THE GOOD DOCTOR. Doktor House bliżej życia i prawdziwej medycyny
Nie mogę zgodzić się z wieloma recenzentami co do tego, że pozostała część bohaterów to wyłącznie nic nieznaczące postacie trzecioplanowe. Każda z nich ma bowiem własną historię, a ich interakcje z Shaunem nie tylko go zmieniają, ale także idealnie pokazują, że gdyby nie one, to dalej tkwiłby w swoim zamkniętym świecie osoby autystycznej. Każdego dnia uczą głównego bohatera nawiązywania kontaktów z pacjentami, nowych sposobów porozumiewania się ze światem, a co najważniejsze, sami stają się lepszymi lekarzami i osobami, gdyż wszyscy działają jako zespół.
Niezwykle cieszy mnie fakt, iż serialowi twórcy zabierają się po raz kolejny za problem osób z zaburzeniami, ludzi, którzy muszą mierzyć się z przeciwnościami losu, a co najważniejsze – z niechęcią ze strony społeczeństwa. Jakiś czas temu problematyka choroby afektywnej dwubiegunowej została przedstawiona w serialu The Black Box, gdzie genialna pani doktor musiała zmagać się ze swoją chorobą, a także z każdym kolejnym dniem, dbając o to, by nikt ze współpracowników nigdy się nie dowiedział o jej schorzeniu, oznaczałoby to bowiem koniec jej kariery. W tym przypadku nie jest inaczej. Początkowo Shaun jest marginalizowany i mimo iż część zespołu ufa mu bezgranicznie, są jednak tacy, którzy tylko czekają na jego potknięcie, by potwierdzić swoją tezę o tym, że osoby z autyzmem nie mogą być chirurgami.
Nie można jednak zapominać, iż każdy kolejny odcinek to ciekawy przypadek medyczny, z którym muszą mierzyć się bohaterowie. Co prawda nie są to pokręcone choroby, które znamy z Doktora House’a, jednak nawet w dużo bardziej przyziemnych sytuacjach rezydenci muszą wykazać się pomysłowością oraz wiedzą, by uratować swoich pacjentów. Niestety jak to w życiu bywa, nie wszystkich uda się ocalić. Pokazuje to, że mamy do czynienia z realistycznym odwzorowaniem rzeczywistości, gdzie ludzie umierają na stołach operacyjnych, lekarze muszą zmagać się ze swoimi błędami oraz tragediami rodzinnymi, a czasami sami stają się ich częścią.
Podobne wpisy
Po premierze pojawiły się głosy, że serial gra na emocjach widza, starając się być jak najbardziej ckliwy i melodramatyczny, ze szczególnym naciskiem na głównego bohatera. Nie mogę się z tym jednak zgodzić. Tak, to prawda, że Shaun jest niesamowicie „słodki” i widz czasami naprawdę ma ochotę go przytulić, gdy okazuje się, że jest wykorzystywany przez inne osoby i gdy widzimy, jak niezwykle samotny jest w swoim świecie. Jednak to nic złego. Wydaje mi się, że przypisanie takiego ładunku emocjonalnego głównemu bohaterowi tylko potęguje wrażenie, że to osoba taka jak każda inna – która ma uczucia i emocje, chociaż sama nie zdaje sobie z tego do końca sprawy. W jednym z odcinków nasz bohater stwierdza, że nie potrzebuje miłości… jednak później okazuje się, że nie tylko jej potrzebuje, ale jest szczęśliwy od momentu, gdy ją odkrył.
Co prawda serial raczej nie osiągnie statusu produkcji kultowej jak Doktor House czy Chirurdzy, niemniej jest to produkcja warta polecenia, którą obejrzałam na przestrzeni dwóch dni, gdyż nie mogłam doczekać się, co stanie się w kolejnym odcinku. Co prawda można by się czepić przesadzonego melodramatyzmu w wątkach pobocznych, ale po co? Całość to trochę (nie)typowy procedural, który gra na ludzkich emocjach i jest w tym niesamowicie dobry.