search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

To nie Bóg, a JANUSZ TRACZ cię zbawi

Katarzyna Kebernik

9 lipca 2019

REKLAMA

plebania dariusz kowalski

W telenowelach typu M jak miłość czy Plebania dobry człowiek to zawsze prosty człowiek. Intelektualiści to dziwacy, są oderwani od rzeczywistości, przemądrzali, zadzierający nosa; bliscy karykatury jak wybrakowane kopie pisarza z Rejsu. Na tle ciemnego tulczyńskiego ludu inteligencja Tracza świeci jakże jasnym blaskiem. Tu podzieli się on błyskotliwą refleksją, tu rzuci cytatem z literatury, tam wykorzysta swoją przewagę intelektualną do niecnych celów. Tracz jest samotny – nie ma wokół siebie ludzi na swoim poziomie. Jedyną osobą w całym serialu, która dorównywała mu inteligencją, była Wiki – jaka szkoda, że scenarzyści Plebanii nie zdecydowali się przypieczętować ich relacji romansem, chemia między Traczem a bohaterką graną przez Agnieszkę Włodarczyk aż rozsadzała ekran. Znamienne, że Wiki także trudno nazwać postacią pozytywną (choć dla mnie plasuje się ona zaraz za Traczem w rankingu najlepszych bohaterów Plebanii). Jej błyskotliwość, niezależność, energię i pewność siebie „dobrzy” mieszkańcy Tulczyna (a zatem i modelowy widz) odbierają jako bezczelność i zarozumialstwo. Niestety, ten kult tępych i pokornych owieczek w telenowelach to pochodna tego, że żyjemy w kraju, który nie szanuje wartości intelektualnych. Którego elitę wymordowano w czasie wojny, a jej niedobitki zgnoił PRL. W którym system rzuca kłody pod nogi młodym przedsiębiorcom, artystom, wynalazcom, kobiecie bardziej opłaca się urodzić dwójkę dzieci niż iść na studia, ludzie kultury szarpią się o dotacje, a nawet nagradzani prestiżowymi statuetkami pisarze nie są w stanie wyżyć ze swej twórczości (głośny przypadek Kai Malanowskiej). Jak pokazał niedawny strajk nauczycieli, boleśnie nie docenia się u nas wagi edukacji i wykształcenia. Jak pokazują coroczne raporty czytelnictwa – coraz mniej się u nas czyta. A jak już się czyta, to tak, że Blanka Lipińska ląduje w top ten Empiku.

https://www.youtube.com/watch?v=BDPnxVaVerY

Przede wszystkim jednak Tracz wchodzi w inteligentną polemikę z katolicyzmem. Pojedynki słowne między Traczem a księdzem Antonim czy Adamem to bodaj jedyny przypadek w historii polskiej telenoweli, kiedy to zbliżyła się ona do filozofii. Proboszcz i Szef toczą ze sobą teodycealny bój, a twórcy przy pomocy niezbyt subtelnej symboliki wskazują nam, że ten pierwszy reprezentuje miłosiernego, nieskończenie dobrego Boga Ojca, ten drugi – samego szatana. W jednej z krótkich rozmów z księdzem Adamem Tracz zdobywa się na metarefleksję (tak, Plebania wskoczyła na poziom meta!), że nie mogliby bez siebie istnieć, że im bardziej ksiądz jest biały, tym bardziej Szef jest czarny, że są dwiema opozycyjnymi siłami bytującymi w symbiozie. Trudno powiedzieć, aby księża wychodzili z tych słownych pojedynków zwycięsko. Scenarzyści jakoś lepiej radzili sobie z wymyślaniem argumentów dla Tracza. Jego zarzuty są konkretne, poparte przykładami, celne. Wytyka pazerność, zabobonność, staroświeckość kleru. Trafnie punktuje absurdy wiary katolickiej. Jedyne, co oferują mu księża w ramach odpowiedzi, to bogobojne komunały („W życiu nie chodzi tylko o pieniądze, panie Tracz”), randomowe cytaty z Biblii, wyniosłe milczenie i cierpiętnicze miny bożych męczenników.

Bodaj najlepiej swoje antyklerykalne poglądy Szef wyłożył w trakcie kłótni z matką (wśród fanów Tracza nazywaną Truchłem), która usiłowała odnowić kontakt z synem po tym, jak wiele lat wcześniej porzuciła małego Janusza i wyjechała do Ameryki. W jednej ze scen matka strasznie dręczy Tracza tym, że nie wychowuje syna według zasad wiary katolickiej. Jedyny Janusz, z którego nikt się nie śmieje, odpowiada jej na to tak: „Na co mu taka wiara? Bezsensowny strach przed starcem z brodą, szacunek dla panów w czarnych sukienkach, kult cierpienia i ubóstwa – mój syn nie potrzebuje czegoś takiego. Posłuchaj! Chcę, żeby moje dziecko wyrosło na silnego człowieka, który bierze swój los w swoje własne ręce i nie chowa się za postacią wiszącą na krzyżu”. Według tych zasad działa sam Janusz Tracz. Wypina się na stulecia polskiej martyrologii. Gardzi roszczeniową postawą, biernym tkwieniem w roli ofiary, czekaniem na mannę z nieba i pięćset plus. Nie przerzuca odpowiedzialności za własne życie na kogoś innego. Nie dopuszcza do tego, by jakakolwiek organizacja myślała za niego i oferowała mu gotowy model życia. Wybiera samodzielność i wolność. Sam jest sobie panem i bogiem.

I w ten oto sposób scenarzyści Plebanii, budując Tracza z kompilacji naszych narodowych kompleksów, uprzedzeń i antypatii, stworzyli postać, która – chyba nie do końca zamierzenie – stała się najlepszą reklamą cech, jakie w założeniu miała piętnować. Tracz przyciągał Polaków przed ekrany. Stał się memem. Jest pamiętany po niemal dwudziestu latach, ba: przeżywa drugą młodość. A tak całkiem prywatnie – dla kilkuletniej mnie był zapowiedzią i namiastką kina gangsterskiego, które nieco później pokochałam dzięki starszemu bratu, mojemu filmowemu senpajowi. Co z tych przydługich rozważań wynika? Pewnie nic. Zamiast zgrabnej puenty składam więc w ofierze podziękowanie dla Szefa – niech przyjmie tę skromną piosenkę dziękczynną i ten pochwalny psalm:

Katarzyna Kebernik

Katarzyna Kebernik

Publikuje w "KINIE", Filmwebie, serwisie Film w Szkole i (oczywiście) na film.org.pl. Edukatorka filmowa w Zespole Edukacji Ferment Kolektiv. Lauretka II nagrody w Konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych oraz zwyciężczyni konkursu Krytyk Pisze Festiwalu Kamera Akcja.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA