REKLAMA
Ranking
Aktorki i aktorzy, którzy zasługują na WIĘKSZE uznanie
REKLAMA
Tomasz Raczkowski
- Michael Pitt – przypadkowo głośne nazwisko jest chyba przekleństwem uzdolnionego aktora. Pomimo szeregu znakomitych ról (m.in. w Marzycielach Bertolucciego czy Funny Games U.S. Hanekego) Michael Pitt (z innych Pittów) pozostaje od lat w drugiej albo nawet trzeciej lidze Hollywood. Jego przenikliwe spojrzenie i demoniczna charyzma czynią z niego idealnego kandydata do ról czarnych charakterów czy skonfliktowanych wewnętrzne bohaterów dramatów psychologicznych. Grywając drugie plany lub uświetniając mało głośne produkcje, Pitt w moim odczuciu marnuje swój niebagatelny potencjał i talent, który zasługuje co najmniej na kilka prestiżowych nominacji, do których jednak potrzeba klasowych produkcji z sezonu. Osobiście trzymam kciuki za zaangażowanie “tego innego Pitta” do roli bondowskiego szwarccharakteru, co może być dla niego trampoliną do dużej kariery, na którą nie jest jeszcze za późno.
- Janet McTeer – angielska aktorka miała swoje pięć minut dwukrotnie, gdy Hollywood zauważyło jej niecodzienną charyzmę i talent przy okazji Niesionych wiatrem (1999) i Alberta Nobbsa (2011). I choć za pierwszy z tych filmów McTeer otrzymała Złoty Glob, trudno mówić o godnym docenieniu jej kunsztu, a nawet o odpowiedniej do posiadanego talentu liczbie atrakcyjnych angaży. Być może problem tkwi w niespełnianiu przez aktorkę hollywoodzkich standardów piękna? Patrząc na wybitne kreacje w Krainie traw czy we wspomnianym Albercie Nobbsie, gdzie przyćmiła również świetną Glenn Close, niełatwo bowiem zrozumieć dlaczego McTeer nie jest częściej obsadzana w ważnych rolach skomplikowanych i charyzmatycznych bohaterek.
- Lars Mikkelsen – kolejny na mojej liście “ten drugi…”, ale tym razem faktycznie spokrewniony z “tym pierwszym”. Młodszy brat Madsa Mikkelsena być może ustępuje mu nieco urodą i charyzmą, ale nie kunsztem aktorskim. W rodzinnej Danii udowadniał swój talent niejednokrotnie (przede wszystkim w oryginalnym serialu kryminalnym Zabójstwo), a międzynarodowej widowni dał się poznać dzięki regularnym występom w House of Cards i Sherlocku. Młodszy z Mikkelsenów zasługuje w mojej opinii na większe uznanie zarówno w ojczyźnie, jak i na scenie międzynarodowej, na obu bowiem pozostaje w wyraźnym cieniu brata, podczas gdy stać go na o wiele więcej niż okazjonalne brylowanie na drugim planie.
- Łukasz Simlat – tym razem aktor rodzimy, który w ostatnich latach przejął chyba od Jacka Braciaka rolę dyżurnego specjalisty od znakomitych ról drugoplanowych. Simlat obdarzony jest talentem większym niż niejeden z kolegów regularnie brylujących na pierwszym planie, a do tego dał się poznać jako aktor wszechstronny i charyzmatyczny. Mocniejszy rozkwit kariery tego aktora blokuje prawdopodobnie jego nieokładkowa uroda, zniechęcająca producentów do powierzania mu bardziej wyeksponowanych ról. Szkoda, bo nieopatrzony Simlat mógłby z powodzeniem przejąć część angaży przepracowanych przystojniaków i dostać w końcu szansę zabłyśnięcia na pierwszym planie wysokiej jakości filmu, dającego mu popularność i lepszą pozycję w branży.
- Terry O’Quinn – weteran drugiego i trzeciego planu oraz seriali zyskał na kilka lat rozgłos dzięki świetnej roli Johna Locke’a w kultowych Zagubionych. Jak się jednak okazało, nie był to przełom w jego karierze, ale jedynie chwalebny epizod, nieprzekładający się na specjalny wzrost popularności czy uznania. Specjalista od specyficznie fajnych postaci Terry O’Quinn mógłby być z powodzeniem stałym bywalcem gali oscarowych przy okazji kolejnych nominacji za błyskotliwe role drugoplanowe, ale niestety albo zawodzą go zawodowe wybory, albo też z jakiegoś powodu nie przekonuje swoim arsenałem aktorskim producentów. Jego przykład pokazuje być może, jak niełatwo o hollywoodzki splendor, bo samymi umiejętnościami O’Quinn zasłużył na lepszą karierę.
Janek Brzozowski
- Jake Gyllenhaal – gdzie się podziały te wszystkie Oscary? Fenomenalna, momentami wręcz hipnotyzująca rola w Wolnym strzelcu, zjawiskowe kreacje w dwóch projektach Denisa Villeneuve’a, świetny występ u boku Heatha Ledgera w Tajemnicy Brokeback Mountain. Wymieniać można by jeszcze bardzo, bardzo długo. Niestety Gyllenhaal jest jednym z najbardziej niedocenianych przez różnego rodzaju Akademie Filmowe aktorów na świecie, a liczba nagród, które otrzymał, jest odwrotnie proporcjonalna do skali jego talentu. Trzymam kciuki, aby w najbliższej przyszłości się to zmieniło i Amerykanin mógł z uśmiechem na ustach zapełnić złotymi statuetkami co najmniej kilka naprawdę długich półek w swoim mieszkaniu.
- Chris Pine – naprawdę niedoceniany aktor, który swoją drogą obchodził wczoraj trzydzieste ósme urodziny. Amerykanin głównie kojarzony jest z postacią legendarnego kapitana USS Enterprise – Jamesa T. Kirka, w którego wcielił się na potrzeby serii Star Trek. Swoją prawdziwą wartość aktor udowodnił jednak dopiero w 2016 roku. Zaangażował się wówczas w Aż do piekła – projekt realizowany przez Davida Mackenzie’ego oraz Taylora Sheridana. Pine’owi udała się w tym filmie rzecz doprawdy niewiarygodna: swoją niesamowitą kreacją przyćmił Bena Fostera oraz samego Jeffa Bridgesa. Już niedługo na Netfliksie ma ukazać się kolejny obraz Mackenzie’ego, w którym wczorajszy solenizant zagra pierwsze skrzypce. Nie wiem jak wy, ale ja czekam z niecierpliwością.
- Ben Stiller – pierwsze skojarzenie? Zapewne Noc w muzeum, ewentualnie Poznaj mojego tatę lub Zoolander. Stiller wpadł w pułapkę tych kilku ról w niezbyt ambitnych projektach, które określiły jego ekranowy wizerunek najprawdopodobniej na zawsze. Warto jednak zanurzyć się w jego filmografii trochę głębiej, ponieważ można odnaleźć w niej prawdziwe skarby. Trzy fantastyczne role u Noah Baumbacha, niezwykle dojrzała kreacja w Brad’s Status czy wreszcie świetny występ w Sekretnym życiu Waltera Mitty, które Amerykanin również wyreżyserował. Wbrew pozorom jest z czego wybierać.
- Louis Garrel – Francuz, który szerszy rozgłos zyskał po roli Theo w Marzycielach Bernardo Bertolucciego, gdzie wystąpił m.in. u boku Evy Green oraz Michaela Pitta. Aktorską karierę Louis rozpoczął już w 1989 roku występem w Zapasowych pocałunkach wyreżyserowanych przez jego ojca – Philippe’a. Ostatnio mieliśmy okazję podziwiać umiejętności Francuza, oglądając Ja, Godard, które ubiegało się o Złotą Palmę na zeszłorocznym festiwalu w Cannes. Najsilniejszą stroną obrazu Hazanaviciusa była właśnie rola Louisa Garrela, który z wielkim powodzeniem wcielił się w nowofalową legendę.
- Domhnall Gleeson – aktor pochodzący z Irlandii, który powoli zaczyna wychodzić z cienia całkiem popularnego ojca – Brendana Gleesona. Domhnalla kojarzyć możecie raczej z ról drugoplanowych: Billa Weasleya w dwóch filmach zekranizowanych na podstawie prozy J.K. Rowling oraz generała Huxa, w którego wcielił się na potrzeby uniwersum Gwiezdnych Wojen. Swoje najlepsze występy zaliczał jednak jako aktor pierwszoplanowy w nieco mniej znanych, niekomercyjnych tytułach. Irlandczyk świetnie wypadł chociażby w niezwykle intrygującym Franku, gdzie miał okazję znaleźć się na jednym planie filmowym m.in. z Michaelem Fassbenderem. Nie można również zapomnieć o fantastycznej Ex Machinie Alexa Garlanda, w której Gleeson także zagrał główną rolę.
Odys Korczyński
- Sasha Grey – numer piątki przecież zobowiązuje (69). Sasha ma już bogatą filmografię, więc nowicjuszką przed kamerą nie jest. W głównym nurcie filmów wciąż brak z nią ambitnych produkcji. A przecież natura nie poskąpiła jej urody, a branża porno oszczędziła przed silikonowymi modyfikacjami ciała. Zgodnie z tym, co pokazała w Linku do zbrodni, może swobodnie konkurować z wieloma aktorkami, które są obecnie na szczycie w USA, nie mówiąc o Polsce. Czekam więc z niecierpliwością, wspominając z wypiekami na twarzy jej dokonania w nieco innej branży.
- Viggo Mortensen – emblematyczna rola Aragorna uwięziła go aż po dziś dzień. Oczywiście regularnie grywa. Zdarzają mu się nawet bardziej znane role (Historia przemocy, Niebezpieczna metoda). To wszystko jednak tkwi gdzieś w cieniu Obieżyświata. Tak pięknie wyciosana twarz Mortensena zasługuje na jeszcze jedną taką wielką rolę.
- Renata Dancewicz – cóż jej pozostało oprócz etatowego grania w Na wspólnej? A zaczynało się tak pięknie, nie tylko ze względu na imponujące piersi w Diabelskiej edukacji albo Pułkowniku Kwiatkowskim. Renata ma talent. Potrafi grać lekko i autentycznie, nawet w mydlanej operze. Potrafi czysto mówić, a tembr jej głosu od razu można zapamiętać. Potrzeba jej tylko ambitniejszych ról.
- Dieter Laser – ten człowiek posiada moc wpływania na psychikę. Jego diaboliczna twarz idealnie pasuje do najstraszliwszych horrorów. W Ludzkiej stonodze Toma Sixa sprawdziła się znakomicie. Brak mi takiego charakterystycznego aktora na dużym ekranie. Chyba tylko Robert Z’Dar mu dorównywał. Niestety ze względu na wiek Lasera nadzieja, że go kiedyś zobaczę w kinie, jest coraz mniej realna. Niemniej warto pomarzyć i w ogóle pamiętać, że jest taki niedoceniony aktor.
- Robert Gonera – aktor doświadczony, utalentowany i urodziwy. Jego kariera jednak gdzieś się zatarła po Długu i Samowolce. Może to przez koleje osobistego życia? Może z powodu zaangażowania teatralnego i pedagogicznego? Aktor jednak zasługuje na powrót o znacznie większym kalibrze niż rola antykwariusza w wątpliwej jakości serialu Belle Epoque. Na razie widzowie muszą się zadowolić postacią biskupa Jana Grota w Koronie królów. Niezły chichot aktorskiego losu.
REKLAMA