SZYBKA PIĄTKA #103. Plakaty filmowe, które zawiesilibyśmy nad łóżkiem
Jan Dąbrowski
1. Nagi lunch – ale nie oficjalny plakat, tylko japońska wersja autorstwa Hajimego Sorayamy. Widzimy ludzkich rozmiarów insekta kopulującego z kobietą siedzącą na krześle. Choć widać wystarczająco dużo, by nie było wątpliwości, co jest na plakacie, Sorayama zakrywa większość postaci prześcieradłem. Przez to scena nie jest makabryczna ani wulgarna, a raczej wysmakowana. Pobudza też wyobraźnię, co w zestawie z elegancką kreską składa się na oryginalną i niepokojącą ozdobę wnętrza.
2. Dziecko Rosemary – polska szkoła plakatu, dzieło Wiesława Wałkuskiego. Kobieta z dzieckiem na ręku toną w czerwieni owijającego ich płótna. To przedstawienie przypomina chrześcijańskie madonny, ale zakryte twarze i dominująca czerwień sugerują diabelską tajemnicę. Nieco surrealistyczny plakat, w którym zasłonięte twarze kojarzą się trochę z René Magritte’em, od którego kino zapożycza od czasu do czasu pomysły.
3. Pulp Fiction – wprawdzie mam nad biurkiem jeden taki plakat (z kina, przy okazji dziesięciolecia filmu), ale marzy mi się taki oryginalny, z 1994 r. Najlepiej z pomiętymi brzegami, żeby było jeszcze bardziej pulpowo.
4. Metropolis – prosty, czarno-biały plakat, idealny do salonu lub sypialni. Fajne jest to, że pasuje zarówno do minimalistycznych wnętrz, jak i nerdowskiej graciarni.
5. Coś – uwielbiam film, a mając ten plakat na ścianie, oglądałbym go jeszcze częściej. Twarz postaci zastąpiona rozbłyskiem z jakiegoś powodu jest przerażająca.
Tomasz Raczkowski
1. Do utraty tchu – plakat-paczka papierosów, czerwień, czerń i biel – proste i trafne zwizualizowanie nonszalanckiego uroku filmu Godarda. Piękna, elegancka rzecz, by zasygnalizować dobitnie, gdzie leży filmowe serce właściciela ściany.
2. Dziecko Rosemary – duszna, przesycona złowieszczą zielenią kompozycja podpowiadająca psychologiczną interpretację filmu, ale nie odbierająca Dziecku Rosemary ani trochę grozy, a wręcz podkreślająca paranoiczny wydźwięk filmu. Cudo, tylko do oświetlania rozproszonym, słabym światłem biurkowej lampki.
3. Pies andaluzyjski – ten plakat uwielbiam od lat i to on właściwie zachęcił mnie do pierwszego (z wielu) seansów wirtuozerskiego debiutu Luisa Buñuela. Jest równie szalony, makabryczny i niepokojący co sam film i dlatego na mojej ścianie zajmowałby honorowe miejsce, jako kwintesencja szaleństwa i niepokoju, które fascynują mnie w kinie.
4. Blokada – trudno o lepszą puentę dla tureckiego thrillera psychologicznego niż panorama spowitego chmurą osiedla z płonącym asfaltem, układającym się jakby w pęknięcie na powierzchni pogrążonego w marazmie świata. Plakat nie jest krzykliwy, ale sugestywny i intrygujący.
5. Cleo od 5 do 7 – kolejna piękna grafika oddająca w 100% klimat filmu – rozmazująca się twarz głównej bohaterki, przeżywającej dyskretny egzystencjalny dramat, to kwintesencja wykreowanego przez Agnès Vardę subtelnego niepokoju i zagadkowości. Perfekcyjny plakat perfekcyjnego filmu.