REKLAMA
Ranking
SZYBKA PIĄTKA #45. Najpiękniejsze zdjęcia
REKLAMA
Szymon Skowroński
- Obcy – 8. pasażer „Nostromo” – poza jednym ujęciem kosmicznego wybuchu, zdjęcia tego filmu nie postarzały się ani trochę, ba! spychają w kąt wiele współczesnych produkcji sci-fi. Idealne operowaniem światłocieniem (refleksy na okrągłej czaszce Obcego), oszczędna kolorystyka i precyzyjne ruchy kamery pomagają zbudować gęstą atmosferę horroru, zainspirowaną wizjami Gigera i Girauda. Nidy nie zapomnę pierwszego wrażenia, jakie zrobił na mnie ten film i cieszę się, że miałem okazję zobaczyć go w kinie, na wielkim ekranie.
- Kto się boi Virginii Woolf? – czarno-biały obraz z niespotykaną dynamiką i dramaturgią. W momencie, kiedy Hollywood masowo przerzucało się na kolor, twórcy Virginii – reżyser Mike Nichols i operator Haskell Wexler – postawili na klasyczne rozwiązanie. Efekt jest niesamowity. Obraz opiera się na skali szarości i głębi, które idealnie współgrają z charakterami postaci, a cienie spowijające scenografię i twarze bohaterów wzmacniają dramat rozgrywający się w małżeństwie Marthy i George’a.
- Samsara – kronika naszej planety, zarejestrowana na 65mm taśmie filmowej, ociekająca bogactwem kolorów i szczegółów, pobudzająca wyobraźnie ruchem, otwierająca oczy na ogrom, którego jesteśmy udziałem, ale nie mamy okazji być świadkiem. Pozbawiona historii lub standardowej narracji mozaika ujęć z kilkudziesięciu zakątków świata jest doświadczeniem, którego nie można zapomnieć.
- Cienie zapomnianych przodków – Siergiej Paradżanow zabiera widza w historyczną podróż do Karpat. Film wygląda jak połączenie kwasowego tripu z wystawą etnicznych kostiumów. Kamera niemal wsiąka w akcję, wykonując akrobatyczne ruchy – na długo przed wynalezieniem steadicamów – a feeria barw i ruchów uchwycone przez obiektyw Jurija Ilijenki stanowią niema dokumentalny zapis huculskiej tradycji.
- Czas apokalipsy – zdjęcia do tego arcydzieła Francisa Coppoli pozwoliły na ujrzenie wietnamskiej Wojny w całkowicie nowym świetle. Podróż grupki żołnierzy do dżungli nosi tu znamiona symbolicznej wyprawy do piekła, którym rządzi skąpany w cieniu Marlon Brando. Obraz wygląda jak paleta kolorów obłąkanego malarza – a jednak wszystko ma tu swój cel i uzasadnienie.
Honorowe wzmianki: Cienka czerwona linia, Ida, Czarny Narcyz, Poza prawem.
Łukasz Budnik
- Genialny klan – mój ulubiony film Wesa Andersona może poszczycić się całą serią doskonałych kadrów. Trudno oddać słowami, jak przemyślane jest tu każde, pojedyncze ujęcie. Warto samemu prześledzić ich kompozycję i sposób rozstawienia aktorów oraz rekwizytów, nieraz zwracając uwagę na to, co dzieje się w tle danej sceny. W połączeniu z charakterystycznym dla Andersona ciepłym, żółtym filtrem każde z tych ujęć jak najbardziej nadaje się do powieszenia na ścianie.
- Osada – zawsze będę powtarzać, że M. Night Shyamalan osiągnął w Osadzie szczyt swojej wrażliwości i stworzył piękną, a jednocześnie cudownie subtelną miłosną historię. Relacja Luciusa i Ivy tworzy się w dialogach i drobnych gestach, a zamknięta jest w kadrach urzekających prostotą, która mówi jednak cholernie dużo. Sama przyjemność oglądania i oczywiście słuchania – każda okazja jest dobra by przypomnieć ideał, jakim jest muzyka w tym filmie.
- Między słowami – dzieło Sofii Coppoli należy do ścisłej czołówki moich ulubionych, w czym również zasługa zdjęć. Przepięknie sfotografowane jest tu nocne Tokio! Najbardziej jednak ujmuje mnie, jak dobrze ukazano w kadrach samotność postaci Billa Murraya i Scarlett Johansson. Wszystkie momenty, gdzie śledzimy ich sposoby spędzania czasu odznaczają się niezwykłym nastrojem i znakomicie podkreślają, jak mali są bohaterowie w obliczu ogromu nieznanego im świata. No, chyba że spędzają czas we dwoje. Wtedy z ekranu bije fantastyczne ciepło.
- Źródło – film, który zostaje w głowie na długo, a strona wizualna to tylko jeden z powodów takiego stanu rzeczy. Kolorystyka, gra świateł, a nawet zbliżenia na twarze aktorów – wszystko podane z urzekającą wrażliwością, cieszące oczy i pozwalające na dobre zatopić się w tę historię. Uwielbiam kadr z Drzewem Życia oświetlonym promieniami zachodzącego słońca.
- Kometa – podczas seansu spierały się we mnie dwa odczucia. Pierwszym było absolutne znudzenie, bo historia nie wciągnęła mnie ani trochę – i, szczerze, nie bardzo już pamiętam o czym była – drugim zachwyt nad zdjęciami. Fenomenalna jest przede wszystkim gra kolorami i zastosowana paleta barw (błękit, czerwień, żółć). Kadry zbudowane są nietypowo, ale bardzo konsekwentnie. Ktoś miał bardzo dobry pomysł na stronę wizualną. Szkoda, że tylko na nią.
Dawid Konieczka
- Drzewo życia – można Terrence’owi Malickowi zarzucać, że im starszy, tym bardziej pławi się we własnym przeintelektualizowaniu i stacza się w coraz większą pretensjonalność. Każdy jednak musi przyznać, że jeżeli istnieje coś takiego jak poezja kadru, jak malarskość i po prostu dosłowne piękno kina, to Malick nie ma sobie równych. Wyczucie koloru, współgranie światła i cienia, znaczące perspektywy kamery — w Drzewie życia Emmanuel Lubezki, wraz z reżyserem, osiąga apogeum wizualnej maestrii. A trudno opowiedzieć o życiu jako takim i nie pokazać jego niezwykłości.
- Amelia – obraz dość typowy dla Jean-Pierre’a Jeuneta, ale jakże magiczny. Reżyser we współpracy z Bruno Delbonnelem stworzył świat niezwykły choć pozornie codzienny. Każdy kadr przesiąknięty jest tu optymizmem tytułowej bohaterki objawiającym się w skąpaniu wszystkiego w złocistym, słonecznym blasku. Amelia to sztandarowy przykład tzw. feel good movie, a subtelnie kontrastowe kadry, wydobywające ciepłe, żywe barwy walnie przyczyniają się do tego faktu.
- Łowca androidów – Jordan Cronenweth nie ma na koncie wielu głośnych filmów, ale swoimi zdjęciami do klasyka science fiction Ridleya Scotta na stałe zapisał się w historii kina. Brudny, niebezpieczny świat futurystycznego Los Angeles nie robiłby takiego wrażenia, gdyby nie doskonałe operowanie światłem i ciemnością. Jedno i drugie przenika deszczową metropolię Łowcy przywodząc na myśl głównie klasyki kina czarnego, a jednocześnie tworząc na swój sposób intymną atmosferę.
- John Wick – film udowadniający, że nadal można nakręcić trzydziestosekundową scenę akcji i nie robić w niej piętnastu cięć. Obraz odniósł tak wielki sukces w dużej mierze właśnie dzięki fantastycznym zdjęciom pozwalającym przyjrzeć się morderczemu tańcowi bohatera. Na tym potencjał filmu się oczywiście nie kończy. David Leitch i Chad Stahelski wykazują się niezwykłą pomysłowością wizualną, przez co niejednokrotnie John Wick przypomina teledysk — stylowo, ale z wyczuciem.
- Labirynt fauna – nie wybaczyłbym sobie, gdybym nie umieścił na liście arcydzieła del Toro. W tej wojennej baśni dominują trzy główne tonacje barwne, każda sygnalizująca inny porządek rzeczywistości, operująca inną paletą kolorów, kontrastami i oświetleniem. Zdjęcia współgrają doskonale ze starannie dopracowaną scenografią i kostiumami, co udowadnia, że meksykański reżyser jest jednym z największych artystów współczesnego kina (ktoś w ogóle wątpił?).
REKLAMA