search
REKLAMA
Zestawienie

TAJEMNICZE FILMOWE WYSPY. Rajskie ogrody i piekielne dżungle

Mariusz Czernic

8 czerwca 2018

REKLAMA

3. Niezastąpiony kamerdyner (1957), reż. Lewis Gilbert

Koprodukcja Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Na jednym rynku rozpowszechniana pod tytułem The Admirable Crichton, na drugim jako Paradise Lagoon. Ten drugi, bajkowy, tytuł jest bardziej zachęcający, ale to pierwszy ma więcej sensu. The Admirable Crichton to także tytuł sztuki sir Jamesa Matthew Barriego z 1902 roku. Nazwisko tytułowego bohatera to na Wyspach Brytyjskich symbol doskonałości, osoba o niezwykłych umiejętnościach, potrafiąca sobie radzić w każdej sytuacji. Żyjący w szesnastym wieku szkocki polimat James Crichton imponował wiedzą z dziedziny języków, sztuki i nauki. Górował nad innymi sprawnością umysłową i fizyczną. Został zabity, kiedy miał niespełna 22 lata, tym bardziej niezwykłe, że mimo tak młodego wieku zapamiętano go jako geniusza. Ale tu nie mamy do czynienia z biografią tego człowieka, lecz inspirowaną jego charakterem satyrą na podziały klasowe.

W sztuce Barriego i filmie Lewisa Gilberta rolę geniusza przejmuje kamerdyner Bill Crichton, który najpierw wyróżnia się jako wybitny znawca dworskiej etykiety, by potem ujawnić znajomość survivalu, gdy nieoczekiwanie – wraz z siedmioma osobami – znajdzie się na bezludnej wyspie. W tropikalnych warunkach nie sposób przestrzegać systemu klasowego – przestaje być istotne, w co się ubrać i co zjeść na obiad, nie ma znaczenia, kto jest lordem, a kto służącym. Jedną z najbardziej docenianych zalet Crichtona jest to, że on zna swoje miejsce i wie, że jako osoba niższego stanu nie powinien liczyć na przywileje. Istotą cywilizacji jest właśnie podział na klasy społeczne, by każdy wiedział, co mu wolno, a czego nie. Taki system nie obowiązuje na bezludnej wyspie – tu tworzy się inny podział, osoba zaradna chcąc nie chcąc musi bowiem przejąć przywództwo, jeśli grupa ma przetrwać. Amerykański tytuł Paradise Lagoon mimo wszystko ma sens, gdyż wyspa jest poniekąd rajem – panuje większa swoboda, a relacje między ludźmi rozluźniają się.

Zdjęcia realizowano na Bermudach, więc oko może nacieszyć się pięknymi widoczkami, ale i w obsadzie jest kilka mocnych punktów, dzięki którym ten film wzbudza sympatię i z chęcią się do niego wraca. W głównych rolach dwaj znakomici brytyjscy aktorzy, Kenneth More (laureat Nagrody BAFTA i Pucharu Volpiego) oraz Cecil Parker (grał m.in. w dwóch filmach Alfreda Hitchcocka: Starsza pani znika i Pod znakiem Koziorożca). Warto obejrzeć film także dla dwóch dobrych ról kobiecych – Sally Ann Howes (U progu tajemnicy, 1945) i Diane Cilento (przez jakiś czas żona Seana Connery’ego, potem pisarza Anthony’ego Shaffera, dla którego zagrała w folk horrorze Kult z 1973). Niezastąpiony kamerdyner to świetna komedia – lekka, sympatyczna, zabawna, ale też dająca materiał do przemyśleń. Jest tu potencjał rozrywkowy i edukacyjny, który został w pełni wykorzystany przez scenarzystę Vernona Harrisa i reżysera Lewisa Gilberta. Każdy powinien przeżyć taką przygodę bez względu na to, czy jest szefem wielkiej firmy czy zwyczajnym pracownikiem. Być może wtedy czegoś by się nauczył.

4. Jak w zwierciadle (1961), reż. Ingmar Bergman

Swoją pustelnię z dala od cywilizacji miał wybitny szwedzki filmowiec Ingmar Bergman. Gdy zakończył reżyserską karierę w latach osiemdziesiątych, zamieszkał na gotlandzkiej wysepce Fårö, gdzie zbudował prywatne kino. Wcześniej jako ceniony i nagradzany twórca kilkakrotnie realizował filmy na tej wyspie, najczęściej w latach sześćdziesiątych. Pierwszy z nich nosi tytuł Jak w zwierciadle (1961). Produkcję doceniła Amerykańska Akademia Filmowa… i to dwa razy z rzędu – najpierw szwedzkich twórców wyróżniono Oscarem w kategorii najlepszy film obcojęzyczny, a rok później Bergman za ten sam film zdobył oscarową nominację za scenariusz. Rzadko się zdarza, by jeden obraz doceniono w trakcie dwóch rozdań nagród.

Tytuł filmu, poprawnie przełożony na język polski, jest nawiązaniem do Pierwszego Listu świętego Pawła do Koryntian – do słów: „Teraz widzimy jak w zwierciadle, mrocznie (angielski tytuł dodaje słowo darkly), ale potem twarzą w twarz”. Chodzi o relację między człowiekiem i Bogiem, która na początku jest niejasna, ale z czasem staje się bardziej wyrazista i zrozumiała. Romantyczna wyspiarska sceneria kontrastuje z mroczną fakturą zdjęć Svena Nykvista, dobrze oddających charakter scenariusza. Wakacyjna atmosfera oraz płynąca z niej radość z pływania w morzu, wspólnych zabaw i dyskusji muszą wkrótce ustąpić dramatycznym kolejom losu bohaterów, zmagających się z chorobami, samotnością, kryzysami w życiu osobistym. Formalnie jest to film bardzo skromny, z udziałem zaledwie czworga aktorów, ale pod względem treści jest bogaty, przepełniony psychologią, filozofią i wiarą, może nie tyle w Boga, ile w miłość. Z czwórki postaci widz może wybrać jedną, w której będzie w stanie zobaczyć własne odbicie w lustrze. Tytuł filmu to z pewnością nie tylko proste odniesienie do Biblii, ale też podkreślenie znaczenia kina jako zwierciadła, w którym odbija się nasza rzeczywistość.

5. Piekło na Pacyfiku (1968), reż. John Boorman

W omawianym wyżej filmie Bergmana wystąpiło tylko czworo aktorów, amerykańska produkcja Piekło na Pacyfiku jest jeszcze skromniejsza pod tym względem. Mimo to budżet wyniósł około czterech milionów dolarów, co niestety pociągnęło za sobą klapę finansową. Ale w karierach Johna Boormana, Lee Marvina, Toshirô Mifune i operatora Conrada L. Halla był to zdecydowanie krok do przodu – kierowane w ich stronę pochwały krytyków mogły osłodzić kasową porażkę wynikającą z niekomercyjnego pomysłu. Fabułę podrzucił Reuben Bercovitch, który został również producentem, a scenariusz napisali Alexander Jacobs (Zbieg z Alcatraz, 1967) i Eric Bercovici (Szogun wg powieści Jamesa Clavella). Miejscem akcji jest bezludna wyspa gdzieś na Pacyfiku – odpowiednią lokalizację realizatorzy znaleźli w niezależnym państwie Palau, położonym w Mikronezji.

Oglądanie Toshirô Mifune i Lee Marvina w jednym filmie to wspaniałe doświadczenie – jeśli tak wygląda piekło, to warto tam trafić… przynajmniej na jakiś czas. Ich udział w tej niebanalnej produkcji ma też drugie dno, bo zapewne wybrano ich nie tylko z powodu zasług na polu aktorskim. Obaj podczas drugiej wojny światowej walczyli na Pacyfiku. Jeden w lotnictwie, drugi w korpusie marines. Rzecz jasna działali po przeciwnych stronach – mogli się wtedy pozabijać, nie zdając sobie sprawy, że może ich połączyć kino. Piekło na Pacyfiku to opowieść o małej wewnętrznej wojnie, jaką toczy ze sobą dwóch samotnych bohaterów. Przesiąknięte patriotyzmem serce każe im nienawidzić wroga, ale rozum podpowiada, że w tej sytuacji są skazani na siebie i zabijanie nie ma absolutnie żadnego sensu. Trudno przewidzieć, jak zakończy się ta historia, i co ciekawe, ma ona dwa zakończenia. Reżyser nakręcił finał po swojemu, ale nie spodobał się on produkującej film spółce Seliga J. Seligmana i Henry’ego G. Sapersteina. W wersji kinowej ostatnia scena nie jest więc dziełem Boormana. Mimo wszystko to zakończenie nie wygląda źle, a nawet pasuje do fatalistycznego tonu opowieści.

6. Piętaszek (1975), reż. Jack Gold

Inspirowane losami szkockiego marynarza Alexandra Selkirka (1676-1721) Przypadki Robinsona Crusoe to jedna z najpopularniejszych powieści przygodowych, znajdująca się również w spisie lektur szkolnych. Dla angielskiego pisarza Daniela Defoe był to najważniejszy utwór w karierze. Dla późniejszej literatury, a także dla kina, historia opisana w tej książce okazała się niewyczerpanym źródłem pomysłów. Przerabiano ją nawet na filmy science fiction – Robinson Crusoe na Marsie (1964) i Marsjanin (2015). Fragmenty powieści – opublikowanej po raz pierwszy w 1719 – przenosił na ekran już Georges Méliès w pierwszej fazie istnienia kinematografii. Jego film nie zachował się jednak w całości. Za temat wzięli się tak różni filmowcy jak Luis Buñuel (1954), Jack Gold (1975), Sergio Corbucci (1976) oraz George Miller i Rodney Hardy (1997). Najbardziej przypadł mi do gustu film Brytyjczyka Jacka Golda. Jest to zabójczo błyskotliwa interpretacja wątków z powieści, a przy tym również tragikomiczna i mimo oklepanego tematu – zaskakująco oryginalna.

Ta oryginalność wynika w dużej mierze stąd, że za scenariusz odpowiedzialny był Adrian Mitchell, autor – powstałej w 1973 – scenicznej adaptacji powieści Daniela Defoe. Tytułowy Piętaszek (ang. Man Friday) jest tu istotnie głównym bohaterem. To znaczy Robinson Crusoe też jest ważną postacią, ale jego losy przed poznaniem Piętaszka nie mają znaczenia. Liczy się konflikt dwóch charakterów reprezentujących różne kultury, rasy, systemy wartości i postawy życiowe. Relacja pan-niewolnik zmienia się w relację mistrz-uczeń, aczkolwiek szablon „od wrogości do przyjaźni” jest tu pretekstem do interesującej gry z oczekiwaniami widza. Klasyczna opowieść o sztuce przetrwania przybiera formę satyry ośmieszającej brytyjski kolonializm. Zgodnie z założeniem kolonizatorów należy dzikusów ucywilizować, a więc wpoić im angielski język, angielską kulturę i religię. Taka jednostronna nauka nie spowoduje, że dwie strony staną się równe. Przeciwnie – to pierwszy krok w stronę niewolnictwa. Ciekawe jest to, że Piętaszek góruje tutaj nad angielskim rozbitkiem – zaskakująca jest jego inteligencja, wytrwałość i zadziorność. Niejednokrotnie ten charakterny bohater jest źródłem komizmu, w czym zasługa błyskotliwych pomysłów scenarzysty.

Wybrzeża, które widzimy na ekranie, zlokalizowane są w Puerto Vallarta w Meksyku. Pochodzący z tego kraju operator Álex Phillips Jr. odpowiadał za stronę wizualną. Co ciekawe, był on synem operatora, który filmował Przygody Robinsona Crusoe (1954) w reżyserii Luisa Buñuela. W tamtym filmie – nieznośnie akademickim jak na tego twórcę – strona plastyczna wraz z niezłą, nominowaną do Oscara, kreacją Dana O’Herlihy’ego stanowią najmocniejsze punkty spektaklu. Scenariuszowo i reżysersko nie ma wiele do zaoferowania. Wersja Jacka Golda, mimo że nakręcona przez niedocenianego reżysera, oferuje dużo więcej – świetną rozrywkę, niebanalny humor, garść refleksji, zaskakujące wolty, kreatywną interpretację pierwowzoru. Nie można też pominąć wkładu aktorów. Peter O’Toole i Richard Roundtree stworzyli jeden z najciekawszych duetów w historii kina – ich relacja jest chwiejna i nieprzewidywalna, co też powoduje, że film wciąga odbiorcę.

Mariusz Czernic

Mariusz Czernic

Z wykształcenia inżynier po Politechnice Lubelskiej. Założyciel bloga Panorama Kina (panorama-kina.blogspot.com), gdzie stara się popularyzować stare, zapomniane kino. Miłośnik czarnych kryminałów, westernów, dramatów historycznych i samurajskich, gotyckich horrorów oraz włoskiego i francuskiego kina gatunkowego. Od 2016 „poławiacz filmowych pereł” dla film.org.pl. Współpracuje z ekipą TBTS (theblogthatscreamed.pl) i Savage Sinema (savagesinema.pl). Dawniej pisał dla magazynów internetowych Magivanga (magivanga.com) i Kinomisja (pulpzine.pl). Współtworzył fundamenty pod Westernową Bazę Danych (westerny.herokuapp.com). Współautor książek „1000 filmów, które tworzą historię kina” (2020) i „Europejskie kino gatunków 4” (2023).

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA