Sztuczne światy – PRADAWNY LĄD
Nie od dziś wiadomo, że George Lucas i Steven Spielberg lubią pracować wspólnie. Znani są chociażby z powołania do życia bodaj najbardziej znanej serii filmów przygodowych, traktujących o perypetiach zadziornego archeologa. Ale jako producenci mają na swoim koncie także jeden niezwykły film animowany, którego znaczenie dla popkultury jest nie mniej ważne. Mowa oczywiście o Pradawnym lądzie z 1988 roku.
Animacja ta uchodzi dziś za chlubny przykład wykorzystania bogactwa prehistorycznego świata – świata dinozaurów – do ukrycia w nim uniwersalnych przesłań, stanowiących ważną lekcję dla najmłodszych. Pójdę jednak o krok dalej – wedle mnie to najlepszy film animowany o dinozaurach. Pobudzając u dzieci wyobraźnię oraz zainteresowanie pradawną historią, uczą jednocześnie, jak istotne znaczenie kryje w sobie życie we wspólnocie. W Pradawnym lądzie poznajemy bowiem grupę dinozaurów – zagubionego apatozaura, pysznego triceratopsa, naiwnego parazaurolofa, leniwego stegozaura oraz tchórzliwego pteranodona – z której każdy albo został przez los oddzielony od rodzica, albo nigdy nawet nie miał okazji go poznać. Tułają się razem w poszukiwaniu lepszego świata, siłując się jednocześnie nie tylko z napotkanymi niebezpieczeństwami, ale także z własnymi tęsknotami oraz charakterami.
Rolę reżysera objął Don Bluth, specjalista od filmów animowanych (który w tym cyklu wspominany był już niejednokrotnie, czy to za sprawą Anastazji, czy to przy okazji Titan – Nowa Ziemia). To jeden z twórców reprezentujących nostalgiczną erę tradycyjnej animacji. Animacji tworzonej za sprawą ożywionych rysunków, a nie grafiki komputerowej. To jednak nie jedyny staroszkolny aspekt filmu. W opowieści towarzyszy nam np. narrator tłumaczący, a czasem nawet komentujący okoliczności, w jakich akurat znajdują się bohaterowie – dziś jest to element, z którego niemal całkowicie zrezygnowano. Najbardziej urzeka jednak bijąca z historii atmosfera. Pradawny ląd to film pełen ciepła, miłości i ujmującej, bezpiecznej prostoty. Jest podniosły. Jest też wzruszający. Potrafi czasem przestraszyć. Ważne jednak, że stanowi dla dzieci – audytorium, do którego został skierowany – bezpieczny azyl, gdyż ani na moment nie rezygnuje z założenia, jakie mu przyświeca. Stanowienia opowieści ponadczasowej, uwrażliwiającej na dobro, uczącej życia we wspólnocie.
Ale to nie wszystko. Jak wiemy, podstawowym warunkiem odbycia przygody jest skłonność do podejmowania ryzyka. I to także jedna z ważnych prawd, o których opowiada Pradawny ląd. Gdy główny bohater traci swoją matkę, staje przed fundamentalnym wyborem. Albo będzie zatracał się w swym cierpieniu, z każdą godziną oddalając się od szansy na przetrwanie, albo weźmie się w garść, odrzuci smutek i zrobi dokładnie to, czego życzyłaby sobie jego matka – osiągnie cel, czyli kierując się głosem serca, odnajdzie mityczną Wielką Dolinę. Pradawny ląd to wspaniała nauka wyrabiania w sobie umiejętności podejmowania ryzyka. Umiejętności, bez której często nie jesteśmy w stanie zrobić kroku naprzód.
Atrakcyjny kostium oraz koncepcyjna prostota skrywająca piękne, czytelne przesłania, a także urzekająca atmosfera, niesiona muzyką Jamesa Hornera, przyczyniły się do niebywałego sukcesu filmu. Przez okrągły rok, czyli do czasu premiery Małej syrenki, Pradawny ląd cieszył się tytułem najlepiej zarabiającego filmu animowanego w historii. To przełożyło się także do trwałego zagnieżdżenia w popkulturze. Film Dona Blutha doczekał się bowiem przedłużenia żywota w postaci aż trzynastu (!) kontynuacji, ośmiu gier komputerowych, a także serialu telewizyjnego. Co ciekawe, były nawet plany przełożenia filmu na formę musicalową. A dodajmy, że nie jest to film wytwórni Disneya.
Nie bez powodu we wstępie posłużyłem się nazwiskiem Lucasa i Spielberga. Mam bowiem wrażenie, że to właśnie oni przyczynili się do ostatecznego kształtu filmu. Uczynili go bowiem bardzo przystępnym dla młodszego grona odbiorców, podkreślając ducha przygody. Ku niezadowoleniu reżysera z filmu wycięte zostało ponad dziesięć minut materiału filmowego, rozwijającego m.in. sceny walki z “ostrozębem” lub inne przygnębiające momenty opowieści. Para producentów wykonawczych postawiła sprawę jasno, dając do zrozumienia reżyserowi, że jeśli nie usunie newralgicznych scen, zobaczy płaczące dzieci w kinowym holu oraz niezadowolone miny towarzyszących im rodziców. Po latach, w książce pt. The Art of Animation, Don Bluth przyznał Lucasowi i Spielbergowi rację, dając do zrozumienia, że sukces Pradawnego lądu nie byłby możliwy bez wspomnianych cięć.
Podobne wpisy
Z filmem wiąże się także jeszcze jedna warta wspomnienia ciekawostka, ukrywająca się w głosie Kaczusi, bohaterki opowieści. Jest to jednak ciekawostka bardzo smutna, wręcz przerażająca, ale z pewnością skłaniająca do przyjrzenia się z większą uwagą elementowi filmu. Judith Barsi, młoda aktorka udzielająca głosu postaci, nie miała szczęścia poznać ostatecznego efektu swej pracy, choć podobno praca przy Pradawnym lądzie sprawiała jej tyle radości, że to właśnie Kaczusię wspominała jako swą ulubioną bohaterkę. Nie miała szczęścia, gdyż… przedwcześnie, w tragicznych okolicznościach, pożegnała się z tym światem. Została zamordowana przez własnego ojca w wieku dziesięciu lat, na cztery miesiące przed premierą filmu. Na jej nagrobku umieszczono słynną kwestię z filmu – “Yep! Yep! Yep!”.
Pradawny ląd to zatem także pamiątka. Pamiątka po małej dziewczynce, której nie dano możliwości zostać wielką aktorką. Warto o tym pamiętać.
korekta: Kornelia Farynowska