Filmy, po których czujesz się MĄDRZEJSZY
SZYBKA PIĄTKA #65.
Filmy potrafią zachwycać, wzruszać, bawić, irytować, smucić i… ogłupiać. Tę ostatnią prawdę przerabialiśmy w poprzedniej Szybkiej Piątce, zatem teraz pora to odwrócić i skupić się na tych produkcjach, które podnoszą nam nie tyle IQ, ile poziom percepcji ogólnej na świat, życie, innych ludzi, naturę, wyniki badań lekarskich, kolekcję znaczków brata…
Tomasz Raczkowski
1. Matrix – kultowy film, oprócz efektownych scen akcji i równie efektownej aranżacji proponuje dość solidną dawkę refleksji na temat rzeczywistości, podważając świat końcówki lat 90., jako sztuczną projekcję maskującą przed ludźmi smutną prawdę na temat ich egzystencji. Sproblematyzowanie statusu rzeczywistości w połączeniu ze starciem człowiek vs. maszyna/program i do tego z figurą transcendentnego mesjasza dostarcza wystarczająco dużo filozoficznych tropów, by rozbudzić umysł i sprawić, że po rozgryzieniu fabuły poczujemy się mądrzejsi niż przed seansem.
2. Wideodrom – film również skupiający się na problemie realności świata, tyle że z naciskiem na medium telewizyjne i akcenty psychoanalityczne. Wideodrom to być może najbardziej zagmatwane dzieło Davida Cronenberga (z wyjątkiem może Nagiego lunchu). Żeby nadążyć za rozwojem wypadków i kolejnymi zwrotami akcji typowymi dla tego reżysera, musimy przez cały seans utrzymywać umysł na wysokich obrotach. Dzięki temu na koniec – jeśli zrozumieliśmy Wideodrom, a przynajmniej tak uważamy – możemy włączyć smartfon z zadowoleniem z naszego intelektualnego rozwoju w czasie seansu.
3. Niebo nad Berlinem – choć arcydzieło Wima Wendersa to raczej poezja niż łamigłówka i raczej powinno się je czuć, a nie rozumieć, to historia anioła porzucającego swoją naturę dla miłości do śmiertelniczki osadzona w podzielonym murem Berlinie stymuluje także umysł. Przesłanie filmu jest na tyle uniwersalne i wielokontekstowe, że dzięki niemu czujemy się (przynajmniej przez moment), jakbyśmy zgłębili tajemnicę egzystencji i stali się prawdziwymi mędrcami, porównywalnymi z mówiącymi po niemiecku aniołami.
4. Ostatnie kuszenie Chrystusa – kontrowersyjne dzieło z Willemem Dafoe z założenia ma stawiać trudne pytania na temat postaci Chrystusa, jego człowieczeństwa oraz zbudowanej przez niego i wokół niego religii. Faktycznie, niedogmatyczne spojrzenie na Jezusa, targanego niepewnością i rozterkami co do własnej boskości i zadania, skłania do refleksji na temat fundamentalnej dla naszej kultury opowieści, a brawurowa sekwencja przedśmiertnej wizji zarówno wstrząsa, jak i zastanawia. W efekcie dzięki filmowi Martina Scorsese czujemy, że lepiej rozumiemy istotę chrześcijaństwa, na które spojrzeć możemy z nowej perspektywy.
5. Tam, gdzie rosną poziomki – fizyczna i duchowa podróż profesora Borga to droga przez blaski i cienie egzystencji, prawdziwa przekrojowa lekcja życia. Dzięki filmowi Ingmara Bergmana możemy nie tylko zagłębić się w umyśle głównego bohatera, ale także nabyć część przenoszonej przez niego mądrości, dowiedzieć się więcej o życiu jako takim. Naszpikowany wspomnieniami, symbolami i przenośniami obraz to niezwykle bogaty materiał do rozmyślań, dających poczucie pewnego zrozumienia tajemnicy istnienia i mądrości.
Jacek Lubiński
1. Skazani na Shawshank – truizm, ale to autentycznie jeden z tych nielicznych tytułów, na którego napisach końcowych siedzisz do końca, chłonąc to, co właśnie obejrzałeś. A gdy ostatnie literki znikają z ekranu, czujesz się lepszym, dojrzalszym człowiekiem. Tak po prostu.
2. Memento – jedyny film Nolana, którego nie da się zakwestionować pod względem treści i formy. Dzieło, które dosłownie trzeba poskładać do kupy, bez instrukcji obsługi od reżysera. Rezultat jest mocno satysfakcjonujący, gdyż zależy od nas samych.
3. Żyć i umrzeć w Los Angeles – przed obejrzeniem tego filmu nie wiedziałem, jak działają niektóre służby amerykańskie, oraz tego, jak produkuje się fachowe podróbki dolarów. Teraz wiem. Szkoda jedynie, że od premiery kurs dolara spadł, ustroje się zmieniły, a technika poszła do przodu tak, że ta wiedza już mi się na nic nie przyda. Jak żyć?
4. Filmy Tarkowskiego – kino tak głębokie, wystylizowane i mądre, że prócz robienia z widza idioty stara się go także zmusić do wysilenia umysłu. U Tarkowskiego nie ma czegoś takiego jak “nie ogarniam”, więc żeby nie zbłaźnić się potem na koleżeńskiej dyskusji bada się jego dzieła jak najwnikliwiej i pod każdym możliwym względem. Mam znajomych, którzy po obejrzeniu Solaris przestali pić i porobili dyplomy lekarskie (i teraz się do mnie nie odzywają). Tak było.
5. Milczenie – bynajmniej nie Bergmana (choć pewnie też by się nadawało), ale to młodsze, Martina Scorsese – film to może i niezbyt skomplikowany, ale pozwala głębiej pochylić się nad naturą wiary i spojrzeć na nią nieco innym okiem.
Katarzyna Kebernik
1. Filmy o Robercie Langdonie – kocham, kiedy popkultura bawi i uczy. Jasne, seria filmów opartych na powieściach Dana Browna nie zawsze jest wiarygodnym źródłem wiedzy, ale przecież nie o wykład w tym wszystkim chodzi, a o rozbudzenie ciekawości. Seans Kodu da Vinci albo Aniołów i demonów dla wielu osób był początkiem wielkiej fascynacji sztuką i historią. Sama pamiętam swoje rozczarowanie, kiedy odkryłam, że symbololog to profesja istniejąca tylko w świecie Roberta Langdona. Musiałam wtedy poważnie zastanowić się nad tym, co ze sobą pocznę po skończeniu podstawówki, skoro żadna szkoła w tym kraju nie oferuje zajęć z symbolologii.
2. Photon – jak dla mnie najlepszy polski film 2017 roku. Fabularyzowany dokument Normana Leto, w którym grający biologa molekularnego Andrzej Chyra tłumaczy przepytującej go dziennikarce, jak działa świat. Kreatywnie, ciekawie, z pasją, językiem zrozumiałym także dla laika. Film do wielokrotnego powtarzania, bo prawie dwie godziny napakowane czystą, abstrakcyjną wiedzą to mimo wszystko coś, co wymaga odpowiedniego przetrawienia.
3. Pi – nie mylić z Życiem Pi, chodzi mi o pełnometrażowy debiut Darrena Aronofsky’ego. Wciągająca historia brawurowego geniusza mimochodem wprowadza widza w świat matematyki i… kabały. Po obejrzeniu aż ma się ochotę przeprosić panią od matmy za każde nieodrobione zadanie i zawalony sprawdzian. Mnie nauczył szacunku do liczb znacznie skuteczniej niż Piękny umysł.
4. Mieszkańcy Ziemi – wstrząsający dokument, który otworzył mi oczy na wiele spraw. Chyba jedyny film, o którym mogę z całą pewnością powiedzieć, że zmienił moje życie. Earthlings pokazuje niewyobrażalną skalę okrucieństwa zadawanego zwierzętom przez ludzi. Oglądamy półtorej godziny cierpienia – nagrania ukrytą kamerą z rzeźni, delfiny zabijane maczetami przez rybaków, lisy obdzierane żywcem ze skóry, laboratoryjne eksperymenty na kotach, słonie dręczone przez trenerów cyrkowych… Głosem Joaquina Phoenixa informuje się nas o przerażającej, potwierdzonej statystykami powszechności prezentowanego bestialstwa. Trzeba wykazać się niemałą odpornością, by dotrwać do końca. Ale jeśli dotrwamy, będziemy wrażliwsi i wyczuleni na sprawy, które rynek i media próbują przed nami ukryć. Zachęcam, bo dorosłym ludziom nie przystoi odwracanie wzroku.
5. Nowy początek – film Denisa Villeneuve’a uważam za dzieło nie do końca satysfakcjonujące i o raczej zmarnowanym potencjale. Jednak sam przywodzący na myśl Solaris pomysł wyjściowy – jak stworzyć język i system komunikacji z kosmitami, którzy w niczym nie przypominają żadnej z form życia występujących na Ziemi – zabił mi ćwieka na ładnych parę dni. Główna bohaterka jest językoznawcą, dzięki czemu film przyjmuje dość rzadko reprezentowaną w fantastyce naukowej filologiczną perspektywę. Ciekawe i pobudzające szare komórki.
Szymon Skowroński
1. Stara trylogia Gwiezdnych wojen – wszystkiego, co wiem o życiu, dowiedziałem się ze Star Warsów.
2. Ojciec Chrzestny, Ojciec Chrzestny II – scenariusze Coppoli i Puzo, oparte na motywach powieści tego drugiego, to podręcznik działania mechanizmów władzy. Pada w nich wiele mądrych cytatów, które można traktować jako życiowe motta.
3. Annie Hall – z dialogów tego filmu można dowiedzieć się o istnieniu tuzina pisarzy, filmowych klasyków i filozofów, a także wyciągnąć kilka uniwersalnych prawd o życiu i związkach damsko-męskich.
4. Pi – fraktale, ciągi Fibonacciego, złote podziały. Porcja solidnej wiedzy matematycznej plus morał wyjaśniający, dlaczego lepiej nie zawracać sobie nimi głowy.
5. Rick i Morty – trudno mi przywołać pamięcią inną produkcję, która w trzydziestu odcinkach poruszałaby większą liczbę fizycznych, matematycznych, filozoficznych – ogólnie naukowych – problemów niż przygody tego dziwnego duetu.
Maciej Niedźwiedzki
1. Ziemia obiecana – mistrz Wajda o starciu narodowości, starciu kultur, starciu religii, o nowym stylu życia wypierającym stary, o konflikcie pokoleń i zderzeniu miasta, przemysłowego molocha, z polską wsią, wsią spokojną. Przegenialne, przenikliwe i aktualne kino. Wczoraj, dziś i jutro.
2. W głowie się nie mieści – Pixar przekłada abstrakcyjne pojęcia w konkrety i spaja je w jeden, sprzężony ze sobą, mechanizm. Przy każdym kolejnym seansie odkrywam nowe poziomy tej opowieści warte analizy, weryfikacji i zastanowienia: czy to wynikające ze struktury przedstawionego świata czy czysto prywatnie – na płaszczyźnie emocjonalnej. Tak też po każdym kolejnym seansie czuję się mądrzejszy.
3. The Social Network – dla mnie to absolutny symbol nowoczesnego kina XXI wieku (i jego najwybitniejszy reprezentant), swoisty punkt graniczny. Głęboka refleksja nad społeczeństwem epoki social media, ale także nad mechanizmami samego medium. To w połączeniu z natchnioną reżyserią Finchera i soczystym tekstem Sorkina sprawia, że The Social Network często jest albo punktem wyjściowym do licznych dyskusji, albo sięgam do niego po argumenty w rozmowach pozornie z samym filmem w ogóle niezwiązanych.
4. Chciwość – moim zdaniem najcelniejsze, ale też najbardziej wyrachowane i pozbawione złudzeń spojrzenie na kryzys finansowy. Końcowy monolog Jeremy’ego Ironsa na długo pozostaje w głowie i nie daje spokoju. Wszystko to bańka. Kryzys to bańka, wychodzenie z kryzysu to bańka, konsekwencje kryzysu to bańka. A przy wszystkim można spokojnie jeść wykwintny obiad w ekskluzywnej restauracji na tarasie przeszklonego, stupiętrowego biurowca.
5. JFK – kino otwierające oczy, zadające odważne pytanie i oferujące niezwykle ciekawe, inspirujące, podparte argumentami spojrzenie na zamach na Kennedy’ego oraz kompleksowy obraz wojskowo-politycznych amerykańskich elit tamtej gorącej dekady. Oliver Stone swoim prowokacyjnym filmem aż zaprasza do polemiki i dyskusji. Przede wszystkim i ponad wszystko dał mi jednak narzędzia do trzeźwiejszego spojrzenia i właściwszej oceny politycznych wydarzeń. Tych większej i mniejszej skali.