotych Globów zamiast Miriam zabrał matkę, wszystko stało się jasne. Para ostatecznie rozstała się w lutym 1990 roku.
Praca nad „Szybkim jak błyskawica” – bo taki tytuł ostateczni nadano tej produkcji – była katorgą. Rosnące koszty, niesprzyjająca pogoda oraz niedokończony scenariusz dawały się wszystkim we znaki. Bywało tak, że aktorzy dostawali swoje dialogi na chwilę przed zagraniem danej sceny. Tak też doszło do wypadku, podczas którego Cruise, mknąc po torze 270 km/h, czytał swoją linijkę z deski rozdzielczej, po czym wjechał w ogrodzenie.
Wszystko to złożyło się na totalną klapę filmu. Krytycy nie szczędzili gorzkich słów, nie dopisali także widzowie. Trudno się temu dziwić, wszak „Szybki jak błyskawica” to pozbawiony magnetyzmu klon „Top Gun”.
Zmęczony tym wszystkim gwiazdor musiał odpocząć. Z pomocą przyszła oczywiście scjentologia. Kościół udostępnił mu jeden z ultra-vipowskich apartamentów w Gold Base, gdzie Tom razem z Nicole zaszywali się na wiele dni. Zakochani przez długi czas skutecznie dementowali pogłoski o swoich zaręczynach, jednak po kilku miesiącach wydali oficjalne oświadczenie, w którym potwierdzili plotki. Ceremonia zaślubin odbyła się w Wigilię 1990 roku, w dawnym miasteczku górniczym przekształconym w kurort dla gwiazd filmowych w Kolorado. Uroczystość zaplanował sam Miscavige, który zadbał o najlepszych kucharzy oraz obsługę gości.
Tom bezgranicznie zakochany w Nicole podarował jej prezent, którego nie można było kupić za pieniądze. Obsadził ją w głównej roli żeńskiej w swoim nowym filmie „Za horyzontem”. Reżyser Ron Howard nie miał zbyt wielkiego wyboru i mimo, że gry Kidman nigdy nie widział, zgodził się ją zaangażować. Musiał przystać także na zmiany scenariuszowe, wysokie gaże dla aktorów oraz nowinki techniczne, które przygotowywali członkowie sekty. Cruise miał nad produkcją całkowitą kontrolę. Według świadków, praca na planie przypominała miesiąc miodowy. Tom i Nicole nie spuszczali z siebie wzroku, trzymali się za ręce i szeptali sobie czułe słówka. Manifestowali wszystkim swoje głębokie uczucie. Niestety ta sielska atmosfera nie przełożyła się na sukces „Za horyzontem”.
Film poniósł finansową i artystyczną porażkę. Zaprezentowany na festiwalu w Cannes, gdzie para była gościem honorowym, został wygwizdany. Widzowie również nie dopisali, sprawiając, że 135 mln dolarów zysku stanowiło kwotę poniżej oczekiwań. Chłodne przyjęcie ich wspólnego projektu nie było najpoważniejszym problemem, z jakim musieli się zmierzyć. Prasa już od jakiegoś czasu spekulowała o ciąży aktorki, jednak wszystkie doniesienia dementowali przedstawiciele pary. Faktem jest, że Kidman była w ciąży pozamacicznej, która zagrażała jej życiu. Zapłodnione jajeczko trzeba było usunąć, aby zapobiec upływowi krwi i powikłaniom. Lekarz prowadzący poinformował ją także o dużym stopniu ryzyka, jeżeli ponownie będzie chciała zajść w ciąże.