search
REKLAMA
Sztuczne światy

Sztuczne światy – ALICJA W KRAINIE CZARÓW

Maciej Niedźwiedzki

6 sierpnia 2018

REKLAMA

W Titanicu Jamesa Camerona jest jedna przepiękna scena, doskonale rymująca się z Alicją w Krainie Czarów. Wyraża ona krępujące poczucie stagnacji i wewnętrznego niepokoju. Na śniadaniu Rose siedzi przy stole z matką, która opowiada wystrojonym przyjaciółkom z pierwszej klasy o weselu swojej córki. O wysyłaniu zaproszeń, o tym, że na studia idzie się, by znaleźć męża – i Rose to zrobiła! – o poszukiwaniach sukni ślubnej, o bankiecie i karcie dań. Rose grzecznie siedzi na krześle obok, ale myślami ucieka gdzieś w dal. Wzrokiem przebiega po pozostałych stolikach i przy jednym z nich widzi uczoną manier kilkuletnią dziewczynkę (tak odegnij paluszek, pijąc z filiżanki, o tak rozłóż fartuszek, wyprostuj się, gdy siedzisz). Widzi samą siebie sprzed lat. Wtedy w Rose coś pęka. Zdaje sobie sobie sprawę, że od urodzenia żyje w klatce. Teraz zaczyna się w niej dusić. Rose już wie, że nigdy do tego świata nie pasowała. 

Prawdopodobnie każdy nieletni, wzorem Alicji, podążyłby do nory za białym królikiem w kamizelce. Ciekawość tego, co obce, bywa zbyt silna. Niejednego dorosłego zerwałyby też ze snu koszmary z Krainy Czarów. Magnetyczna siła Alicji w Krainie Czarów wypływa z kumulacji wizualnych dziwactw, narracyjnych paradoksów, niecodziennych form żywej i martwej natury. Interpretacyjna rozpiętość i możliwość wielokierunkowych odczytań dodają animacji Walta Disneya kolejnych podtekstów (wybaczcie, że w tym tekście skupię się tylko na jednym). Aż prosi się, by tę wizję nazwać narkotyczną… albo chociaż obłąkaną. Choć mogą to być określenia zbyt dużego kalibru dla perypetii wyśnionych przecież przez dziewczynkę w wieku szkolnym.

Alicję zmorzył na łące sen. Warunki ku temu miała doskonałe. Delikatny wiosenny wiaterek, puszysta, zielona trawa okryta cieniem rzucanym przez masywne drzewo i praktycznie bezchmurne niebo. Nad głową śpiewają słowiki, a powietrze przesycone jest aromatem polnych kwiatów. Alicję uśpiła nudna lekcja historii prowadzona przez prywatną nauczycielkę. Tytułowa bohaterka to dziewczynka z dobrego, zamożnego domu. Jej przyszłość jest już zaplanowana, zapisana i zapłacona. Poczucie bezpieczeństwa, zapewne w tym wieku jeszcze nie do końca uświadomione, to dla niej codzienność. Wysoki standard życia i komfort nie są luksusem, ale przyzwyczajeniem. To życie ideał, życie jak w mydlanej bańce. Młoda Alicja oczywiście nie zdążyła jeszcze wystarczająco dużo dowiedzieć się o prawdziwym świecie.

Epizodyczna, rwana narracja Alicji w Krainie Czarów może nie układać się w spójną historię, a ścieżka przez las, po której ostrożnie stąpa Alicja, nie jest wolna od ślepych uliczek – czasami też niknie zamiatana przez psa-miotłę. Kolejne wątki nie wynikają z siebie. Tworzą raczej mozaikowy obraz wszelakiego rodzaju osobliwości i tajemniczych lokacji. Jedynie pędzący w nieznanym kierunku królik łączy ze sobą kolejne miejsca: przypomina, że cały czas eksplorujemy to samo terytorium. Nie jesteśmy jednak po drugiej stronie lustra, ale w głowie Alicji. W tym absurdalnie groteskowym i zwodniczo wiarygodnym śnie reprezentacje otrzymały liczne lęki i jak dotąd niezwerbalizowana niechęć tytułowej postaci. Alicja bowiem będzie chciała wyjść z szeregu, uniknąć zaszufladkowania, żyć odważniej i na przekór konwenansom.

Czego boi się Alicja? Doskwierają jej (i z wiekiem coraz bardziej doskwierać będą) rytuały arystokratycznej klasy, której jest reprezentantką. W śnie objawiają się otaczające ją na co dzień rekwizyty, miejsca i postaci – symbole ładu i luksusu. Przyjmują one jednak wyolbrzymioną, a miejscami groźną formę na zasadzie opozycji. Milusiński kotek z rzeczywistości to kot zdrajca we śnie; elitarny, elegancki krykiet to skorumpowana, sadystyczna “zabawa”; bajkowe królestwo staje się siedliskiem kłamstwa i totalitarnych rządów. Zaczyna się jednak od delikatnych symptomów: ozdobna, ale przypominająca loch sala po przejściu króliczej nory, akcesoria kobiecej toaletki, różowe obicia sypialni w domku królika, ptak mający zamiast brzucha złoconą klatkę dla… ptaków, zestawy do herbaty.

Drobne impulsy później ewoluują w złożone wydarzenia. Tradycyjna angielska herbatka inscenizowana przez Zająca i Kapelusznika zmienia się w absurdalny, wycieńczający karnawał psot i wygłupów. Karty do gry (najpewniej w brydża) to uzbrojeni rycerze despotycznej królowej. Będąc osaczona, Alicja ucieka od wszystkiego, co tak naprawdę doskonale zna. W finale bohaterka trafia na królewski dwór. Wściekła władczyni bezzasadnie postawi ją przed sądem. Tam najpierw czeka ją egzekucja, dopiero później usłyszy wyrok. To już dla tytułowej bohaterki za wiele. Pozostaje jedynie ucieczka. W pierwszej kolejności tylko z niewinnego snu. Na poważniejsze kroki przyjdzie czas w nie tak dalekiej przyszłości.

Dziewczynka ukrywa przed nami (i wciąż wstydliwie przed sobą) swoje prawdziwe ja. Na tę chwilę jest ono tłumione i niewyrażane faktycznie, ale powoli dochodzi do głosu. To nawet nie kwestia młodzieńczego buntu – od tego okresu dzieli Alicję jeszcze co najmniej kilka lat – ale zupełnie innych potrzeb i silnego charakteru. Bohaterka nie da się zamknąć w sztywnych społecznych ramach, z góry przypisanej dla niej roli elokwentnej panny z posagiem. Refleksem tych uczuć i wątpliwości jest wizja Alicji. Alicja w Krainie Czarów to nie hymn na cześć magicznej siły wyobraźni, ale podświadomy krzyk dziewczynki, zapowiadający, że w przyszłości będzie samodzielnie o sobie stanowić.

Rose i Alicja to bohaterki bliźniacze, wywodzące się z podobnych środowisk i dręczone przez zbliżone wątpliwości (czy Alicja wyrosłaby na taką samą frustratkę jak Rose?). Obie przechodzą w swoich życiorysach – choć na różnych etapach rozwoju – przez momenty graniczne. Ustanawiające nową, ale tożsamą dla obu przypadków, hierarchię wartości. Bohaterkę Titanica na nowe tory wrzucił romans zakończony traumatycznym rozstaniem. Alicja nie musiała tak wiele poświęcić, ale otrzymała nie mniej cenną lekcję. Miała okazję poznać inną, prawdziwszą wersję samej siebie. 

W finale Alicja budzi się, na kolanach drzemie jej kotek, a sielska polanka wygląda tak samo jak przed podróżą po Krainie Czarów. Dziewczynka zrywa się na nogi. Szczęśliwie wraca do domu na kolację. Na pierwszy rzut oka nic się zmieniło. Alicja jest jednak bogatsza o jeden sen, wyzwalający sen.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA