SZYBKA PIĄTKA #101. Najgorsze filmy w historii
Filip Pęziński
W poniższym zestawieniu znajdują się tylko filmy, które obejrzałem od początku do końca.
1. Pitbull: Niebezpieczne kobiety – jest to chyba dokładnie ten moment, kiedy Patryk Vega przestaje nawet próbować udawać, że jego kino to coś więcej niż obrzydliwe, społecznie szkodliwe zlepki ekstremalnie silących się na kontrowersje scen z niezwykle wręcz niedobrym warsztatem realizacyjnym i odrzucającymi kreacjami aktorskimi.
2. Sala samobójców – jest to w pewnym sensie może nawet największy fenomen filmowy, z którym miałem do czynienia, bo ten oderwany od rzeczywistości twór, którego twórcom wydaje się, że chyba wiedzą, jak wygląda życie nastolatka i wirtualna rzeczywistość, spotkał się wśród wielu widzów z bardzo (bardzo!) pozytywnym odbiorem.
3. Niezgodna – piąta woda po kisielu, w którym przygotowywano takie mniej lub bardziej nieudane serie dla młodzieży pokroju Zmierzchu czy Igrzysk śmierci. Z filmu nie pamiętam już zupełnie nic, poza tym, że udało mi się go zdzierżyć do końca tylko dlatego, że oglądałem go w towarzystwie, w którym nie wypadało mi odmówić.
4. Alicja po drugiej stronie lustra – kolejny fenomen, tym razem z Hollywood. Włodarze wytwórni wciąż wierzą, że powinno się stawiać na Johnny’ego Deppa, którego kwintesencją upadku jest ten okropny sequel kiepskiego filmu Tima Burtona.
5. Obcy kontra Predator 2 – bracia Strause gwałcą dwie kultowe serie, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo brak jakichkolwiek umiejętności ekipy filmowej sprawił, że na ekranie ledwo co widać.
Łukasz Budnik
Tak się złożyło, że wiele naprawdę złych filmów widziałem w warunkach idealnych do tego, by się na swój sposób nimi cieszyć (pokazy w cyklu VHS Hell na przykład), więc nie mam serca umieszczać ich na tej liście – choćby dlatego, że paradoksalnie świetnie się na nich bawiłem. Podaję zatem wybrane przykłady tych, na których samo wspomnienie się krzywię.
1. Smoleńsk – największym plusem jest tu niezamierzona śmieszność wywołana nieudolnością aktorską, realizacyjną, wreszcie scenariuszową, choć to ostatnie jest być może nadużyciem, bo trudno tu mówić o jakimkolwiek skrypcie. Zlepek scen, które do niczego nie prowadzą – taki jest ten film. Pomimo podejmowanego tematu całkowicie brakuje tu emocji, ciąg przyczynowo-skutkowy nie istnieje, podobnie jak przemiany zachodzące w postaciach, a w finale nie zostaje wyciągnięty ani jeden interesujący wniosek. Abstrahując od poglądów twórców oraz widzów, jest w tej historii potencjał na ciekawe ekranowe śledztwo, całkowicie jednak zarżnięty rwanym montażem, antypatyczną główną bohaterką i scenami z pogranicza parodii (na ciebie patrzę, szefie stacji telewizyjnej).
2. Kac Wawa – umieszczanie tego tytułu na podobnych listach zalatuje już sztampą, ale cóż – nie bierze się znikąd. Kac Wawa nie bawi choćby przez jedną sekundę. Nie jest filmem tak złym, że aż dającym radość. To żenujący, prymitywny spektakl pełen obrzydliwie złych dialogów, fatalnych, antypatycznych postaci i koszmarnego, niedojrzałego poczucia humoru. Wstyd, że taki twór w ogóle zawitał do kin. Szkoda tylko kilku utalentowanych przecież aktorów.
3. Komedia romantyczna i inne żenujące parodie – na szczęście minęła już chyba moda na komedie będące zbiorczą parodią kilku lub kilkunastu popularnych ówcześnie filmów. I całe szczęście, bo wszystkie te twory to festiwal żenady i obrzydliwości, i nawet nie próbują wejść na wyższy poziom scenariusza, aktorstwa i humoru. Marnotrawienie pieniędzy, taśmy filmowej i czasu widzów.
4. Ciacho – a mówiąc o żenadzie i marnowaniu aktorów… Patryka Vegę mimo wszystko wolę chyba w wydaniu pt. “odkrywam przed wami prawdę o świecie”, bo gdy idzie całkowicie w rejony komediowe, to nie ma nawet czego zbierać. Męczący, głupi, nieśmieszny. Wstydliwy element w CV całej obsady.
5. Fantastyczna czwórka (2015) – a to reprezentant blockbusterów. Film, którego zakończenie powinno być punktem wyjściowym fabuły. Sprawia wrażenie zbyt rozwleczonego wstępu, w którym nie angażują ani wydarzenia, ani postaci. Taki film superbohaterski nie sprawdziłby się nawet na początku XXI wieku, a pojawił się w kinach trzy lata po Avengers. Cóż…